Najgorsze filmy 2019 roku

Najgorsze filmy 2019 roku

Ostatnie dwanaście miesięcy przyniosły sporo naprawdę złych filmów. Było więc w czym wybierać, szczególnie wśród znanych, wysokobudżetowych marek, które w 2019 roku miały wyraźnie pod górkę. Niektóre z nich, jak ostatnia część X-Menów przed fuzją Disneya z FOX-em, zamknęła rozdział mutantów w okropny, niegodny całej serii sposób, zaś inne, jak druga odsłona Godzilli, pokazały, że studia wciąż mają ogromne problemy z budową uniwersów. To wyraźnie nie był rok dla blockbusterów, które większość z nich poniosły zarówno artystyczną, jak i komercyjną porażkę, dlatego część z nich musiało znaleźć się na poniższej liście.

Sporo złego można napisać również o polskich filmach. Choć nadal unikam komedii romantycznych, to gatunkowe kino nie przyniosło zbyt dużo dobrych propozycji w 2019 roku. Stąd też poniżej poznacie aż cztery polskie tytuły, które należy omijać jak najszerszym łukiem.

Sporządzając listę najgorszych filmów 2019 roku skupiałem się zarówno na głośnych tytułach, jak i tych mniej znanych, które ominęły polskie kina, a na VOD mało kto zwrócił na nie uwagę. Nie przedłużając dalej, zapraszam was do zapoznania się z 15 filmami, które moim zdaniem były najgorsze w 2019 roku.

Wyróżnienia: Herezja, Iron Sky. Inwazja, Anna, Light of My Life, Hex, Szczygieł, Kurier, Doom: Annihilation, Nomis, Projekt Koliber, Annabelle wraca do domu, Truposze nie umierają, Strażniczka, Polaroid, X-Men: Mroczna Phoenix, Godzilla II: Król potworów, Topielisko. Klątwa La Llorony, Rebelia.

15. Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie

Gwiezdne Wojny Skywalker. Odrodzenie
foto: Lucasfilm

Na to miejsce mógłbym bez problemy znaleźć z dwadzieścia innych filmów, które okazały się gorsze od finału gwiezdnej sagi. Jego pozycja w tym zestawieniu nie jest jednak przypadkowo, bo choć to film, któremu można wyliczyć trochę zalet, to żadna inna produkcja w 2019 roku aż tak bardzo mnie nie rozczarowała. Kocham Gwiezdne wojny, choć daleko mi do bycia fanatykiem, dlatego Ostatniego Jedi, choć nie przyjąłem entuzjastycznie, to dostrzegłem sporo zalet i odwagi w filmie Riana Johnsona. Cieszyłem się jednak, gdy ogłoszono, że za sterami ostatniej części historii o Skywalkerach zasiądzie J.J. Abrams, którego Przebudzenie mocy z miejsca pokochałem. Liczyłem, że nie tylko odwróci złe decyzje z poprzedniego filmu, ale również poprowadzi historię do satysfakcjonującego i wzruszającego finału. Skywalker. Odrodzenie miało stać się w moich oczach nowym Powrotem Jedi, a niestety okazało się najgorszym filmem z całej serii. Bzdurna fabuła, tona fanserwisu, chaotycznie prowadzone wątki i bohaterowie w roli narzędzi, a nie pełnokrwistych postaci. Nie takiego zakończenia, zapoczątkowanej przed czterdziestoma laty, historii oczekiwałem. Poza Kylo Renem i wcielającego się w niego Adama Drivera, ciężko odnaleźć tu jakiekolwiek plusy. Choć film wygląda rewelacyjnie, a gdy komuś uda się przełknąć okropne fabularne decyzje, na Skywalker. Odrodzenie możne dobrze się bawić, ale ja nie potrafiłem. Chciałbym, żeby ten film nigdy się nie wydarzył, a zamiast tego powstała ostatnia część historii rodu Skywalkerów, którą z dumą mógłbym umieścić w rankingu najlepszych filmów.

