Już dawno żaden rok nie był tak dobry pod względem filmowym jak 2019. Minione dwanaście miesięcy przyniosło nam wiele hitów, począwszy od nominowanych do Oscara produkcji pokroju Green Book i Faworyty, przez środek roku zdominowany przez Disneya i jego ostatnią część Avengersów, aż po koniec roku, gdzie dostaliśmy prawdziwy wysyp świetnych tytułów, głównie od Netflixa. Tego samego Netflixa, który przez lata kojarzony był wyłącznie z serialowymi produkcjami, obecnie to oferta filmowa jest tą wartą uwagi. Liczne nominacje i statuetki w najważniejszych filmowych nagrodach powinny być tego najlepszym potwierdzeniem.
Nie można również nie wspomnieć o Disneyu, który w ubiegłym roku pobił kilka finansowych rekordów. Najważniejszym z nich jest oczywiście absolutnie rekordowy wynik Avengers: Koniec gry, który na całym świecie zebrał 2,8 miliarda dolarów, tym samym pokonując ogólne wpływy Avatara sprzed dziesięciu lat. Ale to nie jedyny film Studia Myszki Miki, który rządził w 2019 roku. Aż siedem produkcji Disneya znalazło się wśród dziesięciu filmów, które w poprzednim roku przekroczyły barierę miliarda dolarów globalnych wpływów. Tym samym łączne wpływy studia na całym świecie przekroczyły 11 miliardów dolarów w 2019 roku, co jeszcze długo będzie rekordem wszechczasów. Również sfinalizowanie przejęcie FOX-a sprawiło, że o Disneyu w ostatnich dwunastu miesiącach było niezwykle głośno.
Zawiodło za to polskie kino, które po świetnych dwóch latach, tym razem zwolniło, prezentując zaledwie kilka dobrych tytułów wartych uwagi. Niestety żadna z nich nie znalazła się na poniższej liście, za to Boże Ciało i (Nie)znajomi otrzymały ode mnie wyróżnienia.
Rok 2020 zapowiada się bardzo dobrze, choć tym razem zabraknie tak długo wyczekiwanych hitów jak Avengers: Koniec gry, powstającego od wielu lat Irlandczyka, czy nowych filmów od twórców ambitnego kina grozy. Zanim w kinach pojawią się dzieła warte uwagi, a w ofertach serwisów VOD jest na razie spokój, warto przypomnieć sobie najlepsze filmy ubiegłego roku. Przed wami piętnaście, moim zdaniem, najlepszych filmów 2019 roku.
Wyróżnienia: Vice, Boże Ciało, Ad Astra, Grzeczni chłopcy, (Nie)znajomi, Vox Lux, Spider-Man: Daleko od domu, Midsommar. W biały dzień, Nienawiść, którą dajesz, Przedszkolanka, Rodzina od zaraz, Błąd systemu, Ból i blask, Zombieland: Kulki w łeb, Sztuka samoobrony, Sokół z masłem orzechowym, Doktor Sen, Portret kobiety w ogniu
15. Faworyta
Nie jestem fanem Jorgosa Lantimosa. Staram się oglądać wszystkie jego filmy i z każda kolejna produkcja podoba mi się coraz bardziej. Doceniam jednak autorski i unikatowy styl reżysera, który jednak w Faworycie nieco ułagodził, czyniąc ze swojej oscarowej produkcji najbardziej przystępnym obrazem dla widza. Wciąż wiele tu kpienia, wyśmiewania i ironizowania, choć tym razem w epoce tak nam odległej, że oferowane przez Lantimosa przywary bohaterów filmu, bawią z większą siłą niż do tej pory. Historia walki dwóch tytułowych faworyt o względy królowej szczególnie mnie nie porwała, choć pod względem aktorskim to ekstraliga, szczególnie Olivii Colman, której w takim wydaniu jej jeszcze nie widzieliście. Wszystko to jednak blednie przy aspektach technicznych – naturalne, zastane światło, mrok skrywający tajemnice pałacu każdej nocy, a do tego rewelacyjna scenografia i kostiumy, które w kadrach Robbiego Ryana wyglądają obłędnie.
14. Le Mans ’66
Dwa lata po pożegnaniu Logana, James Mangold powrócił z nowym filmem. Choć wziął się za temat słynnego pojedynku między producentem luksusowych samochodów dla fanów mocnych wrażeń, a taśmowo produkowanymi autami dla mieszczuchów, to pozostał wierny swojemu zamiłowaniu do stylistyki westernów. W Le Mans ’66 brakuje pojedynków w samo południe, ale znajdziemy tu szybkie jak błyskawica samochody z mechanicznymi końmi, narwanych kierowców i szychy w kowbojskich kapeluszach. Jedynie główny antagonista, czyli krawaciarz od Forda, pragnący zebrać wszystkie laury za sukces firmy dla siebie, zdaje się wyjęty z zupełnie innego filmu, jako że jest sztuczny i przerysowany w swoich knowaniach. Łatwo to jednak przełknąć, ponieważ Mangold oferuje najlepsze samochodowe wyścigi od czasu Wyścigu Rona Howarda, które zapierają dech w pieści i wywołują mocniejsze bicie serca. Do tego Christian Bale i Matt Damon w świetnych, zapadających w pamięci kreacjach.
