Sama ekranizacja nigdy mnie do siebie nie przekonała. Co prawda film z grą nie ma nic wspólnego, niemniej uzasadnione jest doszukiwanie się pewnych…inspiracji. Studio Xaviant Games, odpowiedzialne za Lichdom: Battlemage stwierdziło, że świetnym pomysłem byłoby stworzenie gry na wzór morderczych starć na wyspie pełnej niebezpieczeństw rodem z The Hunger Games – no i robią…gra obecnie znajduje się w fazie Early Access. Dostając steamowy klucz do produkcji, nie miałem pojęcia na jaką próbę zostanie wystawiona moja cierpliwość i samokontrola.
Sam pomysł stworzenia gry inspirowanej Głodowymi Igrzyskami jest naprawdę interesujący i ma potencjał – temu nie sposób zaprzeczyć. Wyobraźcie sobie, że macie do eksploracji sporą wyspę z różnymi warunkami klimatycznymi, zabójczą roślinnością, zwierzyną i innymi niebezpieczeństwami których metodą prób i błędów musicie się nauczyć. Wyobraźcie sobie przeróżne zdarzenia czasowe utrudniające rozgrywkę, jak choćby częściowe zatopienie wyspy, trzęsienie ziemi zmieniające ukształtowanie terenu, albo las tropikalny w cmentarzysko drewna i liści. Do tego niech dojdzie świadomość, że gdzieś tam dozbrajają się inni, planują i wyczekują momentu kiedy dane im będzie targnąć się na nasze życie.
Wyobraziliście to sobie? Świetnie! Bo w tej grze znajdziecie może jedną setną z wyżej wymienionych, przynajmniej na obecną chwilę . Gry w fazie wczesnego dostępu są obarczone ryzykiem odstraszenia potencjalnych klientów. Taka forma…zaprezentowania…swojego produktu wynika głównie z braku funduszy na kontynuację prac. Byłoby świetnie, gdyby twórcy decydując się na wczesny dostęp zaimplementowali w grze jakiś chwytliwy, ciekawy a może wręcz nowatorski element. W przypadku tytułowego Uboju, mógłby to być projekt wyspy, która aż się prosi aby za wzgórzem znaleźć coś innego niż piasek, drzewa, skały i budynki, które można zliczyć na palcach jednej ręki. Niestety, mimo naprawdę usilnych poszukiwań pozytywów w The Culling nie znalazłem ich wiele.
Zacznijmy od początku. Rozumiem, że jest to wczesny dostęp, ale odpalenie tej gry to istny sprawdzian indywidualnych granic cierpliwości. Po wciśnięciu ikonki wita mnie prostokąt z tytułem gry i gości na ekranie parę solidnych minut, sugerując opcjonalne zacięcie się programu. Kiedy już w swej łaskawości prostokąt zabierze nas do menu…musimy przeczekać kolejny zawieszony w czasie i przestrzeni zamazany obraz pełen pikselozy mówiący nam iż ciężarówka z resztą tekstur jest już w drodze i nieco się spóźni…Brakuje jeszcze sławnego dopisku „please wait”. Zastanawiałem się, czy to przypadkiem nie wina sprzętu na którym pracuję (Lenovo Y50 – 70) potem sprawdziłem wymagania gry…to raczej optymalizacja. Powiedziałem sobie – spokojnie Daniel, to jest early access, tu parę rzeczy może nie działać, daj temu szansę. Ledwo skończyłem myśl, monitor zaszczycił mnie najmniej intuicyjnym menu z jakim miałem do tej pory styczność.
Przed rozpoczęciem gry mamy możliwość zmiany wyglądu i ubioru naszej postaci, który póki co nie powala wachlarzem wyboru. Są też opcje dostosowania klasy i wybrania interesujących nas pearków. Do teraz nie jestem w stanie wywnioskować czy atrybuty są aktywne cały czas, czy tylko tej klasy którą zostawię „na wierzchu”. Klasy skupiają się w okół walki na bliskim dystansie i broni dystansowych – Przykładowo, jest atrybut który zwiększa obrażenia podczas korzystania z łuku, albo taki, który zwiększa naszą staminę. Ale czy działają kiedy „na wierzchu” zostawimy sobie inną klasę i przypisane do niej atrybuty? To pytanie do twórców – choć logika podpowiada iż aktywne są tylko te aktualnie wyświetlone. Ponad to wszystkie atrybuty są od razu odblokowane i dostępne dla wszystkich, co moim zdaniem wprowadza jeszcze więcej chaosu i odbiera nieco atrakcyjności.
Typów rozgrywki mamy w zasadzie dwa. Klasyczny Deathmatch i Team deatchmatch, formą niczym nie odbiegające od standardów do których chyba każdy przywykł. Jest też Tutorial, który gorąco polecam przed rozpoczęciem jakichkolwiek działań w sieci – Bez niego co prawda można, ale najpewniej zaowocuje to turlającą się głową oddzieloną od tułowia naszej postaci. The Culling to jeden z tych tytułów, gdzie większość graczy jest już doskonale zaznajomiona z mechaniką i zasadami panującymi w grze, a nowi świecą na zielono z samego krańca mapy.
