Huśtawka nastrojów. Tymi dwoma słowami mogę w skrócie opisać całe swoje doświadczenie z Albedon Wars – debiutanckiego projektu włoskiego studia Firemill Games. Tytuł ten w założeniu ma łączyć ze sobą elementy karcianki i RPG-a, mieszając jeszcze to wszystko w kotle z rozgrywką sieciową. Według zapowiedzi Albedon Wars ma opowiadać kilka rozbudowanych historii powiązanych z tytułowymi wojnami o Albedonit, ważny dla ekonomii planety minerał, prowadzonymi pomiędzy czterema zamieszkującymi Krenus rasami. To dość ambitny i ciekawie brzmiący projekt, lecz na obecnym etapie produkcji trapi go kilka mniej lub bardziej znaczących problemów. Trzeba więc zadać pytanie, czy warto kupić Albedon Wars teraz, czy może lepiej poczekać aż całość nabierze szlifu?
Zaczyna się standardowo, bo od wyboru frakcji, do której przynależeć będzie nasz wirtualny awatar. Obecnie dostępne są zaledwie dwie nacje po czterech bohaterów każda, ale liczba ta ma się w przyszłości podwoić. Warto się tutaj także chwilkę zastanowić, bo wybór ten ma znaczenie nie tylko fabularne, ale także gameplayowe. Każda z nacji różni się od siebie pod względem umiejętności specjalnych dostępnych dla jej przedstawicieli. Futurystycznie wyglądający Nontu umożliwiają graczowi choćby leczenie siebie lub sojuszników, a żyjący na zboczu wulkanu Vertu skupiają się przede wszystkim na druzgoczących atakach.
Albedon Wars to też dość niecodzienna karcianka, bo mamy tutaj zarówno budowanie własnej talii kart, jak i zbieranie drużyny niczym w Mass Effectach. Każda jednostka w naszej dyspozycji to jeden z bohaterów zamieszkujących Krenus, którego napotkaliśmy na swojej drodze i z tego czy innego powodu postanowił się do nas dołączyć. Maksymalnie towarzyszyć nam może trójka sojuszników oraz piątka służąca jako backup w razie, gdybyśmy stracili kogoś z naszej podstawowej drużyny. Karty z talii natomiast to dodatkowe umiejętności lub przedmioty, które mają za zadanie wspomóc nas w trakcie starć. Można je kupić za zdobywaną walutę u handlarzy, ale także znaleźć pochowane w różnych zakamarkach zwiedzanych aktualnie lokacji.
W trakcie starć trafiamy na za każdym razem wyglądającą identycznie (poza tłem) mapę podzieloną na cztery segmenty, na których zmierzymy się z czwórką wrogich jednostek. W tym aspekcie Albedon Wars to klasyczna turówka. W trakcie swojej tury możemy wybrać między atakiem lub przesunięciem jednostki na inne pole, a także dodatkowo skorzystać z jednej z kart w talii, o ile mamy wystarczająco kryształów. Trzeba pamiętać, że równie ważne co atakowanie przeciwnika jest pilnowanie rozłożenia sił na planszy, bowiem każda z jej stref daje graczowi specjalne bonusy w postaci dodatkowych kart, kryształów czy też wyższej inicjatywy. Wyjątkiem jest część środkowa, która w teorii powinna zwiększać moc ataku jednostek zasięgowych, ale w praktyce wcale nie odczułem większych zmian. Na koniec każdej rundy (czyli w momencie, kiedy każda z jednostek wykonała już jakąś akcję) następuje rozdanie nagród, a bohaterowie znajdujący się w centrum mapy zostają losowo przerzuceni do jednej z pozostałych stref.
