Żyjemy w mrocznych czasach. Wszystko jest w porządku do momentu, gdy zatrzymamy się na chwilkę i zdamy sobie sprawę z tego co dzieje się wokół nas. Śmierć, wojna, ludzie wciąż cierpią z głodu, a kilka koncernów posiada większość planety. Stoimy na krawędzi zagłady i nie zdajemy sobie z tego sprawy. W przyszłości może być jeszcze gorzej. The Surge zdaje się przedstawiać nam wizję tego, co będzie się ze światem działo za te kilkadziesiąt lat. Czy jest dla nas jakakolwiek nadzieja? No i czy najnowsza produkcja Deck 13 warta jest naszej kasy?
The Surge to kolejna produkcja współtwórców Lords of the Fallen. Podobnie jak w przypadku tamtego tytułu, mamy do czynienia z grą inspirowaną serią Souls. Oznacza to, że otrzymujemy produkt skierowany do fanów wymagających gier, gdzie śmierć czai się za każdym rogiem. Z tego względu już na wstępie ostrzegam, że jak kogoś nie kręci rozgrywka tego typu, to może spokojnie skreślić The Surge ze swojej listy zakupowej.
Historia = Ziew
Fabuła gry to coś rodem z tysięcy opowiadań science fiction. Świat przyszłości, gdzie postęp pozwala na niewyobrażalne rzeczy. Nasz bohater – Warren jest niepełnosprawnym mężczyzną, który zaciąga się w szeregi pewnej korporacji pracującej nad ocaleniem ludzkości. W zamian za pomoc w pracach uzyskujemy możliwość powrotu do pełnej sprawności. Egzoszkielet przymocowany śrubami do naszego ciała pozwala nam nie tylko na swobodne poruszanie się, ale także noszenie niewyobrażalnych ciężarów. Niestety radość z chodzenia nie trwa zbyt długo. Okazuje się, że wszyscy pracownicy placówki zwariowali i starają się nas zamordować. Warren musi walczyć o przetrwanie i współpracować z grupką ocalałych. Innymi słowy, fabuła nie powala. Sekrety miejscówki odkrywamy poprzez szereg nagrań audio porozrzucanych po lokacji. Kilka questów pobocznych (w stylu Souls) pozwala nam trochę lepiej poznać pozostałych pracowników mega korporacji. Całość stanowi powód do siepania ludków. Czego więcej wymagać od gry tego typu?
Dobry, zły i nijaki
The Surge serwuje nam rozgrywkę w stylu cyklu Souls. Mamy do czynienia z grą Action RPG, gdzie walczymy z masą dopakowanych przeciwników. Kluczem do przetrwania jest opanowanie naszych ataków oraz nauczenie się kiedy blokować, a kiedy zadawać ciosy. Klepanie przycisku ataku prowadzić będzie jedynie do przedwczesnej śmierci. Przynudzanie o oczywistościach zostawię innym i skupię się na tym co w tej produkcji jest dobrego, co złego, a co brzydkiego.
Jeśli chodzi o kolumnę pozytywów to mamy tutaj interesujący pomysł stojący za wykreowanym światem. Nawet jeśli scenariusze rodem z Terminatora czy Demon with a Glass Hand, widzieliśmy tysiąc razy. Jednak świat zaprezentowany w The Surge wydaje się być interesującym miejscem, które chętnie zobaczyłbym w kolejnych grach.
Drugim mocnym aspektem niemieckiej gry jest urozmaicenie systemu walki poprzez koncentrowanie się na konkretnych częściach ciała. Nie jest to nic przesadnie odkrywczego, ale wprowadza do zabawy odrobinę dodatkowej strategii. Większość przeciwników okryta będzie potężnymi pancerzami minimalizującymi otrzymywane obrażenia. Praktycznie każdy będzie jednak posiadał jakąś odsłoniętą część ciała. Uderzanie w nią pozwoli nam na zadawanie krytycznych obrażeń i ubijanie najtwardszych przeciwników w kilka sekund.
Dużym pozytywem zabawy jest dopracowanie wrażenia ciężkości broni. Nasze zamachy sprawiają wrażenie wykonywanych naprawdę. Czuć siłę naszego oręża i mamy świadomość wymachiwania olbrzymim kawałkiem metalu. To przekłada się na realizm starć. Tego elementu brakowało mi trochę podczas gry w Lords od the Fallen, gdzie bronie wydawały mi się trochę zbyt lekkie i zamachy nimi były nienaturalne. Nie to żebym wiedział jak wygląda przywalanie komuś w głowę kawałkiem drzwi od samochodu, ale The Surge oddaje to jak wyobrażam sobie taką sytuację.
