Nobunaga Oda to niezwykle ciekawa postać historyczna, która jest rozpoznawalna na całym świecie za sprawą masy gier, filmów, mang i anime. Pierwszy z tak zwanych zjednoczycieli państwa ma w swoim CV występy w ponad setce gier, w tym w najnowszej odsłonie cyklu Assasin’s Creed. Jego demoniczny wizerunek z cyklu Onimusha stał się ikoniczny i do dzisiaj jest powielany przez wiele innych produkcji. Teraz za sprawą Onimusha 2: Samurai’s Destiny Remaster możemy jeszcze raz zmierzyć się z legendarnym daimyo. Czy warto ruszyć do walki?
Onimusha 2: Samurai’s Destiny Remaster to nowa wersja tytułu wydanego pierwotnie w 2002 roku na PlayStation 2. Teraz tytuł trafia na PS4, komputery osobiste, Nintendo Switch a także konsole Microsoftu. My graliśmy w ten tytuł na PlayStation 5, bo marka po prostu z automatu kojarzy się z konsolami Sony.
Demony w krainie samurajów
Onimusha 2: Samurai’s Destiny rozgrywa się w fantastycznej wersji feudalnej Japonii, gdzie legendarny Nobunaga Oda powraca zza grobu na czele armii demonów, siejąc śmierć i zniszczenie. Jedną z ofiar jego napaści staje się wioska Yagyu – dom młodego wojownika Jubeiego. Niestety, bohater przybywa zbyt późno – znajduje jedynie pogorzelisko i ciała pomordowanych mieszkańców. Jubei przysięga zemstę na demonicznym władcy i wyrusza w podróż, której celem jest uwolnienie Kraju Kwitnącej Wiśni od sił zła. Po drodze zyskuje towarzyszy oraz odkrywa tajemnice własnego pochodzenia i drzemiącej w nim mocy.
Mamy więc do czynienia z typową historią o bohaterze, który wyrusza po zemstę i po to, by uratować świat od zła. Jest to podane w fajnym klimacie dawnej Japonii i sprawdza się całkiem nieźle jako koncepcja. Chociaż z wykonaniem może być różnie, bo historia w Samurai’s Destiny jest dosyć specyficzna.
Chaotyczna, ale urokliwa opowieść
Fabuła gry nie należy do najlepiej poprowadzonych – często jest chaotyczna i momentami sprawia wrażenie poskładanej z luźnych scenek. Winę za to ponosi system relacji z towarzyszami – każdy z nich ma własny wątek, który przeplata się z główną historią. Niektóre z tych przerywników są dziwaczne, wręcz kiczowate. Całość przypomina japońskie filmy klasy B z epoki V-Cinema – i choć nie każdemu przypadnie to do gustu, ma swój specyficzny urok. W końcu ninja, samuraje i demony to fajna mieszanka. WIęc jeśli ktoś lubi rzeczy takie jak Ninja Scroll, Izo czy Versus, to tutaj mzoe znaleźć podobny styl.
Stylowa siekanka z dawnych lat
Rozgrywka to unikalne połączenie survival horroru i gry akcji sprzed ery Devil May Cry. Samurai’s Destiny trzyma się starszej formuły: statyczne kamery, eksploracja, walka i okazjonalne zagadki. System walki, choć prosty, oferuje kilka ciekawych opcji – z czasem zdobywamy nowe bronie (miecz, włócznia, młot, łuk, strzelba), z których każda powiązana jest z innym żywiołem i posiada własne kombinacje ataków.
Mamy też system critical hit – odpowiednie wyczucie czasu pozwala jednym ciosem pokonać wielu przeciwników. Nie jest to poziom widowiskowości znany ze współczesnych slasherów, ale walka ma klimat i daje satysfakcję. Przeciwnicy też są solidni i dosyć różnordoni, dzięki czemu zabawa jest przednia.
Do tego potyczki z bossami wypadają naprawdę neiźle. Część z pojedynków jest bardzo pomysłowa. Chociaż trzeba przyznać, że niektórzy przeciwnicy są naduzywani i ponowne starcia z tymi samymi bossami są wręcz komiczne. Pasuje to jednak do ogolnego klimatu produkcji, który jest właśnie utrzymany w stylu kina klasy b, gdzie dany film ma premierę tylko na kasetach VHS.
Największy wróg? Kamera
Największym problemem gry może być przestarzała mechanika związana z kamerą. Statyczne ujęcia, typowe dla klasycznych survival horrorów, dziś są trudne do zaakceptowania. Wystarczy jeden krok w złą stronę, by kamera się zmieniła i zasłoniła całkowicie akcję, co podczas walk bywa frustrujące. Dodatkowo, sterowanie typu czołg nie ułatwia sprawy – choć remaster wprowadza pewne usprawnienia, to nadal nie jest to rozwiązanie idealne. Ja potrzebowałem chwili żeby sobie przypomnieć jak takie sterowanie kiedyś wygląadało. Zrozumiałem też dlaczego kompletnie porzucono ten rodzaj kaery w bardziej dynamicznych grach. O ile w survival horroach nie wiedzenia wrogów moze podbic napiecie i atmosferę, tak tutaj moze prowadzić do nerwów i furstracji. Nie będe płakał, ze jest tragicznie i nie da się grać,a le na pewno osoby wychowane na nowszych tytułach czeka spore wyzwanie. Mozna powiedzieć, zę kamera jest najwiekszym przeciwnikiem w Samurai’s Destiny.
