Recenzja House Flipper. Jak bestseller Steam sprawdza się na Switchu?

House Flipper
House Flipper

Switch w żadnym razie nie jest najmocniejszą konsolą tej generacji przez co portowanie gier na tę platformę nierzadko wymaga mocnej gimnastyki. Niemniej na przestrzeni ostatnich kilku lat na konsolę Nintendo trafiło kilka wysokobudżetowych produkcji, jak choćby Doom oraz Wiedźmin, które udowodniły, że stworzenie wysokiej jakości wersji swoich gier na Switcha, jest jak najbardziej możliwe. Nie udaje się to niestety wszystkim śmiałkom i od czasu do czasu natrafimy na jakiegoś śmierdziuszka, obcowanie z którym irytuje zamiast bawić. Takim właśnie śmierdziuszkiem okazał się być House Flipper…

House Flipper 3
Nawet minimapa przeszła swoisty downgrade i w wersji na Switcha nie pokazuje już, w którą stronę patrzymy.

Jak sprawdza się w akcji Steam bestseller?

Już u podstaw był to tytuł skierowany do pewnej specyficznej grupy odbiorców lubujących się we wszelakiej maści symulatorach. Recenzowany przeze mnie kilka miesięcy temu Tank Mechanic Simulator udowodnił mi, że zaliczam się do niej i ja. Tego typu gry za sprawą swojej mocno uproszczonej i zazwyczaj powtarzalnej rozgrywki pozwalają graczowi osiągnąć swego rodzaju zen lub przynajmniej nadrobić kilka odcinków podcastu, tudzież audiobooka.

Teoretycznie podobnie jest z House Flipperem, w którym przez zdecydowaną większość czasu sprzątamy i remontujemy zakupione domy, by potem sprzedać je z zyskiem. Zarobione w ten sposób pieniądze inwestujemy w kolejny zapuszczony budynek, i tak w kółko. Pierwsze kilka remontów wykonywałem z przyjemnością, pieczołowicie czyszcząc każdą powierzchnię, starannie dobierając kolor farby, która wkrótce miała pokryć ściany gabinetu, a także głowiąc się, gdzie postawić fotel, by do siedzącego w nim użytkownika docierało jak najwięcej światła. Na planowaniu można spędzić naprawdę masę czasu, o ile tylko przeszkadzać nie będzie nam pewna toporność i średnio wygodny, przynajmniej w wersjach konsolowych, interfejs.

House Flipper 2
Rzadki render z wersji alpha Silent Hills.

Problem w tym, że House Flipper niezbyt do tego zachęca. Twórcy zaimplementowali do gry kilkunastu kupców o różnych preferencjach, więc teoretycznie można skupić się na jednym z nich i skroić dom według jego zachcianek, ale równie dobrze można to całkowicie pominąć i kierować się własnym widzimisię. Skończony dom i tak ktoś kupi, a poza tym sami zainteresowani sprawiają niekiedy wrażenie niezłych przygłupów. No, bo jak wytłumaczyć gościa piejącego z zachwytu na przestronną sypialnią będącą w rzeczywistości dawnym składzikiem ledwo mieszczącym podwójne łóżko, które tam upchnąłem. Samo rozpoznawanie stworzonych pomieszczeń przez grę działa mocno tak sobie – gabinet z sofą stało się sypialnią, a pełna półek na książki biblioteczka z jednym fotelem okazała się być gabinetem. Dość szybko przestałem więc zwracać uwagę na komentarze kupców i growe definicje pomieszczeń, dekorując wnętrza według własnego gustu i trochę na odwal się. Starałem się w zasadzie tylko w dodatkowych zleceniach, w trakcie których nasz zarobek zależy od tego jak dobrze i w jakim procencie wykonaliśmy nasze wytyczne, ale nawet je wykonywałem do momentu aż gra pozwoliła mi ukończyć zlecenie. W końcu nie robiłem tego dla przyjemności, a wyłącznie po to, żeby otrzymać szybki zastrzyk gotówki pozwalający mi na dalszy rozwój remontowanego domu.