Do elementów co do których nie mam w pełni wyrobionej opinii zaliczyłbym system ekwipunku i umiejętności naszej postaci. Zastosowano tutaj uproszczone rozwiązanie opierające się na modułach. Możemy dosłownie w każdej chwili kompletnie zmienić to, jaką postacią będziemy sterować. W kilka sekund możemy zmienić pancerz, broń i skille. W teorii pozwala to nam na lepsze dostosowanie postaci do naszego stylu gry.
Mam ambiwalentny stosunek do systemu egzekucji, który sprawia, że The Surge jest prawie tak brutalne jak Mortal Kombat. W walce zdobywamy punkty energii, które możemy wykorzystać do aktywacji naszych umiejętności, aktywowania towarzyszącego nam robocika (o tym za chwilę) lub wykonania egzekucji, kiedy przeciwnik jest osłabiony. Jeśli zdecydujemy się na ostatnią opcję to zostajemy uraczeni urywaniem głowy albo odcinaniem ręki wykonywanym w spowolnieniu. Poza elementem gore, nagradzani jesteśmy surowcami służącymi do ulepszania pancerzy i broni. Jest to dość ciekawe rozwiązanie, które ma olbrzymie przełożenie na rozgrywkę. Otóż podczas wykonywania animacji mordowania przeciwnika jesteśmy nietykalni. Patent ten pozwala nam na unikanie obrażeń w podbramkowych sytuacjach.
Na koniec zostawiam jeszcze robociki. Stosunkowo szybko otrzymujemy latającego towarzysza pozwalającego nam na wykonywanie ataków na odległość. Nasz partner praktycznie nie zadaje obrażeń i ma służyć chyba tylko i wyłącznie do wabienia wrogów. W trakcie gry zdobywamy dostęp do kilku wersji latającego stworka. Każda posiada charakterystyczną umiejętność. Jest to ciekawe rozwiązanie w grze, gdzie biega się cały czas z kawałkiem metalu. Mam jednak wątpliwości co do przydatności bojowej naszych partnerów. Wydaje mi się, że ten element gry został porzucony podczas prac i otrzymujemy niedopracowaną wersję czegoś, co mogłoby urozmaicić rozgrywkę.
Mam wrażenie, że The Surge to przypadek gry, która została stworzona po to, by robić dobre pierwsze wrażenie. Początek przygody jest naprawdę solidny i napawa człowieka optymizmem. Jednak im dalej w las tym gorzej. Mogę tylko spekulować, ale twórcom z Deck 13 zabrakło czasu, pieniędzy lub pomysłów by ukończyć ten tytuł. Jest to strasznie dziwne bo The Surge nie zachwyca rozmiarem i bogatą zawartością. W każdym razie. jakość gry zdecydowanie spada po zaliczeniu 3 pierwszych lokacji. Do rozgrwyki wkrada się sporo backtrackingu, plansze stają się coraz mniejsze i nudniejsze. Wszystko sprawia wrażenie robionego na szybko lub na odwal się. Z tego powodu obstawiam, że twórcy zdążyli tylko dopracować pierwszą połowę gry.
Obok tego występuje drugi, moim zdaniem niewybaczalny błąd produkcji Deck 13. W The Surge brakuje wszystkiego. Produkcja oferuje nam bardzo mało przeciwników, lokacji, broni i zbroi. Wszystkiego jest tylko po kilka sztuk i nie ma mowy o różnorodności. Najlepszym przykładem tej sytuacji jest liczba bossów. The Surge może pochwalić się piątką dużych przeciwników. Nie jest to wynik imponujący. Jeśli dodamy do tego fakt, że jedna z walk wiąże się z ponownym ubiciem wcześniejszego bossa, to mamy problem. Podobnie jest z bronią. Cztery, czy pięć typów oręża to trochę za mało. Bloodborne również nie zachwycało pod tym względem. Tam jednak każdy sprzęt miał unikatowy, rozbudowany wachlarz ruchów. Tutaj niestety tak nie jest i bronię przynależące do tego samego typu (w większości przypadków) i nie różnią się od siebie.
