Recenzja Iron Harvest – RTS never dies!

Iron Harvest

Trudno nie zauważyć, że uniwersum wykreowane na podstawie prac Jakuba Różalskiego jest świetną bazą pod gry wideo. Z jednej strony mamy dobrze wszystkim znane realia wojenne, a z drugiej nadzwyczajną technologię, dzięki której można wybronić każde fabularne widzimisię. Nie będę więc zaskoczony, gdy w niedalekiej przyszłości pod flagą Iron Harvest pojawi się więcej tytułów. Osobiście, chętnie zagrałbym w tym świecie w produkcje podobne gatunkowo do takich hitów jak XCOM, BattleTech czy Heroes of Might and Magic. Jestem pewny, że seria Total War z pewnością potrafiłaby zrobić z tego uniwersum użytek i w genialny sposób wykorzystać jego potencjał. Skupmy się jednak na tym, co dziś mamy na warsztacie i miejmy nadzieję, że jeszcze nie raz zobaczymy mechy na mapach Europy.

Polak, Rusek i Niemiec

Świat Iron Harvest to alternatywna wizja historii po 1920 roku. Gra skupia się na trzech mocarstwach, leżących we wschodniej i centralnej części Europy – Polanii, Roswiecji i Saksonii. Łatwo domyślić się którym rzeczywistym państwom odpowiada to nazewnictwo. Napięcia pomiędzy nimi nie wygasły, a widmo kolejnego wielkiego konfliktu wisi na włosku. Wszyscy zdają sobie jednak sprawę z tego, że następna wojna zbierze jeszcze większe żniwo, bo tak naprawdę żadna ze stron nie przestała się zbroić. Wszystko za sprawą ciągle rozwijającej się technologii, reprezentowanej przez dobrze znane z prac Jakuba Różalskiego mechy. Pierwotnym założeniem ich twórcy, Tesli, było użycie maszyn w zupełnie innym celu. Miały wyręczać ludzi w pracy, by Ci mogli skupić się na takich aspektach życia jak sztuka i nauka, a w konsekwencji zyskać miała cała cywilizacja. Historię można porównać do przypadku Alfreda Nobla i wynalezionego przez niego dynamitu. Ludzie szybko odkryli niszczycielską stronę wynalazku i znaleźli niekoniecznie szlachetne jego zastosowania.

Iron Harvest Screen1

Kampania podzielona została na trzy części, a w każdej z nich pokierujemy inną nacją. Frakcje mają swoich unikatowych bohaterów, którzy są bezpośrednio powiązani z fabułą gry. Główny wątek historii jest spójny, a całość zmierza do tego, by pokonać tych złych i uchronić świat od zagłady. Twórcy z King Art Games oddali w nasze ręce całkiem przyzwoitą opowieść, której akcję śledzi się z przyjemnością. Wiele RTS-ów ma problem z tym, by w sensowny sposób zmotywować gracza do ukończenia kampanii, ale fabuła Iron Harvest broni się sama. Nie wszystkie żarty są trafione, nadmiar patosu może momentami przyprawiać o zażenowanie, ale mimo tego z ciekawością śledziłem wątki wszystkich bohaterów. Numerem jeden jest oczywiści niezastąpiony miś Wojtek – duma naszej armii! Warto zaznaczyć, że kampania to przygoda na ponad 20h, co jest dość przyzwoitym wynikiem.

Recenzja Iron Harvest
Iron Harvest recenzja

Trening Napoleona

Kampania fabularna została zaprojektowana w przemyślany sposób. Trzeba przyznać, że twórcy postarali się o różnorodność misji. Oczywiście, większość zadań sprowadza się do tego, by spuścić wrogowi łomot, ale sposób w jaki mamy tego dokonać jest zmienny. Czasem będziemy mieć do dyspozycji całą bazę, a innym razem wyłącznie skromny oddział. Okazjonalnie trafiają się misje, w których musimy się skradać, przetrwać falę ataków lub dotrzeć do konkretnego punktu na mapie. Poziom trudności został odpowiednio zbalansowany. Kampania nie jest spacerkiem po parku, a niektóre z misji potrafią dać w kość nawet wtedy, gdy podstawy gry mamy już dobrze opanowane. Jej ukończenie solidnie przetestuje nasze umiejętności i przygotuje nas do wkroczenia w rozgrywki multiplayerowe.

Grając w Iron Harvest szybko zorientujemy się, że mamy do czynienia z klasycznym RTS-em. Jeśli przyjrzymy się technicznym aspektom produkcji, to uświadomimy sobie, że to już gdzieś było. Gra jest pełna sprawdzonych pomysłów, a te zastosowane będą przywodzić na myśl klasyki gatunku. Jeszcze podczas produkcji twórcy zapewniali, że podczas tworzenia Iron Harvest współpracują z fanami strategii z całego świata, dzięki czemu wszystko jest tak jak być powinno. Z drugiej strony ciężko oprzeć się wrażeniu, że to trochę pójście na łatwiznę, a grze przydałaby się  unikalna mechanika. Mam wrażenie, że same mechy to jednak nieco za mało, by rozkochać w sobie graczy.

