Platformówki 3D swoje największe triumfy święciły pod koniec lat 90. i na początku lat dwutysięcznych. Kolejne części Raymana, Croca czy rodzimego Kangurka Kao zdobywały serca graczy na całym świecie, nie tylko kolorową oprawą graficzną będącą ukłonem dla młodszych graczy, ale wymagającą rozgrywką, premiującą osoby z doskonałym refleksem, zmysłem przestrzennym i wyczuciem czasu. Jednak wraz z rozwojem grafiki, platformówki 3D odchodziły w zapomnienie, a ich miejsce zajęły na powrót zręcznościówki 2D. Jednak obecny rok przyniósł nam urodzaj jakby się wydawało martwego już gatunku. Pierwsza połowa stała pod znakiem całkiem udanych Snake Pass oraz sfinansowanego na Kickstarterze Yooka-Laylee. Najlepsze jednak dopiero miało nadejść wraz z premierą Xboxa One X. Super Lucky’s Tale to platformówka 3D, o której od dawna marzył każdy fan klasycznych zręcznościówek.
Super Lucky’s Tale nie jest pierwszą grą z serii. Lisek o imieniu Lucky po raz pierwszym pojawił się na ekranach gogli VR, a konkretniej na Oculus Rift. Gra Playful Corporation nie okazała się hitem, ale była miłą odskocznią od podobnych do siebie produkcji na VR. Studio widziało potencjał w swoim debiutanckim tytule i szybko podjęto decyzję o zrobieniu pełnoprawnej odsłony na najpopularniejsze platformy. Obawy o to, że Super Lucky’s Tale okaże się prostą konwersją wersji z Oculus VR, z nieco podkręconą grafiką okazały się niesłuszne. Najnowsze przygody liska Lucky’ego, to gra pod każdym względem lepsza od poprzedniczki.
Lucky oraz jego starsza siostra Lyra od dziecka marzyli o byciu Strażnikami, lisimi bohaterami przemierzającymi krainy w poszukiwaniu przygód. Podczas jednej z takich wypraw, Lyra odnalazła Księgę Wieków, zdolną do przemierzenia tajemniczych wymiarów, z mocą mogącą wpłynąć na przyszłość całego świata. W drodze powrotnej do domu samolot dziewczyny rozbija się pośrodku lasu. Z ratunkiem pędzi jej Lucky. Oboje wpadają w pułapkę zastawioną przez Kocią Klikę, dowodzoną przez straszliwego Omena, który wraz ze swoimi dziećmi pragnie zdobyć przedmiot dla siebie. Księga zostaje przypadkowo aktywowana i Kocia Klika wraz z Luckym zostaje w niej uwięziona. Lisek będzie musiał przemierzyć krainy i uratować je przed Omenem i jego sługusami.
Fabuła w Super Lucky’s Tale jest tylko pretekstem do rozpoczęcia zabawy i zanurzenia się w bajkowy świat przedstawiony w grze. Ten został podzielony na cztery odrębne światy, które cechują się odmienną scenografią, stylistyką, klimatem, a nawet stworzeniami zamieszkującymi poszczególne krainy. I tak trafimy do Podniebnego zamku, gdzie pomożemy kamiennym golemom w pokonaniu kota ninja, sielskiego Warzywkowa pełnego farmerów, którym w pracy przeszkadza zła wynalazczyni, Świątecznego kanionu zamieszkanego przez Yeti oraz upiornego Straszyngtonu pełnego duchów, których spokój zakłóca Omen. Każdy świat został podzielony na kilka etapów, które musimy ukończyć aby móc zmierzyć się z bossem oraz urozmaicających zabawę poziomów pobocznych.
Niezależnie od aktywności, naszych głównym celem jest zebranie łącznie 99 koniczynek, które otrzymujemy po zaliczeniu postawionych przed nami zadań. I tak w każdym z etapów możemy zdobyć ich cztery. Każdorazowo zadania polegają na tym samym, czyli po jednej koniczynie otrzymujemy za każde przejście poziomu, zebranie przynajmniej 300 monet, wykonaniu zadania pobocznego oraz uzbieraniu pięciu liter tworzących imię głównego bohatera. Zadania poboczne, tak jak i normalne etapy, testują naszą zręczność i cierpliwość, oraz szybkość podejmowania decyzji. Miłą odmianą od przechodzenia normalnych etapów są poziomy, w których akcję obserwujemy z boku, niczym w klasycznych platformówkach 2D. Często w nich nie możemy sami obrać tempa poruszania się bohatera, a tak jak w runnerach, jedynie sterowanie nim tak, aby omijać rozsiane pułapki.
