Ubiegły rok ochrzciłbym mianem „roku remake’ów” i wcale nie ma to prześmiewczego podłoża, bo twórcy z całego świata dali nam możliwość powrotu do ukochanych gier z naszej młodości w najlepszej możliwej wersji. Destroy All Humans!, Mafia: Definitive Edition, Final Fantasy VII: Remake czy też z przytupem otwierające nową generację konsol Demon’s Souls – wszystkie te produkcje (oraz wiele innych) udowodniły, że remake nie musi być odgrzewanym kotletem. Toteż wraz z Kacprem i Kasjanem postanowiliśmy stworzyć listę dziesięciu gier zasługujących na remake.
Deus Ex
Ion Storm, 2000r.
Konrad: Pozbawiona głowy Statua Wolności, rozświetlone tanimi lampkami stragany na hongkońskim bazarze, skąpane w półmroku katakumby pod ulicami Paryża… Ach, ileż ja bym dał, by móc ponownie odwiedzić te miejsca, ciesząc się przy tym współczesną grafiką, wykorzystującą możliwości oferowane przez technologie HDR i ray tracingu. Pod względem fabuły pierwszy Deus Ex to wciąż tytuł fenomenalny, bawiący się cyberpunkowymi motywami ze sporą dozą teorii spiskowych. Problematycznym jednak, jak zawsze w przypadku starszych gier, okazuje się warstwa techniczna. Deus Ex straszyć będzie dzisiejszego gracz kanciastymi modelami, rozmytymi teksturami i przestarzałymi mechanizmami rozgrywki. Przypomina to casus pierwszej Mafii i uważam, że magnum opus Ion Storm zasługuje na równie dobry, jak nie lepszy remake. Na dobrą sprawę można by tu wykorzystać silnik Deus Ex: Mankind Divided. Tytuł ten nie tylko do dzisiaj wygląda naprawdę dobrze, ale również pod względem mechaniki jest to wyśmienita produkcja.
Brothers in Arms: Road to Hill 30
Gearbox Software, 2005r.
Kasjan: II Wojna Światowa wraca do łask tych, którzy tworzą shootery. Nawet nasze rodzime studio – MS Games – stara się przybliżyć graczom początki tego największego w dziejach świata konfliktu. Ja kibicuję naszym za udany projekt, ale z chęcią zobaczyłbym remake Brothers in Arms: Road to Hill 30. W czasach gdy na forach dyskusyjnych królowały wątki MoH vs. CoD, to Brothers in Arms była tą serią, która może nie dzieliła zwaśnionych fanów, ale znalazła niszę dla innego typu odbiorcy. Stawiała na bardziej taktyczne podejście, zarządzanie drużyną, ciekawą historię opartą na faktach i zapadających w pamięć bohaterach. Z miłą chęcią zobaczyłbym Road to Hill 30 w nowoczesnej oprawie, gdyż grafika już wtedy przegrywała z konkurencyjnymi seriami.
Tomba!
Whoope Camp, 1997r.
Kacper: Kiedy słyszę „Tomba!” lub widzę okładkę z chłopcem w różowej czuprynie i kolorowym napisem, uderza mnie niesamowita nostalgia. Ileż ja przy tej grze spędziłem godzin za dzieciaka przy ukochanym „szaraku”… Tomba! to klasyczna platformówka 2D (czasem jednak delikatnie łamiąca konwencję dwóch wymiarów), gdzie głównym bohaterem jest tytułowy Tomba – dziki chłopiec z różowymi włosami a’la Son Goku. Protagonista zamieszkuje barwną wyspę w spokoju, jednak pewnego dnia zjawia się siedem złowieszczych świń, które przy użyciu czarnej magii skaziły cały region. To nie wszystkie ich grzechy, jak się okazuje, gdyż najeźdźcy ukradli bransoletkę Tomby, należącą niegdyś do jego dziadka. Chłopiec wyrusza zatem w pogoń za bandą świń w celu ich schwytania, przywrócenia spokoju w krainie, oraz przede wszystkim – odzyskania swojej bransoletki. Tomba! to świetna platformówka z niesamowitym klimatem i czarującą oprawą graficzną. Liczę na remake produkcji Whoopee Camp, gdyż każde dziecko w tych czasach powinno zaznać magii, którą dostarcza właśnie ten tytuł.
Driver
Reflections Interactive, 1999r.