No i jestem rozdarty, bo bywało tak, że mocno wkręcałem się i rozgrywałem walkę za walką zwłaszcza, kiedy w końcu odblokowałem tryb online, gdzie gracze walczą o kontrolę nad strategicznymi punktami mapy świata (choć sprowadza się to do zwykłej naparzanki). Kombinowanie i okazjonalna zabawa w kotka i myszkę dostarczała mi wówczas mnóstwo frajdy. Niestety nierzadko zdarzało mi się po prostu przysypiać w trakcie kolejnych tur, ponieważ każde kolejne starcie sprowadzało się do wykonywania bardzo podobnych ruchów i żmudnego eliminowania kolejnych jednostek wroga na mapie. W teorii nieco świeżości miały wprowadzać tytułowe wojny o albedonit, w trakcie których celem nadrzędnym jest uzbieranie dziesięciu jednostek tegoż minerału. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie na wyrżnięciu ekipy wroga.
Mocno zawiodła mnie także druga, eksploracyjna część gry, w trakcie której zwiedzamy całkiem ładnie narysowaną mapę świata, kupujemy karty, wykonujemy zadania poboczne, a przede wszystkim poznajemy fabułę Albedon Wars poprzez niekończące się wręcz dialogi. O ile mechanicznie jest tutaj wszystko w porządku, bo to po prostu interaktywna mapa podzielona na regiony i dzielnice, o tyle już ilość lore jaką w trakcie rozmów zalewają nas bohaterowie przytłacza i to w jak najbardziej negatywnym tego słowa znaczeniu. W żadnym momencie nie czułem, że choć trochę rozumiem zależności i zasady działania społeczności Krenus. Bezustannie jesteśmy zasypywani nazwami własnymi, które nic nam zupełnie nie mówią, ale ich znajomość wydaje być się konieczną do zrozumienia wydarzeń dziejących się na ekranie.
Nie pomagają też niestety dialogi, które choć wypełniają lwią część rozgrywki, są absolutnie fatalne. Już nawet nie chodzi o to, że gołym okiem widać, że oryginalnie pisane były po włosku, a dopiero później tłumaczone na język angielski. Większym problemem jest fakt, że sprawiają one wrażenie bycia napisanymi przez robota próbującego emulować ludzką mowę. Każda wymiana zdań jest nie dość, że sztywna, to jeszcze okropnie sztuczna. No i zdarza się też, że nagle jedna z postaci łamie czwartą ścianę i zwraca się do naszego bohatera tłumacząc mu, że jak teraz odpocznie to wyleczy rany, ale punkty doświadczenia mu się zresetują. Trochę kiepsko to wypada w momencie, kiedy pozostała część dialogów jest śmiertelnie wręcz poważna. Oj, ciężko się tę fabułę śledzi.
W obecnym stanie nie najlepiej jest również w kwestiach technicznych, przez co niedane mi było ukończyć ani jednej z dwóch dostępnych kampanii, bo po prostu zbugowały mi się one tak, że nie byłem w stanie ruszyć gry do przodu. W historii Nontu nagle po mojej śmierci odebrano mi możliwość udania się do obszaru, gdzie znajdowało się wejście do kluczowej lokacji. W trakcie kampanii Vertu natomiast najpierw gra nie pozwalała mi na wskrzeszenie poległych sojuszników (mimo iż powinno stać się to automatycznie po wypoczęciu w bazie), a następnie, kiedy już końcu zaskoczyła, stałem się bohaterem Dnia Świstaka. Otóż kiedy przegrałem jedno z ważnych dla fabuły starć, Albedon Wars zaczęło po prostu odpalać walkę od nowa po każdej przegranej, a nawet wtedy, kiedy dobrowolnie chciałem opuścić walkę by się dozbroić.
Albedon Wars ma szansę stać się naprawdę dobrą i wartą polecenia produkcją. Niestety w obecnym stanie mimo ambicji i szczerych chęci twórców jeszcze nią nie jest. Psujące grę błędy oraz znaczne niedociągnięcie w wielu aspektach spychają na dalszy plan wszystkie dobre chwile, które z tym tytułem spędziłem, sprawiając, że nie mam absolutnie najmniejszej chęci by wrócić do niego wcześniej niż w momencie premiery. Wam też radziłbym raczej wstrzymać się jeszcze z zakupem przynajmniej jakiś czas. Owszem, istnieje prawdopodobieństwo, że będziecie się w Albedon Wars całkiem nieźle bawić, ale to odczuwalnie niegotowy produkt.