Od premiery Elden Ring minęło już trochę czasu. Zapewne tyle, by część odbiorców mogła ukończyć ten tytuł i zasłużenie odpocząć po wrażeniach, jakie im zapewnił. Jeśli jednak komuś za mało, specjalnie dla takich osób przygotowaliśmy ranking gier soulslike. Nie byle jaki, bo składający się tylko z tych gier z gatunku, których nie wyprodukowało From Software.
Po sukcesie Demon’s Soulsów japoński deweloper doczekał się wielu naśladowców, a my wybraliśmy dziesiątkę najlepszych tego typu produkcji. Jeśli ograliście już wszystkie gry od ekipy Miyazakiego, może znajdziecie tu coś dla siebie.
10. Mortal Shell
Robert: Choć Mortal Shell na zrzutach ekranu i pokazach z rozgrywki wygląda znakomicie, w ruchu pozostawia wrażenie gry niedopieszczonej. Czuć ewidentną różnicę w jakości pomiędzy tym tytułem, a produkcjami od From. Twórcy zamaskowali niedociągnięcia graficzne wszechobecnym mrokiem, przez co poziomy, momentami mogące cieszyć oko, nie są szczególnie ciekawie zaprojektowane. Walka również pozostawia trochę do życzenia, bo przez mniejszą responsywność, nie daje aż takiego poczucia kontroli i satysfakcji. Mimo wszystko warto dać szansę, bo stylistycznie to właśnie Mortal Shellowi najbliżej do gier z serii Souls. To prawie że kopia z dodaniem tytułowych powłok, dzięki którym możemy przyjmować ciała niektórych poległych. Ciekawy bajer, ale żaden gamechanger.
9. Star Wars Jedi: Fallen Order
Robert: Wpływ gier From Software na całą branżę to rzecz niezaprzeczalna. I znamiennym przykładem na to jest gra ze stajni wielkiego wydawcy na licencji szalenie popularnej marki. Na pierwszą myśl mogłoby się wydawać, że adaptacja Gwiezdnych Wojen powinna być przystępna dla niedzielnych graczy chcących kupić grę po obejrzeniu filmów. Studio Respawn Entertainment zrobiło coś przeciwnego i zrealizowało ją w formacie soulslike. Do tych Soulsów dodano wspinaczkę rodem z Uncharted i opowieść przedstawioną w filmowy sposób. Zachwycała tu zwłaszcza efektowna walka na miecze świetle mogąca konkurować z wydanym w tym samym roku Sekiro. Tytuł, który zaskoczył wszystkich i uratował honor EA po plamie dwóch Battlefrontów. Czekamy na sequel!
8. Ashen
Tomek: Ashen to niepozorny indyk stworzony przez małe studio A44 z Nowej Zelandii. Choć niby to tylko kolejna produkcja inspirowana Dark Souls i Journey, po której nie można było się zbyt wiele spodziewać, Ashen ma jednak super klimat i łączy otwarty świat z formułą soulslike prawie tak dobrze jak robi to Elden Ring. Dodatkowo gra ma naprawdę ciekawy styl graficzny i design. Postacie nie mają twarzy, wszystko wydaje się trochę plastikowe niczym zabawki, którymi bawiliśmy się za dzieciństwa. Naprawdę trudno odmówić temu tytułowi uroku i można bawić się przy nim niezwykle dobrze.
7. Darksiders III
Robert: Marka Darksiders jest specyficzna z tego powodu, że każda kolejna odsłona starała się eksperymentować i dostarczać trochę inną formułę zabawy. Gdy część pierwsza oferowała klasyczny slasherowy gameplay, a dwójka starała się przebranżowić w platformową grę action RPG, tak trójka uwikłała się w romans z Dark Soulsami. Mashowanie przycisków przeistoczyło się w metodyczną walkę pełną uników, a lokacje przybrały formę długiego zapętlającego się dungeonu pełnego ukrytych przejść i skrótów. To gra, w którą fani gatunku powinni zagrać nawet bez znajomości poprzednich odsłon. A ci, którzy Darksidersy znają, ucieszą się, że po latach niebytu marka odżyła. Nas za to ciekawi, czym zainspiruje się czwarta odsłona.
6. Stranger of Paradise: Final Fantasy Origins
Tomek: Final Fantasy w wersji soulslike brzmi intrygująco. W końcu legendarna seria jRPG próbowała swoich sił w przeróżnych gatunkach i czasem wychodziło z tego coś dobrego. Niestety Stranger of Paradise: Final Fantasy Origin to zmarnowany potencjał. Team Ninja – twórcy wyśmienitego NiOh dostarczają nam uboższą wersję tamtego tytułu. Fajna walka połączona z ciekawym systemem klas to za mało, gdy fabuła jest głupia jak but, lokacje są bardzo małe i niezwykle nudne, a walki z bossami po prostu słabe. Momentami Stranger of Paradise: Final Fantasy Origin jest naprawdę świetne. Niestety po każdej takiej chwili nadchodzi moment drapania się po głowie i zastanawiania, kto wpadł na tak wiele złych pomysłów. Naprawdę szkoda, że nie wyszło tak dobrze, bo to samo studio stworzyło przecież bezapelacyjnie najlepszy klon formuły From Software.