Konrad: Trzeba sobie szczerze powiedzieć, seria Driver umarła i nie uratował jej nawet niezgorszy Driver: San Francisco z 2011 roku. Od lat nie otrzymaliśmy pełnoprawnej odsłony, a wydawca wolał rzucać graczom ochłapy pokroju sygnowanych logiem marki wyścigów motorówek. A przecież nic nie zwiastowało, że seria ta znajdzie się na tak wyboistej drodze. Pierwsza część była przecież olbrzymim sukcesem i do dzisiaj pozostaje w sercach wielu graczy. Nic to dziwnego, w końcu oryginalny Driver w swoim czasie zachwycał rozmachem – trójwymiarowa grafika, trzy wielkie miasta do zwiedzania, dynamiczne pościgi i niesamowity klimat, momentalnie przywodzący na myśl filmowe klasyki pokroju „Bullita”. Stosunkowa prostota Drivera gwarantuje wręcz bezproblemowe przeniesienie go do współczesnej rzeczywistości – ot, dopieścić grafikę, delikatnie poprawić model jazdy i w zasadzie mamy już gotową grę. Pozostaje jednak pytanie, co zrobić z tym ******* parkingiem?
Scarface: The World is Yours
Radical Entertainment, 2006r.
Kasjan: Ciężko w teorii bronić tego wyboru, bo to klon serii Grand Theft Auto, których namnożyło się po sukcesie „trójki”. Klon w dodatku nie najlepszy, bo wyżej można ocenić chociażby grową adaptację Ojca Chrzestnego. Scarface raził tandetną grafiką, męczył w późniejszej fazie rozgrywki wtórnością. Nie zmienia to jednak faktu, że grało się w to po prostu dobrze. Byliśmy po prostu pieprzonym Tonym Montaną, który swoje imperium musiał odbudowywać od zera i robiło się to z wielką przyjemnością. Wiele rzeczy broni się nawet dzisiaj jak choćby bardzo przyjemne strzelanie, które w połączeniu z systemem szału i możliwością bluzgania na przeciwników, miało pewien dziwny urok. Scarface w nowej generacji? Czemu nie, być może pewne rzeczy trzeba byłoby dzisiaj ugrzecznić, ale z chęcią bym został Montaną jeszcze raz.
Metal Gear Solid
Konami, 1998r.
Kacper: Historia współpracy Hideo Kojimy z Konami jest długa i wyboista, dodatkowo z całkiem nieciekawym finałem, jednak wydaję mi się, że żadna ze stron nie żałuje tego, co było – w końcu owocem wspólnej pracy jest seria Metal Gear Solid, jedna z najwybitniejszych marek w historii gier komputerowych. Pierwsza część MGS to produkcja niesamowita, która jednak całkiem widocznie się zestarzała, głównie za sprawą technologii 3D, która w roku 1998 nie była jeszcze czymś tak powszechnym. Metal Gear Solid nie miał nawet na tyle szczęścia, żeby załapać się do HD Collection, opracowanej przez Bluepoint Games kolekcji, w skład której wchodzą zremasterowane Metal Gear Solid 2, 3 oraz Peace Walker. Jedyną szansą żeby zapoznać się z pierwszym wielkim dziełem Hideo Kojimy jest zagranie na pierwszym PlayStation lub PlayStation Classic (ewentualnie sięgnięcie po cyfrową wersję na PS3 lub remake Metal Gear Solid: The Twin Snakes na Gamecube’a, aczkolwiek jego jakość jest wśród fanów kwestią mocno dyskusyjną), co stanowi jednak całkiem sporą przeszkodę. Jakiś czas temu w sieci pojawiły się plotki, jakoby właśnie ekipa odpowiedzialna za remake Demon’s Souls na PS5 miała zabrać się do pracy za odnowioną wersję pierwszego Metal Gear Solid, usprawniając nie tylko aspekty wizualne, lecz również modyfikując gameplay oraz sterowanie. Będąc szczerym, niezmiernie trzymam kciuki za taki obieg wydarzeń, gdyż studio z Teksasu w przypadku produkcji From Software zdało egzamin na piątkę z plusem. Mam wielką nadzieję, że będzie mi dane zagrać w takowy remake na PlayStation 5.
Hitman: Codename 47
IO Interactive, 2000r.
Konrad: Można się w tym miejscu spierać, czy remake Hitman: Codename 47 jest faktycznie potrzebny. Wszakże IO Interactive odwaliło kawał dobrej roboty, przygotowując wydany w 2016 miękki reboot serii, przystosowujący markę do współczesnych standardów. Przyznam, że przemawia przeze mnie nostalgia, bo fanem Hitmana jestem niemalże od jego początków i jako dzieciak zagrywałem się w pierwsze dwie odsłony, rozgrywając swoje ulubione misje na dziesiątki różnych sposobów. Uważam ponadto, że starsze części nadal warte są ogrania, choć w wielu aspektach nadgryzł je już ząb czasu. Najboleśniej odczuwalne jest to właśnie w przypadku „jedynki”, która nie tylko jest po prostu brzydka i koślawa, ale też brakuje w niej wielu mechanik, które nadały późniejszym odsłonom status wręcz kultowy. Szkoda, bo to właśnie tego typu problemy odstraszają młodszych graczy od sięgania po klasyki, a Hitman: Codename 47 wciąż potrafi zaskoczyć kreatywnością swoich twórców. Nadal uważam, na przykład, że misja „Traditions of the Trade” w węgierskim hotelu to jedna z najlepszych misji w całej serii, a tuż za nią drepcze choćby zlecenie na głowę hongkońskiej Triady.