Standardowe etapy to istny tor przeszkód, który w niektórych momentach potrafi napsuć krwi, bo pod osłoną kolorowej przygody skierowanej do osób w każdym wieku, kryje się wymagająca stuprocentowego skupienia zręcznościówka, niewybaczająca najmniejszych błędów. Nie należę do fanów gatunku, a nawet od platformówek 2D trzymam się ogólnie z daleka, dlatego pierwsze godziny z Super Lucky’s Tale stały pod znakiem nauki mechanizmów i zasad rządzących tym gatunkiem. Jednak gdy już wszedłem w odpowiedni rytm, sam byłem zaskoczony z jaką łatwością przychodzi mi powtarzanie tych samych etapów, do których musiałem powrócić, aby zebrać koniczyny, przez brak których nie mogłem podjąć walki z bossem. Co prawda z taką sytuacją zetknąłem się dopiero pod koniec przechodzenia trzeciej krainy, to warto zaznaczyć, że osoby kiepsko radzące sobie z grami zręcznościowymi będą zmuszone do koniczynkowego grindu. Gwarantuje jednak, że powtarzanie etapów sprawia frajdę o wiele większą, niż pokonywanie ich po raz pierwszy, gdy układ plansz jest nam obcy.
Na szczęście twórcy ułatwili nam zdobywanie koniczynek poprzez zaliczanie etapów pobocznych, które zostały rozsiane po otwartych mapach każdej z krain. Każdy świat ma swój własny hub, w którym co prawda nie ma nic innego do roboty oprócz zbierania monet, wchodzenia do poszczególnych etapów i podjęcia się zaliczenia etapów pobocznych. Te okazują się bardzo przyjemnym przerywnikiem, w których nie liczy się tylko zręczność, ale i umiejętność logicznego myślenia. Pierwszą z takich aktywności jest przesuwanie figur do odpowiednik pól. Te możemy poruszać tylko po dostępnych liniach, dlatego ważne jest obranie odpowiedniej strategii. Drugą zaś jest labirynt naszpikowany pułapkami, w którym musimy zebrać wszystkie monety, ale żeby nie było za łatwo, Lucky zostaje zamknięty w kuli, a my musimy manipulować tak labiryntem, aby nasz bohater mógł bezpiecznie dojść do jego końca.
Zbieranie monet nie wiąże się niestety z niczym, oprócz samego zbieractwa. W Super Lucky’s Tale nie uświadczymy żadnego sklepu, dzięki któremu ciężko zdobywane monety moglibyśmy wymienić za nowe umiejętności, dodatkowe życia czy jakiekolwiek ułatwienia rozgrywki. Główny bohater nie doczekał się także żadnego spersonalizowania poprzez zakładanie mu nowych strojów czy masek. Także w grze brakuje rozwoju postaci. Umiejętności, którymi Lucky dysponuje od początku gry, posłużą nam aż do samego końca. Co prawda podwójny skok, zakopywanie się pod ziemię oraz uderzenie ogonem w zupełności wystarcza, a poziomy zostały tak przygotowane, aby nawet przez chwilę nie nudziły, pomimo używania ciągle tych samych zdolności, to jednak przydałoby się jakieś urozmaicenie sterowania głównym bohaterem.
Bardzo przyjemna w odbiorze jest oprawa graficzna, która spodoba się zarówno najmłodszym, a i starsi gracze powinni docenić oprawę artystyczną Super Lucky’s Tale. Dodatkowo jest to jeden z tych tytułów, które oferują stosowną łatkę specjalnie przygotowaną pod Xboxa One X, dzięki której będziemy mogli grać w rozdzielczości 4K. Ale w standardowym HD gra wygląda i działa na tyle dobrze, że nie można mieć większych zastrzeżeń.
Super Lucky’s Tale recenzja – podsumowanie
Ukończenie Super Lucky’s Tale zajęło mi 10 godzin, więc jak na normy gatunku jest to wynik bardzo dobry. Oczywiście grę ukończyłbym o wiele szybciej, gdybym tylko nie musiał powracać do poprzednich etapów, więc bardziej zaradni gracze, przed którymi platformówki nie mają żadnych tajemnic, napisy końcowe w produkcji Playful Corporation ujrzą o wiele szybciej. Niestety po ukończeniu gry nie czekają żadne dodatkowe aktywności, a powtarzać etapy można tylko dla własnej przyjemności. Pomimo paru mankamentów Super Lucky’s Tale to angażująca gra, która nawet jeżeli ma drobne problemy ze sterowaniem i pracą kamery, przez co może sfrustrować mniej cierpliwych graczy, to momentalnie chce się spróbować raz jeszcze zmierzyć się z danym etapem. Jeżeli nadal nie jesteście przekonani, to do przemyśleń o zakupie może skłoni was niska cena i polska wersja językowa, co prawda tylko napisy, ale nie powinno to stanowić większego problemu. Lisek Lucky ma szansę stać się nową maskotką platformy Microsoftu, więc liczę, że seria nie zakończy się raptem na pierwszej pełnoprawnej części.