Ghostrunner pojawił się na rynku w idealnym dla momencie, wypełniając lukę, którą pozostawił po sobie przesunięty na grudzień Cyberpunk 2077. Część wygłodniałych cyberpunkowych klimatów graczy zwróciła ku niemu swoje oczy, by choć trochę zaspokoić ssący głód i śmiem twierdzić, że gdyby nie obsuwa gry CD Projekt, Ghostrunner, jakkolwiek dobry by nie był, zostałby przyćmiony przez nadchodzącego „mesjasza branży”. Dobrze więc, że tak się nie stało, bo nowa gra One More Level jest zabójczo dobra.
Zawiodą się jednak ci, którzy w Ghostrunnerze poszukiwać będą głębokiej, wciągającej fabuły. Tytuł ten oczywiście opowiada pewną historię – wcielamy się w rolę tytułowego Ghostrunnera, cybernetycznego zabójcy, który po nieudanej rebelii zostaje po śmierci przywrócony do życia, by wspiąć się na szczyt górującej nad niekończącym się postapokaliptycznym miastem wieży Dharma Tower, by tam jednym szybkim cięciem położyć kres rządom Mary. Jest w tym wszystkim nawet pełna głębia – świat gry jest zaskakująco rozbudowany, a kolejne karty jego historii zgłębia się z zainteresowaniem. Znalazło się tu miejsce i na dylematy moralne, i na tajemniczych sprzymierzeńców, ale wszystko to jest jedynie wymówką do wyruszenia w podróż po tym dystopijnym świecie.
Sam Ghostrunner nie jest też grą, która sprzyja poznawaniu historii. Jej kolejne fragmenty poznajemy wyłącznie poprzez dialogi w trakcie samej rozgrywki, co jest jak najbardziej akceptowalną formą narracji, o ile nie chodzi o grę niezwykle dynamiczną i wymagającą pełnego skupienia na rozgrywce. Ghostrunner to nie symulator chodzenia, a raczej połączenie Mirror’s Edge z Sekiro. Sprawia to, że spora część dialogów, choć normalnie chciałbym ich wysłuchać, traciła na znaczeniu, bo akurat byłem zajęty przeskakiwaniem pomiędzy kolejnymi platformami lub uniknięciem postrzelenia przez przeciwnika. Teoretycznie nagrane rozmowy odpalają się wyłącznie w spokojniejszych momentach, co ma pozwolić na ich spokojne poznanie, ale tytuł ten jest tak bardzo dynamiczny, że nie tylko bardzo szybko znajdujemy się w kolejnym pełnym przeciwników pomieszczeniu, ale przede wszystkim po prostu nie mamy ochoty zwalniać.
Ghostrunner to bowiem istna pompa adrenaliny. Spróbujcie wypić litr mocnej kawy, popić energetykiem, walnąć kreskę i puścić na pełen regulator jakiś ostrzejszy punkowy kawałek, a następnie usiądźcie i zacznijcie czytać książkę. Trudno, nie? Nie chce się czytać, ma się gdzieś wszystkie, najciekawsze nawet historie – chce się wtedy po prostu napier… No, szaleć się chce. I wariować. Ghostrunner jest więc w tym względzie ofiarą własnego sukcesu – One More Level udało się stworzyć tak dobry i uzależniający gameplay, że przyćmiewa on wszystko inne, co znalazło się w grze.
Najlepsze w tym wszystkim jest to, że u podstaw Ghostrunner posiada zaskakująco prosty schemat rozgrywki. Tytuł ten podsumować można by stwierdzeniem, że jest to gra o bieganiu po ścianach i ciachaniu przeciwników. Tylko tyle i aż tyle. Ghostrunner nie potrzebuje zapychaczy w postaci zadań pobocznych, półotwartych światów i tym podobnych. Chętni mogą popolować na ukryte w zakamarkach poziomów znajdźki, ale rdzeń rozgrywki został tu wykonany tak dobrze, że wszystko poza nim wydaje się zbędne.
Zasada jest prosta – każdy przeciwnik ginie po zaledwie jednym cięciu, ale niestety tyczy się to także nas, więc w sytuacji, w której w pomieszczeniu znajduje się kilku lub nawet kilkunastu wrogów, musimy się mocno napocić, by wyjść z niego żywymi. Na całe szczęście bohater gry jest typową „szklaną armatą”. Ginie szybko, ale posiadane przez niego zdolności sprawiają, że nawet na moment nie czujemy, że poziom trudności Ghostrunnera jest w jakimkolwiek stopniu niesprawiedliwy. Najbardziej podstawową, a także najprzydatniejszą jest umiejętność chwilowego spowolnienia czasu w celu wykonania błyskawicznego uniku. Pozwala nam to nie tylko na ominięcie pocisku, ale także na wyratowanie się w sytuacjach, w których źle obliczyliśmy odległość do kolejnej platformy i właśnie lecimy w przepaść.