13. Irlandczyk
Jest coś przewrotnego w tym, że to Netflix, streamingowy gigant, który według startych dziadów z Cannes i francuskich kiniarzy, niszczy filmowe doświadczenia, umieszczając swoje filmy na własnej platformie bez kinowej dystrybucji, uratował filmowe dziecko Martina Scorsese, dostarczając legendarnemu reżyserowi wszystkie środki, jakie ten potrzebował, aby zrealizować swoje pożegnanie z gangsterskim kinem. Choć zupełnie nie podobała mi się kampania oscarowa wokół Irlandczyka, która miała na celu atakowanie filmów Marvela, tak wraz z monstrualnym metrażem, trwającym aż 209 minut, nie zniechęciło to widzów do sięgnięcia po nowym film Scorsese, właśnie na platformie Netflixa. Co prawda Irlandczyk nie okazał się tak doskonałym dziełem, jakim był chciał, ale to wciąż stojąca na bardzo wysokim poziomie gangsterska epopeja, która w przeciwieństwie do Chłopców z ferajny czy Kasyna, kładzie największy nacisk tam, gdzie ma niewiele wspólnego z tego typu produkcjami. Scorsese powoli, acz skrupulatnie, tka opowieść o młodym bandycie, który pnie się po szczeblach kariery, nie tylko przestępczego półświatka, ale również lokalnej polityki, zaprzyjaźniając się z samym szefem związków zawodowych. To co jednak w Irlandczyku jest najważniejsze, to gorzka zaduma o przemijaniu, decyzjach bez możliwości ich cofnięcia, oraz żalu za popełnione błędy. Trudno nie dostrzec tu autorefleksji Martina Scorsese nad swoją reżyserską karierą, ale również udział ikon gangsterskiego kina, jak Roberta DeNiro, Ala Pacino i Joe Pesciego jest tu znamienny. Technicznie to jest jeden z najlepszych filmów ostatnich lat, który może nie zaskoczy żadnym ujęciem, montażową sklejką, czy scenografią, ale wszystko stoi na tak wysokim poziomie, że nie potrzebuje takich jednostrzałowych wybijaczy. To film wyczerpujący i wymagający skupienia, ale na próżno szukać gdzie indziej możliwości uczestnictwa w takiej gangsterskiej epopei.
12. Klaus
I kolejny, ale nie ostatni film Netflixa na tej liście. Nieoczekiwanie świąteczna animacja hiszpańskiego pochodzenia zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Może wynikało to z atmosfery zbliżających się świąt, jako że Klausa celowo oglądałem na dzień przed Wigilią, ale nie spodziewałem się tak dobrej produkcji. Film urzeka już przy pierwszym spojrzeniu na oprawę wizualną, która stanowi bardzo ciekawe i olśniewające artystycznie połączenie klasycznej, rysowanej animacji, z tą komputerową. W ruchu wygląda to równie dobrze, a same postacie, czy elementy otoczenia, zaanimowane zostały bez żadnych zarzutów. To co jednak w Klausie jest najważniejsze, to historia. Nie jednak dosyć sztampowy główny wątek postaci listonosza, który musi wyrwać się z dziury zabitej dechami, zdominowanej przez dwa zwalczające się klany, ale postać tytułowego bohatera. Święty Mikołaj jeszcze nigdy wcześniej nie otrzymał tak ludzkiej twarzy, jako człowiek pogrążonego w smutku, żalu i rozgoryczeniu. Film odmitologizowuje świąteczny symbol, nadając jego legendzie zupełnie nowego wymiaru, a tym samym całej produkcji przyjemnego ciepła, ale również wzruszającej refleksji. Jeden z najlepszych świątecznych filmów, który z pewnością wkrótce stanie się klasykiem.
11. To my
Dwa lata wcześniej Jordan Peele zaskoczył wszystkim swoim reżyserskim debiutem. Uciekaj! szybko stało się jednym z klasyków kina grozy nowej fali, czyli tzw. posthorrorów. Nic więc dziwnego, że jego ubiegłoroczny film był jednym z najbardziej oczekiwanych produkcji. W To my widać rozwój w roli reżysera, ale również scenarzysty, jako że film jest dojrzalszy, bardziej złożony i lepiej przemyślany od poprzedniego. Nie ustrzegł się jednak pewnych błędów, jak odarcie zakończenia z interpretacji, czy pewnego fabularnego rozwiązania, które nie przypadło mi do gustu, ale To my to film podatny na przemyślenia i analizy, a w całym tym horrorowym szaleństwie, Peele nie zapomina o swoich komediowych korzeniach, którym daje w pewnym momencie wyraz, prezentując jedną z najzabawniejszych scen ubiegłego roku. Reżyser doskonale wykorzystał aktorski talent Lupity Nyong’o, która daje fantastyczny popis w podwójnej roli.
