Kolejna gra survivalowa w Early Access już nie robi na nikim wrażenia. Zupełnie się temu nie dziwię. Trochę się ich już przewinęło, a i z opuszczeniem inkubatora często miewają problemy. Dlaczego więc Green Hell dostało swoją szansę? Z bardzo prostego powodu. Jest to gra od polskiego studia Creepy Jar, a rodzime tytułu zawsze zyskują u mnie dodatkową atencję.
Ona, ja i amazońskie plemię
Jeśli wierzyć twórcom, Green Hell ma spędzić w Early Access około trzy miesięcy. Nie chcę być złym prorokiem, ale stawiam, że ten okres się przedłuży. Zawartość obecnej wersji to około 20-minutowy tutorial, będący jednocześnie wprowadzeniem do historii z kampanii fabularnej oraz tryb survival, pozwalający przekonać się o tym, co w trawie piszczy. Historia opowiada losy pary odwiedzającej amazoński las deszczowy w celach naukowych. Mia, partnerka naszego protagonisty postara nawiązać się kontakty z dzikim plemieniem, co jak można się spodziewać, nie skończy się happy endem. Niestety, żeby sprawdzić co Creepy Jar przygotowało dla nas w dalszej części opowieści, będziemy musieli poczekać do premiery.
Są banany, jest życie – zdawałoby się
Green Hell jest survivalem z krwi i kości. Zaczynamy z pustymi rękami, pośrodku niczego. Z patyka i kamienia wytworzymy prymitywną siekierę, a potem to już z górki. Szałas, ognisko, włócznia i jakoś pomału się kręci. Wszystko jednak do czasu. Wystarczy, że napatoczymy się na węża, ten nas ugryzie, w nieuleczoną na czas ranę wda się zakażenie i w dość szybkim tempie staniemy się częścią ekosystemu. Amazońska puszcza jest równie piękna co zabójcza. Dlatego trzeba ją eksplorować ostrożnie i zawsze mieć w pogotowiu najpotrzebniejsze zasoby. Początki lekkie nie były, kilka razy kończyłem przygodę już pierwszego dnia. Jak nie gepard to pasożyty. Możliwości zgonu jest naprawdę wiele i czasem wystarczy chwila nieuwagi. Trochę mi to przeszkadzało, uważam tym samym, że Green Hell jest za szybki i wymaga poprawek w kwestii balansu. Zbyt szybko padniemy tutaj z wycieńczenia czy głodu, co bywa irytujące i trochę hamuje nas w odkrywaniu tego, co skrywa w sobie puszcza.
A trzeba było być harcerzem
Pozyskiwanie surowców odbywa się w dość standardowy sposób. Chcesz drewna, to zetnij palmę, potrzebujesz mięsa, ubij kapibarę. Część z receptur mamy zapisane w swoim notatniku, ale większość będziemy musieli odkryć na własną rękę. Logika niektórych ma sens, z innymi bywa różnie. Trochę mi zeszło, by domyślić się, że z pierwszego lepszego kija i liny da się zrobić łuk. W dzieciństwie próbowałem wiele razy i efekty nie były zadowalające, nie mówiąc o możliwości upolowania czegokolwiek. To co dzieje się w naszym dzienniku wymaga gruntowej przebudowy. Wykonany został on w sposób tak nieczytelny, że równie dobrze mogłoby go nie być. Rzędu usprawnień wymaga także interfejs caftingu czy ekwipunku. Może i wygląda ciekawie, ale tutaj trzeba postawić na wygodę i przejrzystość. Mieszane uczucia mam także do trybu inspekcji swojego ciała w poszukiwaniu ran, pijawek czy podskórnych robaków. Niby fajnie, ale po pewnym czasie te zbędne kliknięcia zaczynają męczyć. Szczególnie, że o wszelkich nieprawidłowościach gra informuje nas na głównym ekranie.
A dziś na obiad ludzina!
Trochę kilometrów po tej dżungli przebiegłem, a podgrzybków brak. Znalazłem natomiast całą masę lokalnych przysmaków. Niektóre nawet świecą w nocy. Po kilku eksperymentach, nauczony doświadczeniem, wiem już, co można bezpiecznie zjeść, a larwy mają całkiem dużo białka. Nic nie stoi na przeszkodzie, by spróbować opiekanego w ogniu mięsa członków lokalnego plemienia. Kwestia tego, co kto lubi. Pamiętajcie jednak, by nie jeść surowego, bo łatwo nabawić się pasożytów oraz nie pić wody z niesprawdzonych zbiorników. Green Hell pełen jest drobnych wewnętrznych mechanik, wpływających na rozgrywkę. Nasz bohater wyposażony jest w zegarek monitorujący stan organizmu, wskazując niedobory tłuszczu i wody. By cieszyć się pełnią zdrowia, należy dbać o wszystkie cztery elementy z jednakową uwagą. Interesujący jest także wskaźnik zdrowia psychicznego. Wraz z jego spadkiem nasz protagonista zacznie słyszeć głosy oraz mieć omamy. Jak łatwo się domyślić jest to kolejna droga do samounicestwienia.
Trening czyni mistrza
Większość rzeczy czy zależności występujących w Green Hell musimy odkryć na własną rękę. Najstarszą metodą, prób i błędów. Pojawia się więc pytanie po co? Tryb survivalowy pozbawiony jest finalnego celu, a postępy przychodzą raczej wolno i często w bólach. Na tym etapie produkcji nie można uznać tego za minus, ale chcę tylko zaznaczyć, że w obecnej formie ten tytuł to czysty survival, także bądźcie świadomi, po co sięgacie. Gra przygotowana przez Creepy Jar jest tytułem trudnym i wymagającym, ale potrafi wciągnąć. Przyjemność sprawia przede wszystkim odkrywanie świata i jego mechanik. Potencjał jest i co do tego nie mam wątpliwości. Teraz trzeba szlifować, uczynić grę atrakcyjniejszą i nieco przyjaźniejszą graczowi. Prac wymagają także wszystkie kwestie związane z optymalizacją.