Z uniku możemy korzystać bez jakichkolwiek ograniczeń, ale w trakcie rozgrywki odblokowujemy także kilka innych umiejętności specjalnych, których użycie wymaga ich uprzedniego naładowania, mordowaniem przeciwników. Są one bowiem na tyle skuteczne, że ich użycie bagatelizuje większość starć, często ratując nas z opresji. No, bo co ci biedni przeciwnicy mogą zrobić, kiedy w mgnieniu oka zmiatamy ich z powierzchni ziemi przy pomocy fali uderzeniowej czy hakujemy umysł ich kolegi, przeciągając go tym samym na naszą stronę. W połączeniu z olbrzymią mobilnością naszego bohatera (który potrafi nie tylko biegać po ścianach, ale także podciągać się przy pomocy linki z hakiem oraz jeździć na specjalnych szynach), dysponujemy imponująco szerokim wachlarzem umiejętności.
Nauczenie się skutecznego korzystania z każdej z nich jest o tyle ważne, że stojący nam na drodze przeciwnicy wcale nie dają sobie w kaszę dmuchać. Są naprawdę zróżnicowani i niebezpieczni nawet w pojedynkę. Początkowo użerać musimy się wyłącznie z posiadającymi pistolety chłopkami-roztropkami. Ich pociski z łatwością można wyminąć przy pomocy uniku, a z odrobiną wprawy nawet odbić przy pomocy miecza, skutecznie eliminując ich przy pomocy ich własnej broni. Prędko na naszej drodze zaczynają pojawiać się jednak bardziej wymagający oponenci – wysyłające w naszą stronę falę uderzeniową mechy, wymagający skontrowania cybernetyczni ninja, czy w końcu absolutnie fenomenalni bossowie, przywołujący na myśl najlepsze walki z Dark Souls (Artorias) i Sekiro (praktycznie każda).
Niesamowicie satysfakcjonujący jest moment, w którym coś w końcu zaskoczy w naszym mózgu i kolejne ruchy zaczynamy nareszcie wykonywać niejako automatycznie. Ghostrunner nie oferuje zbyt wiele czasu na myślenie, bo chwila zawahania się często kończy się zgonem. Toteż nie możemy tylko kierować poczynaniami naszego bohatera, musimy się nim stać. Pozwolić porwać się rytmowi dudniącego synthwave’u, wyłączyć się na świat wewnętrzny i ruszyć do walki. Skok. Skok. Linka. Unik w prawo. Cięcie. Linka. Skok. Cięcie. Linka. Skok. Wślizg. Cięcie. Śmierć. Jeszcze raz.
Tempo akcji jest tutaj tak szybkie, że często nie zauważa się, jak piękny jest świat Ghostrunnera. Jasne, w większości króluje tu szarobury monolit, ale nierzadko widok tego smutnego miejsca, rozświetlanego tylko przez jaskrawe światło neonów i reklam potrafi zachwycić. No, może poza momentami, w których trafiamy do cyberotchłani złożonej z jednokolorowych brył, mających symulować wnętrze komputera. Sekwencje w niej się odbywające niestety nie porywają i za każdym razem chciał czym prędzej wrócić do niebezpiecznej Dharma Tower. Na szczęście wycieczki te nie są czasem straconym, bo to właśnie w cyberotchłani pozyskujemy nowe umiejętności oraz bloki ulepszeń, które później ułożyć możemy w odpowiednich slotach, dodając sobie nowe zdolności, jak choćby, wspomniane wcześniej, odbijanie pocisków, czy też wydłużyć długość trwania spowolnienia czasu.
Ghostrunner nie jest niestety grą idealną. Podstawowy Xbox One radzi sobie z nią raczej tak sobie. Przy każdym uruchomieniu musiałem przyzwyczajać się od nowa do niskiej liczby klatek, które, na moje oko, nie osiągała 30 FPS. W tak dynamicznej grze jest to wręcz karygodne, choć, ku mojemu zaskoczeniu, bardzo szybko adaptowałem się i przestawało mi to przeszkadzać. Dużo większym problemem był jednak fakt, że zdecydowanie zbyt często nie byłem w stanie przewidzieć, jak zachowa się sterowany przeze mnie bohater. Było to uciążliwe zwłaszcza w sekcjach platformowych, w trakcie których nierzadko nie mogłem pozbyć się wrażenia, że zginąłem tylko dlatego, że gra miała taki kaprys. Najmocniej wyczuwalne było to w ostatnim poziomie gry, w sekwencji, podczas której moim zadaniem było odbijanie się od zawieszonych w przestrzeni ścian, co było o tyle trudne, że każdy skok był loterią i w większości przypadków musiałem korygować tor lotu przy pomocy spowolnienia czasu i uniku.
Czy warto kupić Ghostrunner?
Mimo wszystko nawet te kilka problemów nie zdołało zniechęcić mnie do Ghostrunnera. To wciąż absolutnie fantastyczna produkcja, dająca graczowi masę satysfakcji i radości z gry. Pewnie, będziecie kląć i chcieć rzucać padami, ale wszystkie te zszargane nerwy zostaną wam wynagrodzone w momencie, kiedy właśnie perfekcyjnie zaliczycie kolejny kill room. Ghostrunner to czysta kokaina i mój pretendent do miana gry roku. Należy jednak pamiętać, że tytuł ten najlepiej sprawdzi się w 60 klatkach na sekundę i z precyzją klawiatury i myszki. Toteż j Ghostrunner najlepiej sprawdzi się na konsolach nowej generacji lub PC.