Recenzja Destroy All Humans!

Destroy all Humans e1588172221521

Zabieranie się za remake jakiejkolwiek kultowej gry jest niczym postawienie stopy na polu minowym. Wystarczy bowiem jeden zły krok, by twórców zalała fala żółci wylewająca się z gardzieli oburzonych jakimikolwiek zmianami internautów. Chociaż oryginalnemu Destroy All Humans! z 2005 roku daleko do kultowości Final Fantasy VII lub Crasha Bandicoota, rozumiem presję ciążącą nad Black Forest Games – autorami tegorocznego remake’u o tym samym tytule. Nie jest to jednak wymówka, by mnie okłamywać.

Destroy All Humans! (1)

Autorzy remake’u tuż po uruchomieniu gry zapewniają, że odświeżone Destroy All Humans! oferuje doświadczenie niemalże nieodróżnialne od oryginału. Początkowo nie miałem żadnych powodów, by nie ufać Black Forest Games. Gra faktycznie wygląda zdecydowanie lepiej niż pierwowzór, a ja wciąż wcielałem się w Cryptosporidium-137 (w skrócie Crypto) – wysłannika Imperium Furonów wysłanego na Ziemię w celu podbicia jej i zapewnienia świeżego DNA potrzebnego do podtrzymania ciągłości gatunku furońskiego. Przyznam się, że Crypto to jeden z moich absolutnych faworytów, jeśli o bohaterach gier wideo mowa. Jego sarkastyczne poczucie humoru, nienawiść do gatunku ludzkiego i psychopatyczne skłonności to mieszanka wybuchowa sprawiająca, że po prostu nie da się go nie uwielbiać.

Fabularne to dokładnie ta sama gra, co oznacza mniej więcej tyle, że w trakcie zabawy nieraz zarechotamy wesoło, bo scenariusz Destroy All Humans! jest po prostu przezabawny. Całość stanowi bowiem jeden wielki pastisz filmów o inwazjach obcych i wyidealizowanego obrazu Stanów Zjednoczonych z lat 50.  Poruszamy się po świecie pełen zazdrosnych o sąsiadki kur domowych, zafascynowanych bohaterem Marlona Brando z „Tramwaj zwany Pożądaniem” mężczyzn i skorumpowanego rządu przekonującego wszystkich, że za domniemaną inwazją obcych stoją komuniści, a krowy są zielone i wybuchają z radości, bo jedzą zdrową, amerykańską trawę. W zasadzie jedyną scenariuszową zmianą (dumnie z resztą ogłaszaną w zapowiedziach gry) jest przywrócenie usuniętej z oryginału misji, w której sabotujemy latający spodek amerykańskiej armii. Przyjemne rozwinięcie, choć nie wnosi ono zbyt wiele do historii.

Destroy All Humans! (2)

Przyznam się też uczciwie, że trochę przesadzam mówiąc o okłamujących mnie twórcach, bo w zasadzie wprowadzone do rozgrywki zmiany są dosyć niewielkie. Weterani serii powinni poczuć się tu jak w domu, bo remake Destroy All Humans! nie przeszedł nawet w ułamku tak radykalnej przebudowy jak choćby Final Fantasy VII Remake. Niemniej przez to, że w czerwcu w ramach przygotowania do recenzji postanowiłem ograć oryginalne wydanie z 2005 roku, bardzo szybko zacząłem dostrzegać pojawiające się tu i ówdzie różnice, które, choć z pozoru mało znaczące, koniec końców sprawiały, że do wielu misji musiałem podchodzić zupełnie inaczej. Łatwo jest odebrać takie uwagi jako narzekanie, więc czuję się zobligowany zaznaczyć w tym miejscu, że zdecydowana większość tych zmian wpłynęła jak najbardziej pozytywnie na rozgrywkę.

Nowe Destroy All Humans! w dużo większym stopniu stawia na rozwałkę. Oryginał spokojnie można było niemalże w całości ukończyć przy pomocy telekinezy i pozwalającej przebierać się za człowieka holoformy, od czasu do czasu tylko wykorzystując pomysłowy arsenał Crypto. Tym razem holoforma została mocno osłabiona – jej uruchomienie zabiera nieco więcej czasu, a rzucenie przeciwnikiem przy pomocy umysłu momentalnie nas demaskuje, co wymusza na graczu zmianę taktyki. Stanowi to szansę na zapoznanie się z jedną z czterech dostępnych broni, choć ich balans pozostał w remake’u bez żadnych zmian i ponownie najskuteczniejszym orężem jest tutaj podstawowy miotacz piorunów w tandemie z wymownie nazwanym dezintegratorem, a z sondy analnej oraz służącego za granatnik detonatora jonowego korzysta się tak naprawdę od święta.

