Gier z uniwersum Gwiezdnych Wojen mieliśmy już wiele i były to bardzo różnorodne produkcje. W zeszłym roku debiutowało Star Wars Jedi: Fallen Order, a we wcześniejszych latach królowały sieciowe shootery z cyklu Battlefront. Z kolei sięgając do czasów prehistorycznych ponad siedemnaście lat temu (jak to brzmi?!) zagrywaliśmy się w fantastyczne RPG, czyli Knights of the Old Republic. Ćwierćwiecze obchodził w lutym także kultowy Star Wars: Dark Forces, a gdzieś jeszcze pomiędzy mniej lub bardziej udanymi grami RTS, czy MMORPG, wychodziły zręcznościówki będące kooperacją Star Wars z LEGO. Fani tej space opery byli więc całkiem dopieszczani, choć jak wspomniałem – nie wszystko mogło się podobać.
Jest jednak jeszcze jeden gatunek, który zwłaszcza starszym graczom, przychodzi na myśl na sam początek – czyli symulatory kosmiczne i dwie świetne pozycje, X-Wing i TIE Fighter od Totally Games, które ukazały się w 1993 i 1994 roku. Ostatnia tego typu produkcja osadzona w uniwersum Star Wars pojawiła się jeszcze w ubiegłym wieku. Miło było więc usłyszeć, że Electronic Arts przygotuje powrót do klasyki, jakim jest w pewnym sensie Star Wars: Squadrons.
Ci źli, a Ci dobrzy
Star Wars: Squadrons to kosmiczne latadełko za którym stoją programiści ze studia MOTIVE, biorący wcześniej udział przy innych projektach Electronic Arts – Anthem oraz Star Wars: Battlefront II. To jednak ich pierwsze w pełni samodzielne dzieło – można było się więc obawiać, czy na pewno uda się sprostać oczekiwaniom fanów. Oceniając dzisiaj grę, myślę, że na pewno w wielu punktach tak, choć już przyglądając się kampanii dla jednego gracza mam mieszane uczucia.
Zacznijmy od fabuły, którą poznajemy z perspektyw dwóch zwaśnionych stron, czyli Nowej Republiki i Imperium. Tworzymy więc dwóch pilotów, będących świeżakami w elitarnych szwadronach obu stron. W tle kosmicznych zmagań pojawia się również wątek zdrady jednego z generałów Imperium, który przechodzi na stronę Rebeliantów. Studio MOTIVE potraktowało kampanię raczej jako wstęp do trybu sieciowego i naukę mechanik oraz statków kosmicznych. Historia szybko schodzi na boczny tor, gdyż jest po prostu nudna. Piloci, z którymi wykonujemy misje, również nie zapadają w pamięć i rozmowy z nimi pomiędzy misjami to raczej strata czasu. Nie pomaga też sama konstrukcja historii, gdzie przeskakujemy pomiędzy bohaterami, jak również to, że twórcy dają do zrozumienia, że konflikt jest czarno-biały, co przekłada się na jasny podział – źli i dobrzy.
Co innego, jeśli chodzi o same misje, te zostały przygotowane z dużą dbałością, również o emocje. Nie ukrywajmy – poprzeczka przy tworzeniu zadań w kampanii dla tego gatunku jest znacznie trudniejsza. Misje trzeba obudować w odpowiedni sposób żeby gracza nie zanudzić, ale też nie przytłoczyć tym, co dzieje się na ekranie. MOTIVE się to udało, w każdej misji znajduje się moment, który można zapamiętać i powiedzieć, że „to było świetne”. Potyczki są różnorodne, a zakres zadań całkiem obszerny.
Nie wszyscy będą zadowoleni
Gdyby tak tylko ta historia trzymała poziom, to mógłbym rekomendować kupno Star Wars: Squadrons nawet dla samej kampanii. Obecnie trochę bym się wahał, choć cena nowych Star Warsów jest niższa od przyjętego już standardu gier AAA, co może przechylić szalę na korzyść gry MOTIVE. Sama mechanika gry, do której przejdę w kolejnym akapicie, pozwala na świetną zabawę przez tych 6-7 godzin w singlu.