5. Lords of the Fallen
Robert: Piąte miejsce w naszym zestawieniu zajęła gra polskiego autorstwa. No… prawie, gdyż jest to efekt współpracy polsko-niemieckiej. Lords of the Fallen to wolniejsze i bardziej ociężałe Soulsy. Z tego powodu wielu fanów skazało tę grę na porażkę, gdyż faktycznie należy się przyzwyczaić do tego movementu słonia. Zagorzali miłośnicy będą narzekać również na brak nowatorskiego podejścia i pewną odtwórczość bossów, a także krótki czas rozgrywki. Lordsy dało się ukończyć w 12 godzin, co stanowi jakąś 1/5 czasu potrzebnego na pierwsze przejście Dark Souls. Jednocześnie, właśnie z tych powodów, to dobra propozycja, by zacząć swoją przygodę z gatunkiem. Dostajemy tu więcej fabuły z dialogami w stylu BioWare, a i znajdzie się kilka wyborów, choć bez większych konsekwencji. Gra nie ma startu do dzieł From, ale to dobry przedstawiciel gatunku, którym warto zainteresować się nawet z racji zbliżającej się wolnymi krokami dwójki.
4. Code Vein
Tomek: Code Vein to trudny przypadek. Dark Souls w wersji anime nie brzmi jakoś specjalnie dobrze. Jedno z drugim się gryzie. Z drugiej strony produkcje From Software są mocno inspirowane różnymi mangami i anime, więc nie należy skreślać gry tylko dlatego, że ma inną stylistykę niż reszta soulslike’ów. Code Vein serwuje nam postapokaliptyczne anime wampiry i całkiem solidną akcję. Nie jest to może tytuł wybitny, ale niektóre lokacje i przeciwnicy są interesujący, a nacisk na granie w ekipie sprawia, że rozgrywka jest trochę inna niż w pozostałych omawianych przez nas tytułach. W grze znalazło się kilka ciekawych pomysłów, takich jak system wymienialnych klas z własnymi drzewkami umiejętności, które bazują na częstotliwości używania danego skilla. W ogólnym rozrachunku Code Vein wypada dobrze, ale trochę mu brakuje do najlepszych gier naśladujących produkcje From Software.
3. Let it Die
Tomek: Grasshopper Manufacture i legendarny założyciel studia Goichi Suda od lat robią swoje, nie zważając na trendy. Ich gry często nie powalają rozgrywką, ale dostarczają raczej zakręconą fabułę z mocnymi momentami. Dlatego tytuł free to play inspirowany Soulsami wydawał się nietypowy. Gra o tajemniczej wieży i dziwnych rzeczach dziejących się w jej środku jest jednak pozytywnie powalona i dostarcza dokładnie tego, czego można spodziewać się po twórcach takich tytułów, jak killer7, No More Heroes czy Lollipop Chansaw. Sama rozgrywka jest przyzwoita i potrafi wciągnąć, niestety gra cierpi przez napchanie mechanik z tytułów free to play, które gryzą się z koncepcją przygody w stylu Soulsów. Szkoda też, że generowane mapy nie są zbyt interesujące i zbyt często chodzimy po identycznych korytarzach. Mimo wszystko warto trochę pograć w ten zakręcony tytuł. W końcu za darmo to uczciwa cena.
2. The Surge
Robert: Seria od studia Deck13, współtwórców Lords of the Fallen. The Surge to robotyczne Soulsy, tyle że roboty przypominają tu raczej wózki widłowe i koparki aniżeli zaawansowane maszyny. Z miejscówek fantasy przechodzimy do industrialnego postapo i grze nie można odmówić tego specyficznego fabrycznego klimatu. Sterujemy tu osobą na wózku inwalidzkim. Ten wózek został jednak usprawniony do rangi egzoszkieletu. Twórcy wprowadzili specjalny system celowania pozwalający na ucinanie konkretnych kończyn mechanicznych przeciwników, by później móc podłączać je do swojego pancerza wspomaganego. W dobrym gameplay’u zawodziły jedynie starcia z bossami, których było mało i nie zostały pomysłowo zaprojektowane. Dużo tu też backtrackingu i odkrywania nowych przejść w tych samych lokacjach. Dopiero dwójka wyciągnęła akcję do bardziej otwartych miejsc na powierzchni. The Surge to łatwiejsze pozycje od dzieł From Software, ale wciąż wartościowe i koniecznie należy je sprawdzić.
Nasza recenzja części pierwszej
1. NiOh
Tomek: NiOh to na ten moment najlepszy „klon” formuły zapoczątkowanej przez From Software. To Dark Souls wymieszane z odrobiną Diablo i systemem walki, jaki mogli wymyślić tylko twórcy Ninja Gaiden. Bohaterem pierwszej części NiOh jest fikcyjna wersja pierwszego białego samuraja – Williama Adamsa, który znany jest choćby z popularnego niegdyś serialu Shogun. Bohater trafia w sam środek walki o przyszłość feudalnej Japonii. Sequel zaś dzieje się w większości przed tymi wydarzeniami. Wcielamy się w nim w wykreowaną postać, która jest w połowie człowiekiem, a w połowie yokai, przez co mamy dostęp do tajemniczych mocy potworów. Obie części NiOh charakteryzują się rozgrywką łączącą w sobie bardzo rozbudowany system walki z kilkoma stylami ataków oraz masą rodzajów broni. Całości dopełniają elementy rozgrywki inspirowane cyklem Dark Souls, a także hack and slashami. Zarówno pierwsza, jak i druga część NiOh są warte uwagi, bo to nie tylko czołówka podgatunku soulslike, ale także jedne z najlepszych gier z samurajami w roli głównej.
Nasza recenzja (edycja kompletna)
To oczywiście nie wszyscy przedstawiciele tego gatunku. Istnieje chociażby Remnant: From the Ashes wraz z prequelem Chronos: Before the Ashes lub rodzima Arboria romansująca z rogalikami. Z racji miejsca nie trafiły jednak do naszej topki. Nie wspominając o setkach wątpliwej jakości klonów, które codziennie zalewają sklep Steam. Mamy nadzieje, że przyszłość przyniesie jeszcze więcej dobrej jakości soulslike’ów spoza rąk From Software. W końcu nie ma nic lepszego od różnorodności na rynku.