Lubię symulatory. Przy zeszłorocznym Tank Mechanik Simulator bawiłem się naprawdę świetnie, we wszelakiego rodzaju ETS-ach spędziłem dziesiątki godzin, a i House Flipper zdołał mnie do siebie przyciągnąć pomimo kalekiego portu na Switcha. Tego typu produkcje to idealne „zmulacze”, pozwalające wyciszyć się po ciężkim dniu pracy lub nadrobić kilka odcinków ulubionego podcastu, bo większość z nich wymaga znikomej ilości myślenia. Nie oznacza to jednak, że wystarczy dolepić słówko „simulator” do pierwszego lepszego tytułu, by z miejsca stał się on hitem. Idealnym tego dowodem jest Junkyard Simulator: First Car – wersja demonstracyjna nadchodzącego, cóż za zaskoczenie, Junkyard Simulator.
Miłego złego początki…
Pomysł na grę jest niezwykle prosty. Ot, jesteś właścicielem złomowiska i masz dorobić się fortuny ciężką, lecz uczciwą pracą. W tym celu wskakujemy do jednego z czterech służbowych pojazdów i ruszamy w świat w poszukiwaniu wraków, starych mebli oraz złomu, które po odpowiedniej obróbce przynieść mają nam góry pieniędzy. Złom oraz samochody możemy po prostu zezłomować, a pozyskane w efekcie surowce sprzedać na giełdzie. Z kolei wyjęte z wraków silniki oraz wspomniane wcześniej meble warto wziąć na warsztat i skrupulatnie je odrestaurować, by potem opchnąć za większą sumę. Zarobioną w ten sposób kasę wydamy na pomagające nam w pracy ulepszenia, jak choćby zwiększenie ładowności naszej półciężarówki. A jakby wciąż było wam mało, możecie rozegrać również serię opcjonalnych i całkiem przyjemnych wyzwań, których ukończenie również nagradzane jest zastrzykiem gotówki. Przyznacie, brzmi to całkiem obiecująco. Zwłaszcza, że dostępne od 31 marca na Steam demo oferuje zaledwie przedsmak tego, co czekać ma na nas w finalnej wersji gry. Junkyard Simulator: First Car pozwoliło mi na rozegranie kilku, trwających łącznie półtorej godziny, nieskomplikowanych misji, prowadzących mnie za rączkę po najważniejszych mechanikach gry.
Miałem olbrzymią nadzieję, że fakt, iż za wydaniem Junkyard Simulator stoi specjalizujące się w symulatorach PlayWay sprawi, że tytuł ten czerpać będzie z bogatego katalogu firmy. Wszakże Car Mechanic Simulator oraz jego pochodne oferowały już naprawdę przyjemną mechanikę rozbierania samochodów na czynniki pierwsze oraz odbudowy silnika, a w Tank Mechanic Simulator mieliśmy też okazję poszwendać się po świecie gry w poszukiwaniu wraków czołgów.
…lecz koniec żałosny
I faktycznie, Junkyard Simulator korzysta z dobrodziejstw porftfolio PlayWay i wykorzystuje wiele rozwiązań znanych z podobnych mu gier, ale robi to na tyle nieudolnie, że wiele z nich zamiast bawić, zwyczajnie irytuje. Restaurowanie silnika przypomina teraz malowanie sprejem w paincie, bo każdy cal musimy wypiaskować, umyć i pomalować ręcznie, co sprowadza całą zabawę do męczącego machania myszą przez kilka minut. Interfejs jest na tyle przejrzysty, że można się w nim połapać, ale też na tyle nieintuicyjny, że za każdym razem trzeba się zastanowić, co chce się kliknąć. Manewrowanie pojazdami na ciasnych dróżkach, którymi usiana jest mapa, notorycznie utrudniane jest przez tragicznie duży promień skrętu prowadzonych samochodów.
Nawet zupełnie nowe mechaniki wykonane zostały mocno tak sobie. Kasowanie wraków w olbrzymiej paczkarce to niestety smutna konieczność, a nie źródło frajdy. Już pomijam to, że prasowane samochody zamieniają się w kostkę poza kamerą, bo byłaby to już forma czepialstwa (aczkolwiek super byłoby zobaczyć tę przemianę w czasie rzeczywistym). Większym problemem jest bowiem upierdliwość sterowania dźwigiem, przy pomocy którego pakujemy je do wspomnianej paczkarki. Każdorazowo mechanika ta zamieniała się w małą łamigłówkę, polegającą na odgadnięciu jak wysoko i jak daleko należy wysunąć magnes, by móc umieścić auto wewnątrz maszyny. Zastosowana klawiszologia ponownie jest średnio intuicyjna i choć da się przyzwyczaić, całość po prostu męczy niczym drobny kamyczek w bucie.
No i pozostaje też kwestia optymalizacji. Choć według podawanych przez twórców wymagań sprzętowych, Junkyard Simulator powinien bezproblemowo fruwać, latać, a nawet biegać na kilkuletnim sprzęcie – mój piecyk niezależnie od zastosowanych ustawień graficznych miał spore problemy z uciągnięciem tego tytułu w sensownej liczbie klatek. I choć nie należy on do grona gamingowych tytanów, nie ma większych problemów z odpalaniem takich produkcji jak Sekiro: Shadows Die Twice, Destroy All Humans!, czy nawet bliźniaczego i wielokrotnie już w tym tekście wspominanego Tank Mechanic Simulator. A przecież prawie wszystkie te tytuły wyglądają od Junkyard Simulator zdecydowanie lepiej.
Czy warto czekać na Junkyard Simulator?
Do Junkyard Simulator: First Car zasiadałem przekonany, że po jego ukończeniu pozostanę z uczuciem niedosytu, nie mogąc doczekać się majaczącej na horyzoncie premiery pełnej wersji gry. Koślawe mechaniki, nieintuicyjny interfejs oraz fatalna optymalizacja sprawiły niestety, że najchętniej bym o całym tym doświadczeniu zapomniał. Pewnym światełkiem w tunelu jest wprawdzie fakt, że Junkyard Simulator nie dostał jeszcze konkretnej daty premiery, więc jest szansa, że wiele z wytkniętych przeze mnie problemów zostanie do tego czasu naprawionych i tytuł może stać się naprawdę ciekawą pozycją. Radzę jednak zachować ostrożny optymizm i przed ewentualną decyzją o kupnie gry na premierę, sprawdzić oferowane przez twórców dema.