Czy tylko ja kompletnie zapomniałem, że Dontnod miało wypuścić w tym roku jeszcze jedną grę? Dotychczas każda premiera kolejnej produkcji francuskiego studia spotykała się z olbrzymim szumem medialnym, czego perfekcyjnym dowodem było już w tym roku kapitalne Tell Me Why. Wprawdzie Twin Mirror, bo o tej narracyjnej przygodówce mowa, zdecydowanie nie jest najlepszą grą Dontnod, ale i tak brak jakiejkolwiek kampanii marketingowej dziwi. Zwłaszcza, że pomimo wielu problemów, Twin Mirror oferuje kilka całkiem interesujących pomysłów.
Intrygująca jest chociażby sama fabuła gry, opowiadająca o byłym dziennikarzu śledczym, bardzo aspołecznym Samuelu Higgsie, który powraca do rodzinnego miasta Basswood. Napisany przez niego przed laty artykuł doprowadził do zamknięcia lokalnej kopalnie, będącej źródłem zarobku wielu rodzin, co nie przysporzyło mu bynajmniej sympatii mieszkańców. Ostracyzm ze strony społeczeństwa w połączeniu z odrzuceniem oświadczyn przez ówczesną dziewczynę Samuela nie tylko zmusił go wówczas do wyjazdu, ale oznacza też, że powrót wiąże się z otwarciem ledwo zabliźnionych ran. Sam robi to więc dość niechętnie tylko po to, by wziąć udział w pogrzebie jego najlepszego przyjaciela Nicka, zmarłego wskutek wypadku samochodowego. Szybko okazuje się jednak, że na rzeczy jest coś więcej, a Sam wplątuje się intrygę związaną z półświatkiem przestępczym Basswood, a pobudka z wybrakowaną pamięcią i zakrwawioną krwią koszulą jest tylko początkiem problemów.
Niestety pomimo obiecującego początku Twin Mirror wykłada się na najważniejszym dla gry narracyjnej elemencie – fabule. Nie należy się tu nastawiać na emocje podobne do tych, dostarczanych choćby przez Life is Strange, którym Dontnod wyrobiło sobie markę. Scenariuszowi nie udało się też zbytnio zainteresować mnie losem bohaterów tej historii, bo jest ona po prostu nijaka. Kolejne postaci i lokacje przewijają się zaskakująco szybko, nie pozwalając się z nimi zżyć. Jest to o tyle przykre, że nie brakuje tu teoretycznie interesujących wątków poświęconych konkretnym mieszkańcom Basswood. Naprawdę chciałbym dowiedzieć się więcej o nowoprzybyłym i podejrzanie pomocnym farmaceucie albo o losach pewnej komuny, dającej schronienie najbardziej potrzebującym. Wszystkie te pozornie interesujące wątki traktowane są niestety po łebkach, nie mogąc się w pełni rozwinąć i wybrzmieć, czego powodem w moim odczuciu jest śmiesznie krótki czas trwania gry – zaledwie 5-6 godzin. W przypadku gry narracyjnej jest to po prostu zbyt mało, by odpowiednie rozpisać wszystkie części historii. Co ciekawe, nie przeszkodziło to twórcom w spróbowaniu dokonania niemożliwego, czyli równego rozdysponowania skromnego „czasu antenowego” pomiędzy wątkiem główny a wątkami pobocznymi. W efekcie otrzymaliśmy średnio porywającą opowieść, pełną obiecujących, lecz finalnie pozostawiających niedosyt historyjek.
Zawodzą również dialogi, które miejscami są po prostu fatalne. Poziom większości dialogów jest wprawdzie kompetentny, ale absolutnie brakuje im polotu, co rzutuje na nasz odbiór przewijających się w tej historii bohaterów. Nie czuć między nimi jakiejkolwiek chemii i najbardziej odczuwalne jest to w przypadku Sama i Anny, jego niedoszłej narzeczonej. Gdyby gra nie powiedziała mi o tym wprost, nie miałbym zielonego pojęcia, że coś tę dwójkę kiedyś łączyło. Jest to o tyle szokujące, że przecież za Twin Mirror stoi Dontnod – studio zawdzięczające swój sukces między innymi właśnie kapitalnie napisanymi i wiarygodnymi relacjami między bohaterami. W ogóle postacie napisane są często niezbyt wiarygodnie, choćby Joan, córka tragicznie zmarłego Nicka, często brzmi jak dorosła kobieta, choć jest nastolatką, która jeszcze niedawno rysowała gąsienice i ekscytowała się robakami. A przecież przywołane we wstępie Tell Me Why absolutnie w tych aspektach brylowało! Dorzućcie do tego jeszcze taką sobie grę aktorską i niekiedy źle dobrane głosy (entuzjastyczna gestykulacja pewnej gotki mocno gryzie się z jej przygnębionym głosem), a w pełni zrozumiecie mój zawód.