14. Terminator: Mroczne przeznaczenie

Terminator Mroczne Przeznaczenie
foto: Skydance Productions; Paramount Pictures

Z przykrością patrzy się na kolejne reinkarnacje marki Terminator. Słynna dwójka wychowała miliony dzieciaków z roczników dziewięćdziesiątych na całym świecie. Kultowe teksty rzucało się na przerwach w szkole, zaś pamiętne sceny odtwarzało na podwórku. Szkoda, że legendę tamtego obrazu szarga się każdym kolejnym filmem z serii, który obiecuje fanom, że będzie to powrót do korzeni dwóch pierwszych części. Tę śpiewkę słyszeliśmy już w nie tak najgorszym Ocaleniu i w okropnym Genesis. Swąd przepalonych kabli jeszcze nie zniknął, a Hollywood już próbuje nam wmówić, że w naszym życiu potrzebujemy kolejnego filmu z Terminatorem. Tym razem nadzieje były jednak uzasadnione, bo po raz pierwszy od czasu drugiej części, z produkcją związany był sam James Cameron, który miał doglądać, czy pracę idą we właściwym kierunku. Gdy dodamy do tego ojca sukcesu pierwszego Deadpoola, oraz powrót Lindy Hamilton do swej najsłynniejszej roli, można było się nabrać, że tym razem Terminator dostanie to, na co zasługuje. Już pierwszy zwiastun udowodnił, że po Mrocznym przeznaczeniu nie należy spodziewać się niczego dobrego. Z jednej strony film Tima Millera chce oddać hołd klasycznym filmom, powtarzając konkretne motywy i sceny, ale z drugiej już na samym początku fani dostają otrzeźwiającym plaskaczem w twarz, że to jednak nie jest produkcja dla nich. Szkoda, że każda kolejna część Terminatora jest coraz gorsza. Czas, aby Arnold Schwarzenegger wreszcie przestał angażować się w te filmy, może wtedy wreszcie ktoś zrozumie, że marka zasługuje na wieczny odpoczynek.

13. Proceder

Proceder
foto: Wojciech Węgrzyn; materiały prasowe

Rodzimy filmowcy potrafią tworzyć biografię, co udowadniali już nie raz. Nawet muzyków, żeby daleko tematycznie nie szukać, to Jesteś Bogiem można zaliczyć do udanych filmów. Nie można tego samego napisać o Procederze, który powstał wyłącznie w celach propagandowych i nikt się z tym nawet specjalnie nie kryje. Ale tak się kończy, gdy wytwórnia, w której nagrywał bohater filmu, bierze się za produkcję obrazu o swoim muzyku. Przez takie działania, zamiast ukazywania prawdy i przedstawienia obiektywnych faktów, reżyser i reszta ekipy, opowiadają alternatywną wersję wydarzeń, która jest pośmiertną laurką dla Tomasza Chady, niemającą nic wspólnego z przywróceniem sprawiedliwości jego postaci i burzliwego życia. Najgorzej jednak wypada usprawiedliwianie na każdym kroku haniebnych działań głównego bohatera, co jest niewłaściwą drogą na skróty, dla rozrysowania skomplikowanego wątku społecznego. Za takie hagiografie to ja podziękuję.

12. Królowe zbrodni

Królowe Zbrodni
foto: Warner Bros. Entertainment Inc.

Pamiętacie zeszłoroczne Wdowy? Ktoś tu wyraźnie pozazdrościł sukcesu Stevenowi McQueenowi i postanowił spróbować własnych sił, wykorzystując niemal gotowy pomysł na historię. Trzeba jednak oddać Królowym zbrodni, że scenariusz powstał na bazie komiksu o tym samym tytule. Co zresztą wyczuwalne jest w samym filmie, który nie potrafi zdecydować się, czy być poważnym dramatem o zacięciu feministycznym, czy też absurdalną komedyjką, parodiującą sensacyjne kino. Debiutująca na reżyserskim stołku Andrea Berloff, nie potrafiła obu tych stylistyk ze sobą połączyć, przez co wyszedł film trudny do przebrnięcia, z okropnym zwrotem akcji na końcu. Jedynie Melissa McCarthy daje radę w swojej dramatycznej roli, zrywając tym samym z łatkę komiczki.