Iron Harvest Screen5

Działa najcięższego kalibru

Ogromne maszyny są wizytówką Iron Harvest, a twórcy zadbali o to, by to właśnie one budowały klimat produkcji. Ich projekty są świetne i z przyjemnością ogląda się je w akcji. Każda z nacji dysponuje oddzielnym arsenałem maszyn, zróżnicowanych pod względem wyglądu, sposobu poruszania się i ataku. Piechota ma nikłe znaczenie i służy raczej za mięso armatnie. To właśnie mechami, szczególnie tymi największymi, wygrywa się bitwy. Wymiana ognia opiera się na dość prostych zasadach. Broń dużego kalibru sprawdza się przeciwko celom opancerzonym, a działka i karabiny lepiej radzą sobie z piechotą i lekkim pancerzem. Broń artyleryjska sprawdza się przy ostrzeliwaniu fortyfikacji, zabudowań i dużych, wolnych jednostek. W przypadku walki mechów, dodatkowy bonus otrzymamy za trafienia od tyłu.

Gdy kurz bitwy już opadnie i przyjrzymy się Iron Harvest na chłodno, to uwidoczni się nam kilka wad. Kiepsko wypadł system osłon, który jest zbyt chaotyczny i nie ma żadnego znaczenia w przypadku większych starć. Aspekt rozbudowy bazy został potraktowany po macoszemu i nie oferuje żadnych interesujących opcji. Postawić możemy wyłącznie dwa budynki, służące do rekrutacji jednostek i bunkry obronne. Ponarzekałbym też na zbyt skromną ilość umiejętności specjalnych charakteryzujących jednostki i bohaterów. Przez ubogość tego aspektu mamy ograniczone możliwości taktyczne w starciach. Zabrakło także możliwości ulepszania naszych podkomendnych, co wydaje się być normą w większości RTS-ów. Iron Harvest byłoby grą o niebo lepszą, gdyby zdecydowano się na większa różnorodność.

Iron Harvest Screen6

Od strony technicznej

Iron Harvest to nie tylko kampania. Jeśli damy się porwać dziełu niemieckiego studia King Art Games, to dodatkowo będziemy mogli sprawdzić się w trybie wyzwań i potyczek. Ich zawartość jest jeszcze skromna, ale twórcy mają w planach wzbogacanie gry o kolejną zawartość. Oczywiście, nie zabrakło trybu multiplayer, w którym rozgrywka opiera się na dość standardowych dla RTS-ów zasadach. Iron Harvest wygląda całkiem przyzwoicie, a na wyróżnienie zasługuje aspekt destrukcji otoczenia. Mechy niszczą wszystko, co stanie im na drodze, a to pozytywnie wpływa na immersję ich siły. Dobrze, że pod ich kończynami, od bratobójczego ognia, nie ginie piechota i mniejsze konstrukty, pal licho realizm!  Przerywniki filmowe, którymi nagradzani jesteśmy po każdej misji, zrealizowane zostały w interesujący sposób i ogląda się je z przyjemnością. Na plus oceniam też dubbing, szczególnie w opcji native, w której każda z nacji posługuje się własnym językiem. Moim zdaniem najlepiej wypada rosyjski. Całości klimatu dopełnia świetna oprawa audio, którą współtworzył Adam Skorupa, znany z pracy nad serią Wiedźmin.

Iron Harvest Screen2

Czy warto zagrać w Iron Harvest?

Podsumowanie recenzji Iron Harvest

Iron Harvest to klasyczny RTS, który po brzegi wypełniony jest dobrze znanymi rozwiązaniami. Ekipa z King Art Games wykonała kawał solidnej roboty i dostarczyła fanom gatunku to, czego oczekiwali. Z pewnością nie jest to ostatnie słowo niemieckiego studia jeśli chodzi o strategie. Mam jednak nadzieję, że przy następnej próbie pracy z marką pokuszą się o kilka eksperymentów i dostarczą nam coś więcej niż sprawdzoną formułę. Uniwersum Iron Harvest z pewnością na to zasługuje, a apetyty graczy zostały mocno zaostrzone.

Dziękujemy gog.com za udostępnienie gry. 

Plusy
  • Fabuła i sposób prowadzenia kampanii
  • Dobrze zbalansowany poziom trudności
  • Klimat
  • Solidny, klasyczny RTS
  • Mechy
  • Oprawa audiowizualna
Minusy
  • Brakuje świeżych mechanik
  • Brak wyraźnych różnic pomiędzy frakcjami
8
Ocenił Jakub Smolak
Recenzja PC

Recenzja powstała w oparciu o rozgrywkę z PC

Recenzje gier OpenCritic