Stardew Valley jest ogromnym sukcesem. Na samym Steam ta produkcja sprzedała się w ponad 3.5 mln kopii. Nic więc dziwnego, że dość szybko zaczęły się pojawiać kolejne produkcje tego typu. Ostatnio do wczesnego dostępu trafiły gry My Time At Portia oraz Staxel, a 22 lutego ma do tego grona dołączyć jeszcze Farm Together. Pod lupę wziąłem ten pierwszy tytuł i się nie zawiodłem, choć przed twórcami jeszcze trochę roboty.
Tworzenie postaci i testament
Przygodę w My Time At Portia zaczynamy od stworzenia postaci, które póki co nie jest zbytnio rozbudowane. Daleko mu do tego, co możemy znaleźć w Black Desert Online czy Monster Hunter World. Mamy do dyspozycji po kilka fryzur, twarzy i innych elementów tworzących naszego bohatera, więc cały proces zajmuje maksymalnie kilka minut. Następnie dowiadujemy się, że nasz ojciec zmarł i w testamencie przepisał nam swój warsztat. Tak oto trafiamy do miasteczka Portia. Zostajemy życzliwie przywitani oraz dostajemy pierwsze instrukcje jak można wznowić działalność ojca. Oprócz domku i niewielkiej działki, nie dostajemy wiele więcej, więc wszystkie maszyny, które mają nam pomóc w pracy, będziemy musieli wykonać sami. Na szczęście mamy kilka schematów, a pierwsze proste zlecenia szybko wpadają. Po paru godzinach można powiedzieć, że wstęp jest za nami.
Rozwój warsztatu i miasta
Nie przepadam za grami, w których mamy całkowitą swobodę, a gra nie daje nam żadnych konkretnych zadań. Na szczęście w My Time At Portia istnieje coś takiego jak fabuła. Związana ona jest przede wszystkim z rozwojem miasta, w którym przyszło nam żyć po śmierci ojca. Co jakiś czas burmistrz wpada na pomysł wybudowania czegoś np. mostu co nam daje pracę oraz zyski, ale także często odblokowuje jakieś nowe elementy gry. Może być to dostęp do nowych terenów czy też system szybkiej podróży. Niekiedy też przyjdzie nam pomóc innym NPC-om, ale niestety w tym przypadki dostajemy mniej pieniędzy, ale za to łatwiej o ich sympatię. Dodatkowym urozmaiceniem jest występowanie konkurencji, która praktycznie nie można nam zaszkodzić, ale jest to też powód do działania. Fajnie byłoby gdyby kiedyś oprócz rankingu budowniczych występujących w grze, pojawiła się też topka przedstawiająca poziom naszego warsztatu wobec tego co udało się zrobić innym graczom.
My Time At Portia, jak już mogliście się domyślić, polega głównie na tworzeniu wszelakich rzeczy od wędek i mieczy po mosty oraz pojazdy. Mogłoby się zdawać, że to nic trudnego, ale potrafi to zająć nawet kilka dni w grze, ponieważ wszystkie części składowe sami musimy załatwić. Dlatego nie tylko budujemy, ale także przyjdzie nam poświęcić mnóstwo czasu na pracę w kopalni, na ścinaniu drzew czy walce z potworami. Oczywiście nie mogło też zabraknąć możliwości dbania o różne roślinki. Niestety w porównaniu do np. Stardew Valley, jest to znacznie uproszczone, ale fajnie, że i taka czynność występuje. Gdy już uzyskamy odpowiednie zasoby, to często też trzeba je odpowiednio obrobić przy pomocy odpowiedniego narzędzia. Na szczęście przetwarzanie rudy na sztabki, czy też inne tego typu czynności, wykonują się automatycznie. Wystarczy, że zapewnimy odpowiednią energię w postaci tajemniczych kryształów czy też palącego się drewna i pozostaje czekać na efekty.
Interakcje z NPC-ami
W Portia znajduje się wiele NPCów (więcej niż kilkunastu, ale jest ich wciąż zbyt mało by mówić o kilkudziesięciu). Z niektórymi możemy handlować, ale większość jest po prostu częścią tego miasta. Możemy przeprowadzać z nimi krótkie rozmowy, a raczej otrzymywać jednozdaniowe komunikaty dotyczące ich życia, grać w papier-kamień-nożyce czy też przeprowadzać z nimi sparingi. Te interakcją są niezbyt rozbudowane, ale przynajmniej twórcy starają się by to miasto jakoś żyło. Dlatego NPC zachowują się w określony sposób, mają swój plan dnia, a gdy zlecają nam coś do zrobienia do jest to ściśle z nimi związane. W przyszłości rozgrywka związana z NPC może będzie bardziej rozbudowana. Już można zdobywać punkty zaufania, a także podobno (tego jeszcze nie udało mi się osiągnąć) zabrać daną postać na randkę oraz ostatecznie zaoferować małżeństwo (ale tylko gdy rozbudujemy nasze domostwo).
Oprawa audiowizualna
Najgorszym elementem, ale to nie oznacza, że słabym, jest ścieżka dźwiękowa. Sama muzyka, która nam towarzyszy podczas rozgrywki jest w porządku, ale gorzej wypadają niektóre dźwięki otoczenia czy wykonywanych czynności. Oprawa graficzna jest naprawdę prześliczna, nie jest realistyczna, ale to nie jest problemem. Gorzej z optymalizacją. Z nią również nie jest tragicznie, ale czasami zdarzają się dziwne spadki klatek na sekundę. Co prawda obniżenie ustawień graficznych sprawia, że można się tego całkowicie pozbyć, ale mimo wszystko do tych spadków nie powinno dochodzić. Na pewno twórcy My Time At Portia sobie z tym poradzą, a gra na uproszczonej grafice wciąż wygląda ślicznie, ale problem występuje.
Podsumowanie
Nie spodziewałem się, że My Time At Portia aż tak mnie wciągnie. Potrafiłem rozpocząć grę i nagle mijało kilka godzin. Ostatecznie uznałem, że wrócę do tej produkcji gdy już będzie w niej więcej zawartości. Czekam na pełną wersję i mam nadzieję, że uda się szybko podreperować niektóre dźwięki, a także ciut lepiej zoptymalizować tytuł. W obecnej chwili największym minusem My Time At Portia jest to, że jeszcze nie mamy dostępu do wszystkiego i dość szybko można trafić na ścianę, gdy chcemy dalej rozwijać swój warsztat i brać bardziej skomplikowane zlecenia. Twórcy regularnie wrzucają aktualizacje, więc jeśli nie przeszkadza Wam czekanie na kolejne patche, to polecam brać tę grę już teraz. My Time At Portia kosztuje jedyne 67.99 zł, co uważam za niewygórowaną cenę.
Właśnie 13 lutego weszła najnowsza, która wprowadza kilka poprawek oraz odrobinę rozbudowuje grę.
W aktualizacji dodano chociażby:
- 6 nowych misji
- nowe dekoracje do domku
- możliwość zmiany tapety oraz podłogi
- nową misję fabularną
- nową postać
Nie są to jedyne zmiany wprowadzone do My Time At Portia, a więcej szczegółów na ten temat możecie znaleźć pod TYM LINKIEM.