Ciekawy i atrakcyjny jest system czasowych eventów, chyba najbardziej nagradzana aktywność w której udział gracza jest dobrowolny.
Przejdźmy do rdzenia gry – czyli samej rozgrywki. Zaczynając mecz, uzbrojeni w gołe pięści musimy…To znaczy powinniśmy, znaleźć surowce z których będziemy mogli stworzyć narzędzia mordu. Super, że gra takowy element Craftingu posiada – Ale do jasnej Anielki z budapesztu dlaczego dwa kawałki drewna dają bandaż! Kawałek drewna i włócznia – łuk, a kamienny nóż i…kamień…toporek. Interpretacja zabiegów to apogeum irracjonalności. Wystarczyło dodać konkretną roślinę pełniącą funkcję bandaża…a jeśli już naciskać na „Krafting” to liść rośliny choćby w połączeniu z kawałkiem sznurka (Którego defacto w grze nie uświadczymy, a jednak nóż na włóczni jakoś się trzyma, i coś tam naciągamy strzelając z łuku) mógłby dużo logiczniej pełnić rolę bandaża niźli połączone ze sobą w jakiś magiczny sposób dwa kawałki drewna. Szkoda że twórcy nie zadali sobie trudu , ale kto wie, może to się jeszcze zmieni.
Walka, która w tej grze jest elementem wiodącym, też nie jest jakoś szczególnie rozbudowana. Można zadać zwykły cios, a przyduszając chwilę klawisz myszki, napełnić pasek energii który mówi nam iż ten konkretny cios będzie silniejszy. Można też się bronić – kiedy przeciwnik uderzy nas podczas bloku, traci równowagę i na chwilę się odsłania, dzięki czemu możemy efektywnie skontrować cios – nie mam pojęcia dlaczego tak jest, ale widać jakoś trzeba było ustabilizować szanse graczy, szkoda, że kosztem logiki. Chcąc uniknąć wytrącenia z równowagi, kiedy blokuje się przeciwnik, możemy go popchnąć co daje dokładnie taki sam efekt jak w przypadku próby przebicia się przez blok.
Mamy też możliwość tworzenia różnego rodzaju pułapek, które później zastawiamy na wrogów.
Na swojej drodze napotkamy przeróżny pomocniczy sprzęt, a nawet pełne uzbrojenie w skrzynkach losowo pojawiających się na mapie, bądź szafkach praktycznie pustych budynków.
Właśnie doszedłem do wniosku że moje wrażenia z The Culling nabrały mocno negatywnego wydźwięku. Usilnie starałem się znaleźć jakiekolwiek pozytywy, wierzcie mi, ale po prostu na dzień dzisiejszy ta gra nie rokuje na żaden hit. Mam wrażenie, ze twórcy postawili sobie poprzeczkę za wysoko i za bardzo posiłkowali się takimi grami jak The Forest, czy ARK: Survival Evolved nie wprowadzając nic ponadto co podpatrzyli. Podobieństw i inspiracji w modelu rozgrywki znajdziecie na pęczki, ale te dwa tytuły robią to znacznie lepiej…i z tego co kojarzę, przynajmniej jeden z nich wciąż jest w fazie Early Access. Wyspa po której się poruszamy jest nieciekawa i pusta, w żaden sposób nie rokuje na choćby malutką dozę różnorodności. Wierzę, iż w ten tytuł niektórzy gracze kochający taki styl będą się zagrywać po zdarcie skóry na palcach – nie da się jednak zanegować, przynajmniej póki co, iż gra naprawdę miała potencjał, z którego po prostu nie skorzystano – stawiając na sprawdzone i już wcześniej powielone elementy, których nawet nie zadano sobie trudu uatrakcyjnić czy solidnie dopracować. Może się mylę, może tytuł rozbuduje się na tyle, że będę prosił Redaktora naczelnego o usunięcie tego wpisu, albo chociaż możliwość zadośćuczynienia zanim nawiedzi mnie lud z pochodniami w rękach…Póki co jednak:
Podoba mi się:
- Pomysł stworzenia gry inspirowanej Igrzyskami Śmierci czy też niewielu znanym filmem – Potępiony (The Condamned) z Steve’m Austin’em w roli głównej.
- Niezły jest pomysł z czasowymi eventami, nagradzanymi na tyle sowicie, iż warto jest zerkać na licznik do startu.
Nie podoba mi się:
- Niedopracowanie większości elementów które pojawiają się w grze, brak czytelności menu i zbytnia inspiracja jak i kopiowanie rozwiązań z innych, bardzo podobnych pod względem mechaniki gier.
- Mała oryginalność, mimo ciekawego i mającego potencjał pomysłu.
- Brak jakiejkolwiek warstwy fabularnej, mimo sugerowania iż bierzemy udział w jakimś show na żywo, po śledzących nas, sporadycznie napotkanych kamerach.