Need for Speed: Underground 2
EA Black Box, 2004r.
Kasjan:
♪♫Riders on the storm, Riders on the storm, Into this house we’re born, Into this world we’re thrown, Like a dog without a bone, An actor out alone, Riders on the storm…♫♪
Drogie Electronic Arts, zamiast tworzyć kolejne dziwne edycje serii, może czas wrócić do tego, co najlepiej działało w latach 2003-2004? Może właśnie dzięki stworzeniu remake’a Underground 2, udałoby się wrócić z serią na właściwe tory? Wiadomo, że pisząc te teksty, gdzieś tam przebija się głównie nostalgia, ale nawet po ocenach recenzentów i graczy, widać, że zaraz po odsłonach Hot Pursuit, to Undergroundy cieszyły się największym uznaniem. Chciałbym tego remake’u, zapłaciłbym pewnie nawet tyle, ile życzy sobie Electronic Arts za całą trylogię Mass Effect.
Beyond Good & Evil
Ubisoft Pictures, 2003r.
Kacper: Za Beyond Good & Evil odpowiedzialny jest Michael Ancel, ojciec dobrze wszystkim znanej serii gier Rayman. Akcja przygodowej gry TPP rozgrywa się na planecie Hyllis, na którą najechała niszczycielska rasa, chcąca przejąć kontrolę nad całą populacją Hyllian. Gracz wciela się w rolę Jade, głównej bohaterki, która broni planety przed inwazją. Kobieta uważa jednak, że natarcie to było czymś więcej i postanawia sama rozpocząć dochodzenie, które jest gwarancją długiej oraz niesamowicie rozbudowanej przygody. Produkcja idealnie łączy elementy zręcznościowe z elementami walki (a te są wyjątkowo rozbudowane, bowiem możemy walczyć między innymi przy pomocy magii lub kija do aikido). W grze będzie nam dane pokierować wieloma różnymi pojazdami, takimi jak chociażby poduszkowiec. Beyond Good & Evil posiada również mnóstwo ciekawych minigier, świetny system z robieniem zdjęć (jeśli uda nam się sfotografować rzadkie zwierzę, możemy nieźle się dorobić), lecz głównym daniem jest prześwietna fabuła, która w połączeniu z miodnym gameplayem tworzy piękną, spójną całość. Niesamowicie mnie więc dziwi, że gra w tym roku osiąga pełnoletność, i do tej pory nie doczekała się remake’u z krwi i kości. Jest to tym bardziej specyficzna decyzja ze strony Ubisoftu, że podczas zapowiedzi drugiej części na E3 2018 świat zapłonął i cała społeczność graczy po dziś dzień zachwyca się przedstawionymi wtedy gameplayami i nie może doczekać się wyznaczenia daty premiery gry. Cóż, jedyne co nam pozostaje, to łudzić się, że Beyond Good & Evil doczeka się godnego remake’u na konsole nowej generacji i przed świeżym prequelem będzie nam dane zapoznać się z udoskonaloną wersją oryginału.
Silent Hill
Team Silent, 1999r.
Konrad: W kontekście ostatnich doniesień o sytuacji Konami, nie spodziewam się, że moje życzenie zostanie spełnione. Nie przeszkadza mi to jednak pomarzyć o tym, że kiedyś dostaniemy remake pierwszego Silent Hilla – jednego z najważniejszych przedstawicieli survival horroru. Niezwykły klimat, ciągłe poczucie zagrożenia i fantastyczna stylistyka wciąż działają na wyobraźnię gracza zaskakująco mocno. Nie chcę jednak po raz kolejny gęgać o przestarzałym sterowaniu, brzydkiej grafice i takich tam głupotkach. Głównym powodem, dla którego postanowiłem umieścić Silent Hill na tej liście jest jego dostępność. Z jakiegoś niezrozumiałego dla mnie powodu wydawcy niechętnie podchodzą do reedycji i portowania owego tytułu na nowoczesne platformy. Najświeższą wersją pierwszego Silent Hilla jest jego cyfrowe wydanie na PlayStation 3 (grywalne także na PSP i Vicie), mające już na karku prawie dziesięć lat, bo swoją premierę miało jeszcze w 2011 roku. Nigdy nie wydano go też na PC, więc i tutaj próżno szukać. Z miłą chęcią zobaczyłbym więc jego reedycję, a najlepiej pełnoprawny remake, w pełni wykorzystujący moc obliczeniową współczesnych komputerów oraz konsol.
A wy? W remake jakiej gry chcielibyście zagrać?