10. Toy Story 4
Ciężko jest się mierzyć z filmową serią, którą pokochało się w dzieciństwie. Wychowywałem się na pierwszych dwóch częściach Toy Story, więc zabawkowy świat jest mi niesamowicie bliski. Byłem wniebowzięty, gdy okazało się, że trójka spełnia bardzo wysokie wymagania, jednocześnie kończąc całą trylogię. Ale Pixar miał plan na powrót do serii i to nie byle jaki. Co prawda Toy Story 4 można traktować jako epilog, który nie wzbogaca tego świata, ani bohaterów (poza jednym wyjątkiem), o kluczowe elementy, ale dobrze było raz jeszcze zatopić się w tym niezwykłym świecie. Tym bardziej, że Pixar dał nam jedną z najzabawniejszych postaci ubiegłego roku, czyli Sztućka. Jednak to Chudy, tym razem w nowej, obcej dla siebie roli, jest centralną postacią, który dojrzewa do zupełnie innego podejścia do życia. Do tego powroty znanych postaci z poprzednich części, nowy antagonista, który ma własną historię, i stare, ale odświeżone morały. Film bawi, wzrusza i edukuje sprzedawanymi wartościami. Pixar nie rozczarował również pod względem oprawy wizualnej. Toy Story 4 to nie tylko godna kontynuacja trylogii, ale również najładniejsza oprawa graficzna pośród wszystkich animacji.
9. John Wick 3
Pierwsza część Johna Wicka wyniosła akcyjniaki na zupełnie nowy poziom. Nikt już nie chciał kręcić zwykłych strzelanin, zaś wszystkie uderzenia i kopnięcia musiały pasować do skomplikowanej choreografii, najlepiej w scenie kręconej jednym, długim ujęciem. Popularność serii nie wzięła się jedynie z tęsknoty za bezkompromisowym i bezpretensjonalnym kinem akcji lat 80., bo David Leitch i Chad Stahelski wzięli najlepsze elementy z tamtego okresu i wymieszali z obecnymi możliwościami, przede wszystkim technicznymi, dając nam trzy pełne wrażeń akcyjniaki. John Wick 3 to prawdziwe apogeum inscenizacyjnych możliwości strzelanin i pojedynków z bronią białą. Niesamowicie dynamiczny, efektowny, rewelacyjnie wyglądający, a przy tym świetnie zagrany przez Keanu Reevesa film, który dostarcza ogromną dawkę rozrywki i zabawy podczas seansu. Nie przypominam sobie drugiego takiego filmu, w którym aż tak brutalne i bezkompromisowe sceny akcji sprawiłyby, że czułbym się jak dziecko w sklepie ze słodyczami. Tutaj każdy wystrzelony nabój, każdy rzucony nóż i każde uderzenie ma swoją siłę i znaczenie, dostarczając olbrzymią frajdę. To co zrobili Chad Stahelski z resztą ekipy, jest prawdziwym dziełem sztuki i niezwykłym powiewem świeżości w często nad zbyt poważnym i naburmuszonym kinie akcji. John Wick 3 to nie tylko najlepsza część serii, ale również ścisła czołówka najlepszych akcyjniaków w historii kina.
8. Green Book
Coraz więcej reżyserów wywodzących się z komediowego gatunku, z powodzeniem radzi sobie w kinie dramatycznym. Szlaki przetarł Adam McKay, ale to Peter Farrelly z Green Book sięgnął po najważniejszą filmową nagrodę. Można się kłócić, czy inny obraz zasługiwał bardziej, czy też nie, ale Green Bookowi nie można odmówić, ze jest produkcją bardzo przyjemną i przystępną, ale z odpowiednią mocą działającą w warstwie dramatycznej. Historia muzyka Dr Don Shirley i jego kierowcy, a później przyjaciela, Tony’ego Lipa zasługiwała na właśnie taki film. Reżyser w swoim filmie dotyka wielu ówczesnych problemów, które mają swoje przełożenie na współczesne problemy z uprzedzeniami rasowymi, nietolerancją, kulturowymi różnicami, czy zagubieniem w określaniu własnej tożsamości. Przedstawiane problemy podaje z ogromną gracją i idealną harmonią warstwy dramatycznej z komediową. Farrelly doskonale operuje humorem w swoim filmie, czyniąc ze swojego dzieła jeden z najmilszych, ale i najważniejszych, obrazów z nurtu feel-good movie. Do tego rewelacyjne, godne wszystkich nagród, role Viggo Mortensen i Mahershala Aliego.