Do dyspozycji w grze mamy kilkanaście różnej wielkości domów – od czegoś na wzór letniej kuchni, aż po dwupiętrową willę. Wraz z postępami w grze kolejne remonty stają się zatem coraz bardziej czasochłonne, zwłaszcza, że każdą czynność musimy wykonać własnoręcznie, czyszcząc każde okno, wycierając każdą plamkę, a nawet kładąc każdy fragment tapety oddzielnie. Z pomocą przychodzi tutaj system rozwoju postaci. Przyznawane nam za ilość pomalowanych ścian, sprzedanych domów i tym podobnych czynności punkty możemy przeznaczyć na choćby mniejsze zużycie farby czy szybsze szpachlowanie. Poprawia to nieco komfort gry, ale nie zmienia to faktu, że w pewnym momencie remontowanie i dekorowanie wnętrz przestaje sprawiać radość i zaczyna po prostu męczyć.

House Flipper 4
Nawet nie chcę wiedzieć…

Nie pomaga w tym też fakt, że House Flipper na Switchu nie trzyma nawet tych podstawowych trzydziestu klatek, więc każdą sesję rozpoczynałem od przyzwyczajenia swoich oczu do lekkich, ale wciąż widocznych ścinek. W dodatku spadki klatek pogłębiały problem braku precyzji gałek analogowych przy próbie umieszczenia jakiegokolwiek przedmiotu w świecie gry, przez co momentami musiałem odprawiać tańce godowe z drzwiami próbując trafić we framugę. Problem z płynnością boli tym bardziej, że House Flipper na Switcha przeszedł olbrzymi graficzny downgrade. Świat gry spowity jest permanentną, „silent hillowską” mgłą, tak gęstą, że z jednego końca ogrodu nie widać drugiego, a rozmyte tekstury utrudniały momentami rozpoznanie czy to coś na blacie jest zdobieniem czy może jednak brudną plamą.

To z resztą nie jedyne problemy techniczne gry. Jakiś nicpoń notorycznie rozkładał na moich meblach pelerynę niewidkę, kiedy tylko udałem się na moment do innego pomieszczenia. Wszystko nadal znajdowało się na swoim miejscu, bo po podejściu wyświetlały się ich kontury – były po prostu niewidzialne. W pewnym momencie przestał mi też działać prawy trigger odpowiadający za większość czynności, co naprawiło dopiero ponowne uruchomienie gry. Choć błędy te nie wpływają na doświadczenie z grą tak mocno jak choćby klatkowanie, ale zdarzało się to na tyle często, że nie można tego przemilczeć. Mam jednak nadzieję, że większość z wymienionych wyżej problemów zostanie naprawiona przez twórców po premierze gry.

House Flipper
Za kominkiem stoi komoda. Nie widzicie jej, bo również wyposażono ją w funkcję kamuflażu.

Czy warto kupić House Flipper?

House Flipper to zatem świetny pokaz tego, jak nie powinno się portować gier na Switcha. Wersja ta nie zawiera żadnego z wydanych w ciągu ostatnich dwóch lat dodatków będąc tym samym absolutnie najgorszym możliwym sposobem obcowania z tym tytułem, który na każdej innej platformie działa i wygląda całkiem nieźle, będąc tym samym przyjemnym symulatorem polskiego urlopu. Co prawda nie należy nastawiać się na spędzenie w nim dziesiątek czy setek godzin, bo niestety gra nie ma na tyle zawartości, ale wciąż nie powinniście pożałować wydanych pieniędzy. No, chyba, że mowa o wersji na Switcha.

Polecam też zapoznać się recenzją wersji PC autorstwa Kasjana.

Plusy
  • Relaksuje
  • Spora liczba domów do wyremontowania
  • Duża dowolność w dekorowaniu wnętrz
Minusy
  • Klatkuje
  • Graficznie odrzuca
  • Sporo mniejszych, ale irytujących błędów
  • Brak nadrzędnego celu w grze
  • Po pierwszy kilku remontach zaczyna nudzić
  • Toporne sterowanie na konsoli
  • Mało intuicyjny interfejs
3
Ocenił Konrad Noga
Nintendo Switch

Recenzja powstała w oparciu o rozgrywkę z konsoli Nintendo Switch

Recenzje gier OpenCritic