11. Pełzająca śmierć

Pełzająca śmierć
foto: Paramount Pictures; materiały prasowe

Klasyczny przypadek zderzenia wysokich oczekiwań z rzeczywistością. Mogę oczywiście winić amerykańskich krytyków, jak i widzów, którzy na każdym kroku podkreślali, że to dobra produkcja. Do kina szedłem więc z nadzieją obcowania z ciekawym, naturalistycznym horrorem, który przeżyje wraz z bohaterami filmu na skraju fotela. Nic z tego nie miało miejsca, a od ilości głupot i nielogiczności może rozboleć głowa. Najlepiej bawiłem się wtedy, gdy podczas seansu siedząca za mną osoba komentowała prostymi, ale dosadnymi przekleństwami, kolejne idiotyzmy serwowane przez Alexandre’a Aja. Pełzająca śmierć może zdać egzamin wyłącznie z oglądania jej dla przysłowiowej beki, najlepiej na jakiejś mocno zakrapianej imprezy. Jako zamiennik dla kolejnych części Rekinado może się całkiem dobrze sprawdzić. Na plakacie filmu powinno być więc ostrzeżenie, żeby nie oglądać tego filmu na poważnie, inaczej grozi to potężnym wkur…

10. Planeta Singli 3

Planeta Singli 3
foto: Gigant Films; Maciej Zdunowski; materiały prasowe

Lubię pierwszą i drugą część Planety Singli. Uważam je za nieliczne przypadki udanych komedii romantycznych w polskim kinie. Choć dwójka wyraźnie jest świątecznym zapychaczem, który miała za zadanie wyłącznie zarobić jak najwięcej pieniędzy, bo ani nie posuwa historii do przodu, ani też specjalnie nie poszerza charakterologicznie bohaterów, to przyjemnie można przy niej spędzić czas. Zupełnie odwrotnie niż przy trzeciej części, która trafiła do kin jako niedokończona produkcja, która w takiej wersji, powinna być wyświetlana wyłącznie na pokazach testowych. Nie wiem co się wydarzyło, że film pełen technicznych błędów i problemów, został w takiej formie wypuszczony do kin, ale ktoś wyraźnie się pośpieszył. Pan statysta z jednym dialogiem, który przed wygłoszeniem swoich słów, patrzy wprost w obiektyw kamery, wciąż śni mi się po nocach. Ale jest też Tomasz Karolak rozmawiający z drzewem, jakby techniczne problemy były dla was niewystarczającym powodem, żeby ostatniej części trylogii pod żadnym pozorem nie oglądać.

9. Przynęta

Przynęta
foto: IM Global; Shoebox Films

Steven Knight przed kilkoma laty dał nam świetnego Locke, gdzie wcielający się w głównego bohatera Tom Hardy, przez niecałe półtorej godziny jedzie samochodem i rozmawia przez telefon. Wydawałoby się, że Knight ma przed sobą świetlaną przyszłość w reżyserii. Musiałem aż przetrzeć oczy, gdy w napisach końcowych Przynęty zobaczyłem jego nazwisko, jako osoby odpowiedzialnej za reżyserię i scenariusz. Pod każdym względem to okropny film, który zwyczajnie nie trzyma się całości, a wisienką na torcie jest jeden z najgorszych zwrotów fabularnych w historii. Szkoda jedynie zmarnowanych talentów Matthew McConaughey’a, Anne Hathaway, Jasona Clarke’a i Jeremy’ego Stronga.

8. Holmes i Watson

Holmes I Watson
foto: CTMG, Inc.

Will Ferrell i John C. Reilly to jeden z tych komediowych duetów, który albo się kocha, albo nienawidzi. Po Holmes i Watson będziecie zdecydowanie bliżej tego drugiego uczucia. Z pozoru mamy tu do czynienia z komediową wersją Sherlocka Holmesa, ale to prostacka, wykonana po najniższej linii oporu, niemająca nic wspólnego z jakimkolwiek poczuciem humoru, parodia słynnego detektywa. Niestrawna i nieudolna parodia, która nawet nie ma świadomości, że ową parodią ma być. Źle to świadczy o Etanie Cohenie, którego poprzedni film uratował Ferrell na spółkę z Kevinem Hartem. Tym razem aktorskiemu duetowi przeszkodził absurdalny scenariusz, aby jakkolwiek uratować tę produkcję. Jeżeli szukacie lepszego filmu z Johnem C. Reillym w roli głównej, to zerknijcie na Stan & Ollie, który została stworzona w kluczu slapstickowego humoru znanego z Flipa i Flapa, tym samym oddającą podwójny hołd, artyście i jego twórczości. W Holmes i Watsonie jakiegokolwiek poszanowania materiału źródłowego nie uświadczycie.


Źródło: foto: materiały prasowe