Oczywiście nie mogło zabraknąć bugów, błędów i mniejszych wpadek. Przedmioty, których nie da się podnieść, przeciwnicy stojący w miejscu czy blokowanie się na elementach otoczenia, to najbardziej powszechne problemy The Surge. Żadna z tych wpadek nie doprowadziła mnie do szału i musiałem restartować grę tylko jeden raz. Niestety było to w ważnym dla fabuły momencie. Jedna z postaci zawiesiła się podczas przydługiego monologu na temat historii ośrodka, w którym przebywamy. Po restarcie gry postać ta wyparowała. Wraz z nią z gry uciekła cała grupka NPC.
Jak już jesteśmy przy krytyce, to dorzucę coś jeszcze. Nie podobał mi się system rozwoju postaci. The Surge opiera się na poszerzaniu puli punktów energii, które potrzebne są nam do aktywowania pancerza, a także skilli z których korzystamy. Pod tym względem niemiecka produkcja przypomina trochę rozwiązania z Nier: Automata. Mamy określona ilość slotów, w które wkładamy ulepszenia. Decydujemy więc, czy chcemy widzieć paki energii wrogów, mieć więcej punktów życia, zdobywać więcej złomu (doświadczenia) czy uzyskać zdolność leczenia się. Jest to całkiem fajny pomysł, ale ulepszanie postaci dość szybko stało się formalnością. Zabrakło większej różnorodności umiejętności, jakiegoś systemu specjalizacji w danym kierunku. W grze brakuje elementu rozwoju bohatera do naszych potrzeb. Zawsze będziemy sterowali postacią, która nawala kawałkiem metalu. Możemy tylko wpłynąć na to jak szybko będzie nim wymachiwała. Z tego powodu szybko odczuwamy stagnację i rozwój postaci ogranicza się do większej ilości punktów życia lub staminy. Nie czułem aby mój bohater stawał się silniejszy i nie miałem powody by troszczyć się o walutę gry. To z kolei sprawiło, że zacząłem olewać pewne starcia z wrogami. Z tego powodu gra utraciła element napięcia i niepewności, które w innych produkcjach tego typu towarzyszyły mi podczas eksploracji. To z kolei przekłada się na obniżone replayability gry. Każda z naszych postaci będzie w gruncie rzeczy taka sama.
Gdzie online?
Na sam koniec muszę wspomnieć o dość ważnej kwestii. The Surge nie ma trybu online. Możemy zapomnieć o kooperacji i rywalizacji z innymi graczami. Z mojej perspektywy zabija to połowę frajdy z rozgrywki. Inwazje idealnie budują napięcie i wymuszają na nas czujność. Tutaj ten element zastąpiony został przez jeszcze większą ilość potworów wyskakujących z szafy. Kwestia ta ma znaczenie z jeszcze jednego powodu. Osoby liczące na pomoc innych graczy z jakimś trudnym przeciwnikiem lub bossem pozostawione będą same sobie. Nie chcę wróżyć z fusów, ale wydaje mi się, że w takiej sytuacji dużo osób szybko porzuci ten tytuł lub kompletnie się nim nie zainteresuje.
Można kupować, ale…
The Surge to udana ewolucja Lords of the Fallen. Poprawa systemu walki wyszła grze e na dobre. Niestety im dłużej siedziałem przy tym tytule, tym łatwiej było mi wyłapać niedoróbki i kiepsko zaimplementowane elementy rozgrywki. Deck 13 starało się stworzyć coś więcej niż Dark Souls w sosie science fiction. Mam wrażenie, że to się nie powiodło. Najlepsze elementy gry wywodzą się wprost z produkcji From Software. Urozmaicenia i niepotrzebne dodatki jak unik z kucaniem lub podskokiem są słabszymi elementami produkcji. Fani SoulsBorne powinni się bawić przy tym tytule dobrze. Mam jednak wrażenie, że większość osób podczas rozgrywki będzie rozmyślać o tym, jak fajnie byłoby zagrać w w The Surge od From Software (lub Team Ninja).
The Surge wypada całkiem nieźle. Deck 13 poczyniło spore postępy i jest coraz bliżej opanowania formuły dobrego klona Dark Souls. Niestety, na dzień dzisiejszy niemiecka produkcja nie ma startu do Nioh i tytułów od From Software. The Surge w porównaniu z tamtymi grami wygląda jak budżetówka. Szkoda, bo tytuł ten miał olbrzymi potencjał. Nie żałuję jednak czasu spędzonego z tą produkcją i z chęcią zobaczę The Surge 2: Electric Boogaloo. Mam tylko nadzieję, że następnym razem doczekamy się większej ilości przeciwników, lokacji, broni i bossów.