Odrobinę lepiej jest na szczęście w przypadku rozgrywki, bo ta, pomimo pewnych niedoskonałości, jest dokładnie tym, do czego przyzwyczaiły nas poprzednie gry francuzów – narracyjną przygodówką z elementami nadnaturalnymi (przede wszystkim w postaci Jego, czyli wyimaginowanego i zdecydowanie bardziej empatycznego przyjaciela Sama). Lwią część czasu spędzamy tu więc na dialogach, co w kontekście moich wcześniejszych narzekań nie powinno napawać was optymizmem, ale paradoksalnie jest to jeden z najciekawszych elementów Twin Mirror. Wspomniany wcześniej On nie jest bowiem jedynie elementem fabuły, ale i bazą, na której zbudowane zostały niemalże wszystkie dialogi. Stoi on bowiem w opozycji do nieprzyjemnie bezpośredniego Sama, podpowiadając mu nieustannie jak w danej chwili zachowałby się przyzwoity człowiek. Nie musimy go oczywiście słuchać, ale warto, bo może się okazać, że zwyczajną uprzejmością czy wysłuchaniem kogoś, osiągniemy więcej niż poprzez zasypywanie rozmówcy lawiną pytań w nieodpowiednim do tego momencie. Nie oznacza to, że należy polegać na jego podpowiedziach absolutnie w każdej sytuacji – niekiedy bezpośredniość i brutalna prawda są jak najbardziej wskazane. Ważne jest jednak to, by zachować odpowiedni balans i odpowiednio ocenić, czego nasz interlokutor potrzebuje akurat najbardziej. Świetnie wpisuje się to też w wątek rozwoju osobistego Higgsa, bo kończąc grę swoimi decyzjami mamy szansę pomóc mu postawić pierwsze kroki na drodze do bycia lepszym człowiekiem, ale równie dobrze możemy sprawić, że okaże się być jeszcze większym bucem. Twin Mirror to autentycznie jedyna gra, w której, pomimo dość średniego poziomu scenariusza, czułem się, jakbym prowadził faktyczne rozmowy.
Przyjemną mechaniką jest także prowadzenie samego śledztwa, które w Twin Mirror oparto o tzw. rzymski pokój Samuela, czyli „miejsce”, do którego bohater udaje się myślami, by móc sobie coś przypomnieć lub połączyć pewne fakty. Nie jest to skomplikowana mechanika i w dodatku nie posiada jakiegokolwiek poziomu trudności, bo gra zwyczajnie nie pozwoli nam ruszyć dalej bez poznania prawdziwej wersji wydarzeń (a szkoda!), ale pozwala choć na moment odetchnąć od ciągłych rozmów. W dodatku wizualizacja ów rzymskiego pokoju wypada naprawdę kapitalnie, bo pełen jest przestrzeni niemożliwych i surrealistycznych widoków. W zasadzie jedynym zgrzytem jest tutaj niepotrzebnie frustrujące zbieranie poszlak, które rozsiane zostały w każdym, nawet najmniej oczywistym zakamarku zwiedzanej lokacji. Wysoka liczba dowodów do odszukania w połączeniu z całkiem sporym obszarem do przeczesania sprawiają, że w pewnym momencie zaczynamy po prostu biegać dookoła, starając się odnaleźć ostatni element układanki, przy okazji na przemian ziewając i klnąc z frustracji. Perfekcjonistów ucieszy natomiast fakt, że nawet poza śledztwami będą oni mogli pomyszkować w celu znalezieniu licznych memento, czyli wspomnień Samuela związanych ze znajdowanymi przedmiotami.
Nieco kuleje także warstwa techniczna gry, choć zaznaczyć należy, że nie są to w żadnym wypadku karygodne problemy. Ot, drobne potknięcia, które przyrównać można do drobinki piasku znalezionej w obiedzie nad morzem. Niby nie psuje odbioru całości, ale zgrzyt jest niestety odczuwalny. Przede wszystkim Twin Mirror nie jest najładniejszą grą Dontnod, co widać w szczególności na zbliżeniach, straszących kanciastymi modelami przedmiotów i niskiej jakości teksturami. Boli to o tyle mocno, że Twin Mirror nawet na najnowszych konsolach atakuje gracza doczytującymi się po zmianie ujęcia teksturami oraz bardzo sporadycznymi szarpnięciami płynności. Wprawdzie tytuł ten nie został jak dotąd zoptymalizowany pod kątem nowej generacji i tworzono go z myślą o Xboksie One i PlayStation 4, ale i tak sytuacja ta jest dość przykra. Na uwagę zasługują też okrutnie sztywne i miejscami pokraczne animacje postaci, czego koronnym przykładem jest notoryczne niedomykanie się ust mówiących bohaterów, co skutecznie wybija z „wczuwki”.
Twin Mirror to niestety jedna z tych gier, które chciałbym i zdecydowanie mógłbym pokochać, bo widzę w nim olbrzymi, uśpiony głęboko jak sto skurczybyków potencjał. Niestety wyraźny jest tu spadek formy Dontnod Entertainment, które wszystkie swoje siły najwidoczniej włożyło w prace nad Tell Me Why, Twin Mirror traktując przy tym niejako po macoszemu. Nie jest to jednak gra fatalna. Spędzony z nią czas wspominam dobrze, ale daleko mu do pozostałych osiągnięć studia. Ot, kompetentny tytuł z problemami, który warto wyhaczyć, kiedy tylko pojawi się na jakiejś ciekawej promocji.