Zagadki i eksploracja
W grze znajdziemy także proste zagadki logiczne. Większość z nich sprowadza się do odnalezienia i użycia odpowiednich przedmiotów w konkretnym miejscu. Choć nie są szczególnie trudne, skutecznie urozmaicają rozgrywkę i przypominają, że Onimusha narodziła się jako pomysł na Resident Evil w klimacie samurajskim. Pozostałosci tego są nadal widoczne w tym tytule. Dla mnie to całkiem fajna rzecz i jeden z wielu elementów sprawiajacych, że Onimusha wyróżnia się z tłumu innych produkcji z epoki PS2.
Walka – konieczność czy wybór?
Gra pozwala nam podchodzić do starć z przeciwnikami elastycznie. Przeciwnicy nie ścigają nas między lokacjami, a po opuszczeniu pomieszczenia znikają. Można więc wybierać: walczyć, by zdobywać doświadczenie i ulepszać ekwipunek, lub omijać wrogów, oszczędzając czas.
System rozwoju oparty jest na duszach zbieranych po walce – czerwone służą do ulepszania broni i zbroi, żółte leczą, niebieskie regenerują manę, a fioletowe umożliwiają aktywację trybu wzmocnienia. Dla miłośników grindów i optymalizacji to gratka – dla innych opcja szybkiego przebiegu może być atrakcyjna, tym bardziej że gra nagradza to osiągnięciami.
Towarzysze i prezenty
Ciekawym elementem jest system relacji z towarzyszami. Możemy obdarowywać ich prezentami, co wpływa na to, kto pojawi się u naszego boku podczas kluczowych momentów. To nie tylko element fabularny – sojusznicy pomagają w walce, oferując różne bonusy i scenki. System ten zwiększa regrywalność tytułu.
Staroszkolny duch – zaleta czy wada?
Onimusha 2 to gra z ponad dwudziestoletnim stażem – i to czuć niemal na każdym kroku. Wysoki poziom trudności, przestarzałe sterowanie, problematyczna kamera, nieczytelne cele misji i niezbyt czytelne mechaniki mogą zniechęcić współczesnych graczy. Graficznie również nie zachwyca – choć remaster podnosi jakość przerywników i dodaje nowe tekstury, to nadal tytuł bardzo retro.
Nie obyło się też bez cenzury – z gry usunięto alternatywny strój jednej z bohaterek i ocenzurowano scenę kąpieli, co budzi zdziwienie biorąc pod uwagę, że gra zaczyna się od brutalnego masakrowania wioski. Cóż, takie mamy czasy.
Co nowego w remasterze?
Na szczęście pojawiło się kilka realnych usprawnień: poprawione sterowanie, możliwość szybkiego przełączania broni, ulepszenia trybu walki, nowe poziomy trudności, dodatkowe kostiumy i dostęp do minigier ze specjalnego menu. Jest też trochę obrazków i muzyka z gry do odpalenia. Nie są to zmiany rewolucyjne, ale pokazują, że Capcom włożył pewien wysiłek w odświeżenie tej klasyki.
Trzy grosze od dziadka
Gdyby tak spojrzeć na Onimusha 2 z perspektywy współczesnych czasów i standardów to tytuł nie wypada jakoś specjalnie wybitnie. Dużo rozwiązań uznawanych za archaiczne, sterowanie i praca kamery mogą sprawić, że gra nie wypada najlepiej. Trzeba trochę dać od siebie i przymknąć oko na pewne niedociągnięcia, by dobrze się bawić. Jednak z pozycji fana starszych produkcji i kogoś, kto pamięta oryginalną wersję gry, fajnie jest móc zagrać w ten tytuł ponownie. Ulepszenia nie są może gigantyczne, ale wypadają na plus. Sam tytuł nadal jest miodny i ma ten klimat, którego brak wielu współczesnym, taśmowo klepanym tytułom, którym po prostu brak duszy. Ja bawiłem się super i naszła mnie ochota, na wyciągniecie PS2 z szafy i odpalenie trzeciej i czwartej odsłony serii, by spędzić jeszcze więcej czasu w Japonii opanowanej przez demony.
Podsumowanie – klasyk czy zabytek?
Onimusha 2: Samurai’s Destiny Remaster to bardzo specyficzna gra. Tytuł, który dziś już się nie zdarza – połączenie akcji, horroru i japońskiej egzotyki z końcówki lat 90. Dla fanów oldschoolu i serii Onimusha to prawdziwa gratka. Dla graczy wychowanych na nowoczesnych, wygładzonych produkcjach – może być zbyt toporna, chaotyczna i wymagająca. Nie oznacza to, ze trzeba ten tytuł olać, ale chyba dobrze mieć to na uwadze przed zakupem Samurai’s Destiny Remaster.
Osobiście mam ogromny sentyment do tego typu tytułów i świetnie się bawiłem, wracając do świata Jubeiego. Mam nadzieję, że ten remaster odniesie sukces, bo bardzo chciałbym zobaczyć odświeżone wersje trzeciej i czwartej części tej nieco zapomnianej, ale wyjątkowej serii.