Na pewno mogą być trochę zawiedzeni fani Battlefronta II, którzy być może upatrywali w Squadrons rozszerzenia tego, co widzieli właśnie w tej produkcji. W Squadrons mamy do czynienia z symulatorem, co zresztą widać już na tych screenach, bo całą grę obserwujemy z perspektywy pierwszej osoby, czyli pilota. Poziom trudności jest zatem trochę większy, bo z jednej strony tracimy część pola widzenia, a po drugie musimy zarządzać kilkoma rzeczami jednocześnie. Uzyskanie w tym wprawy, zwłaszcza jeśli to nasza pierwsza tego typu produkcja, wymaga więc trochę czasu. Zarządzanie skupia się na rozdysponowaniu energii statku kosmicznego na któryś z trzech trybów – silnik, lasery i tarcze. W zależności od tego co dzieje się na ekranie, musimy odpowiednio manewrować nie tylko statkiem, ale też właśnie tą energią. Jeśli potrzebujemy przyspieszyć, cała moc idzie na silnik, gdy kończy się pancerz, w ruch musi iść system tarcz. Oczywiście istnieje również opcja równowagi, ale jakby tego było mało, statki można też ustawiać pod konkretnych wrogów, możemy zatem koncentrować się na ochronie z przodu lub z tyłu.
Uczta dla oczu
Nie da się ukryć, że bardziej sprawdza się granie padem, nie mówiąc już o joystikach, choć wiele z nich jest bardzo drogich. Próbowałem też grać klawiaturą i myszką, ale to rozwiązanie co najwyżej na kampanię – w sieci będziecie zgubieni z takim zestawem. To jak przyjść na strzelaninę z nożem. Zresztą, z tego względu uważam, że przejście kampanii jest wręcz potrzebne, gdyż jeśli chcecie wymiatać w przestworzach, a nie mieliście aż tak do czynienia z takimi grami, to odbijecie się od ściany – multiplayer to duży próg wejścia. W tym momencie warto przejść do jego omówienia. Star Wars: Squadrons oferuje tylko dwa tryby: „potyczka” i „bitwa flot”. Potyczka to nic innego jak drużynowy deathmatch, w którym dwie eksadry pięciosoobowe walczą między sobą o to, która pierwsza zestrzeli 30 statków przeciwnika. Bitwy flot są już bardziej rozbudowane i przypadły mi do gustu. Po raz kolejny walczą ze sobą dwie eskadry z pięcioma pilotami, ale tym razem do gry wchodzą także po 2 mniejsze statki i niszczyciel, które kierowane są przez komputer. Naszym zadaniem jest zestrzelenie najpierw statków, a następnie rozprawienie się z niszczycielem. Szkopuł polega na tym, że linia frontu jest „płynna” i raz musimy się bronić, a raz atakować – nie można tego robić naraz. Na papierze, ale również w akcji wygląda to świetnie, choć zdecydowanie lepiej, gdy macie ze sobą zgraną ekipę. Szkoda, że MOTIVE, które jednak zapowiadało grę głównie pod kątem rozgrywki online, więcej contentu zawarło w kampanii. Brakuje czegoś więcej, żeby graczy przytrzymać na dłużej. Z chętnymi do grania jest obecnie bardzo dobrze, ale czy będzie tak pod koniec roku?
Oprawa audiowizualna to chyba największa zaleta nowej gry MOTIVE. Star Wars: Squadrons wygląda i brzmi fantastycznie – począwszy od modeli statków, czy nawet postaci, a skończywszy na efektach specjalnych, czy tłach do naszych potyczek. Widok z kokpitu nieraz bywa…nieziemski, zwłaszcza w ruchu. Starałem się dobrać odpowiednie screeny, ale to nie odda tego, jak dobrze się to ogląda. Udźwiękowienie to również klasa sama w sobie, a wszystko łączy się w naprawdę dobrze oddany klimat dla fanów Gwiezdnych Wojen.
Czy warto kupić Star Wars: Squadrons?
Star Wars: Squadrons warto kupić, nie tylko jeśli jesteście fanami Gwiezdnych Wojen. Paradoksalnie możecie się bardziej zawieść, bo fabuła na pewno nie zainteresuje nikogo, a jeśli oczekujecie tego, co widzieliście w Battlefront II (tu uwaga raczej do młodszych graczy), to z pewnością będziecie kręcić nosem. Fani klasycznego X-Winga, czy TIE Fighter przywitają grę z większą przychylnością, tak samo jak inni fani symulacji. Myślę, że warto spróbować – jeśli nie teraz, to na pewno na promocji, Star Wars: Squadrons broni się warstwą techniczną, rozgrywką oraz niezłym, choć trochę ubogim trybem wieloosobowym.
* Star Wars: Squadrons obsługuje również gogle VR, ale nie miałem niestety możliwości przetestowania gry pod tym kątem.