Destroy All Humans! (3)

Część fanów może być niezadowolona przede wszystkim z faktu, że znaczna część zmian mocno uprościła rozgrywkę. Zapomnieć można choćby o chaotycznym poszukiwaniu amunicji w trakcie walki, bo ta nie kończy się praktycznie nigdy, a w razie potrzeby możemy przekształcić dowolny stolik w dodatkowy magazynek przy pomocy transmogryfikacji – nowej mocy Crypto. Również przeciwnicy nie stanowią większego zagrożenia. Ilość ich zdrowia została względem oryginału obniżona, a wprowadzona w remake’u możliwość telekinetycznego odsyłania rakiet i granatów wprost pod nogi nadawców sprawia, że praktycznie zabijają się oni sami. Nawet batalie z czołgami nie podnoszą już tak skutecznie ilości adrenaliny we krwi, bo ich pocisków możemy teraz wygodnie unikać przy pomocy zrywu, a dzięki hipnozie nic nie stoi na przeszkodzie by załatwić sobie uzbrojonego ochroniarza.

Wszystko to czyni jednak walkę zdecydowanie bardziej angażująco nawet pomimo, że Destroy All Humans! jest przez to znacznie łatwiejsze. Tyczy się to również walk powietrznych. Latający spodek Crypto został teraz wyposażony w odpychającą pociski tarczę, a jego wytrzymałość odnawia się wysysaniem energii życiowej z ludzi, choć akurat ten element nie przypadł mi do gustu. Z powietrza większość przechodniów zamienia się w ledwo dostrzegalne kropeczki, a na ich poszukiwanie raczej średnio mamy czas w trakcie walki.

Destroy All Humans! (4)

Świetnym pomysłem okazało się natomiast przebudowanie części lokacji. Strzeżony przez amerykańską armię VIP faktycznie ukrywa się w wewnątrz wojskowego posterunku, a nie, jak to miało miejsce w oryginale, w jaskini zabezpieczonej polem siłowy. Nie należy się zatem obawiać, że proste projekty lokacji sprzed piętnastu lat gryźć się będą ze współczesną grafiką. Odwiedzane przez nas miejscówki wyglądają po prostu przepięknie. Zachwyciły mnie przede wszystkim leśne tereny wokół Roswell i wioskowe klimaty farmy Turnipseed. Żałuję więc, że nie mogę tego samego powiedzieć o modelach postaci. Niby wyglądają nieźle, a ich projekt pasuje do karykaturalnego przedstawienia kultury tamtych czasów, ale nie mogłem pozbyć się wrażenia, że oglądam nie ludzi, a woskowe modele. Uczucie to dodatkowo potęgowane było przez sztywne animacji zdające się pamiętać jeszcze szóstą generację konsol.

Na warsztat wzięto również strukturę samej kampanii i chwała za to twórcom, bo pozbyto się każdej trapiącej ją głupotki z oryginału. Dodano chociażby nieobecne w oryginale punkty kontrolne i zrezygnowano z konieczności zdobycia odpowiedniej liczby DNA (punktów doświadczenia), by ruszyć historię dalej. W efekcie wszystkie rozsiane na mapie zadania poboczne faktycznie są całkowicie opcjonalne i jeśli nie chcemy, możemy do nich w ogóle nie podchodzić. Co prawda warto, bo dodatkowe punkty przydadzą się w znacznie rozbudowanych drzewkach rozwoju postaci i statku, a i one same także przeszły mały lifting – wyścig na czas polega teraz na gonieniu zbuntowanego drona, a w jednym z zadań musimy detonować rozszalałe krowy. Gdyby tego było mało, każda misja (poboczna i główna) zawiera teraz zestaw opcjonalnych wyzwań, których zaliczanie nagradzane jest nie tylko większą ilością doświadczenia, ale też alternatywnymi skórkami dla Crypto.

Destroy All Humans! (5)

Początkowo miałem pewne obawy, czy przypadkiem nie będę się przy remake’u Destroy All Humans! nudził. Wszak oryginał przeszedłem zaledwie miesiąc wcześniej, a jedyną nowością w grze miała być wspomniana wcześnie dodatkowa misja. Ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że bawiłem się równie dobrze, o ile nie lepiej. Wprowadzone w remake’u zmiany zapewniły produkcji Black Forest Games poczucie świeżości, jednocześnie nie pozbawiając jej niczego, czym ujmował pierwowzór. Tegoroczne Destroy All Humans! nie jest remakiem doskonałym i twórcy potknęli się w kilku miejscach, a i kilkukrotnie gra potrafiła wysypać się na pulpit, ale nie miało to większego wpływu na masę frajdy, którą mi ona dała. Toteż nieważne czy na serii zjedliście zęby, czy może po raz pierwszy stykacie się z historią Crypto – będziecie bawić się świetnie.

Plusy
  • Wygląda pięknie
  • Masa drobnych zmian poprawiających komfort rozgrywki
  • Przezabawny scenariusz
  • Rozbudowane lokacje
  • Dodatkowe cele w trakcie misji
  • Duch oryginału
  • Crypto!
Minusy
  • Zbyt plastikowe modele postaci
  • Część mocy i uzbrojenia wciąż nie zachęca do używania
  • Potrafi się wysypać do pulpitu
8
Ocenił Konrad Noga
Recenzja PC

Recenzja powstała w oparciu o rozgrywkę z PC

Recenzje gier OpenCritic