Vaas Montenegro to bez dwóch zdań jeden z najbardziej charakterystycznych złoczyńców w historii gier wideo, którego definicję szaleństwa jak mantrę powtarzają gracze z całego świata. Nic więc dziwnego, że kiedy w momencie pierwszych zapowiedzi Far Cry 6 w sieci pojawiło się informacja o rzekomym udziale w nadchodzącej odsłonie odgrywającego rolę szalonego pirata Michaela Mando, wyobraźnia fanów zaczęła karmić ich wizjami powrotu ukochanego „złola”. Koniec końców plotki okazały się prawdziwe i Vaas Montenegro pojawia się w Far Cry 6, choć w dość niecodzienny sposób – jako główny bohater roguelike’owego rozszerzenia Vaas: Insanity.
Yara mnie nie jara
Dodatek porzuca utartą formułę serii, więc zapomnieć możecie o krążeniu samochodem po wielkiej mapie w poszukiwaniu kolejnego posterunku do przejęcia. Przyznam, że z otwartymi ramionami przywitałem wzorowaną na Rook Islands wysepkę, która swoje skromne rozmiary nadrabia różnorodnością i często niecodziennymi widokami, bo w trakcie zabawy ujrzeć możemy takie cuda jak porzucony wewnątrz aktywnego wulkanu statek, ukryta w sercu góry starożytna świątynia, czy też pływające po niebie rekiny. Jest więc dość, powiedziałbym, niecodziennie, co wbrew pozorom jak najbardziej ma sens.
Widzicie, Vaas: Insanity to bezpośrednia kontynuacja jednego z wątków Far Cry 3, wrzucająca nas wprost do wnętrza umysłu umierającego Vaasa. Jako on sam musimy znaleźć drogę ucieczki z przedśmiertnego koszmaru, co umożliwić ma nam zebranie trzech odłamków smoczego ostrza i przyniesienie go również powracającej w tej historii Citrze, służącej jednocześnie jako dość antagonistycznie nastawiony do nas sojusznik. Każdy, kto ukończył Far Cry 3 wie, że Vaasa i Citrę łączy dość niecodzienna relacja, którą twórcy postanowili tu zgłębić, czyniąc tym samym Vaas: Insanity opowieścią o swego rodzaju godzeniu się z własną przeszłością. Wypada to zaskakująco nieźle, aczkolwiek wypadałoby tutaj znać fabułę oryginału, by w ogóle zrozumieć o chodzi.
Definicja szaleństwa
Jeżeli jednak jej nie znacie, a i w Far Cry 3 grać nie zamierzacie – nic straconego! Vaas: Insanity pomimo posiadania dość wyraźnej linii fabularnej stawia przede wszystkim rozgrywkę, a ta jest tutaj zaprawdę wyborna. Zdaję sobie sprawę, że spora część graczy – w tym ja – na dźwięk słowa „roguelike” wzdycha ciężko z niesmakiem, bo w ostatnich latach produkcji z tego gatunku pojawiło się zatrzęsienie. W Vaas: Insanity bawiłem się jednak świetnie, co jest poniekąd zasługą wspomnianej wcześniej małej mapy, dzięki czemu powtarzanie kolejnych cykli nie jest tutaj aż tak bolesne, jak było to chociażby w dodatku Escape from Durgesh Prison do Far Cry 4, gdzie przygotowania do finału potrafiły trwać z początku ładnych kilka godzin. Tym razem twórcy nie zalewają nas masą znaczników, wrzucając na mapę zaledwie kilka oferujących lepsze uzbrojenie wyzwań, a całość ukończyć można w niecałe dwie godziny, o ile uprzednio odpowiednio się przygotujemy.
Jak w każdym szanującym się „rogalu” po każdej startujemy bowiem jako gołodupiec wyposażony jedynie w budzący uśmiech politowania na twarzach przeciwników pistolet. Nie mamy więc większych szans w starciu ze strzegącymi odłamków sztyletu minibossami. Należy zatem wykonać wszystkie dostępne na mapie arenowe wyzwania i uzbierać nieco wypadającej z ciał przeciwników kasy, którą później będziemy mogli wydać na uzbrojenie oraz dodatki do niego (zakupiona broń nie resetuje się po śmierci), a także ulepszenia samego Vaasa, zwiększające nasze zdolności w walce, odblokowujące nowe miejsca na pukawki, czy też zwiększającego limit zachowywanej po odrodzeniu się gotówki. Oczywiście jest tego dużo więcej i odblokowanie wszystkiego wymagać będzie horrendalnych sum mamony, która potrzebna będzie nam przecież także na wykupienie nowych miejsc na oferujące nam specjalne zdolności serca przeciwników, które losowo znaleźć można przy ich zwłokach lub w rozsianych po mapie skrzyniach.
Na szczęście do ukończenia rozszerzenia nie musimy odblokowywać wszystkich broni i ulepszeń postaci, choć zdecydowanie ułatwi nam to robotę, bo w trakcie prób odzyskania kolejnych odłamków potrafi zrobić się gorąco. Będą one nam jednak zdecydowanie potrzebne, kiedy zdecydujemy się na podjęcie walki na jednym z wyższych poziomów trudności, które stopniowo zwiększać będą zdolności bojowe przeciwników, wyposażając ich przy okazji w specjalne moce, a nam odbierając minimapę. Nasz trud zostanie jednak wynagrodzony większą ilością zdobywanej gotówki, co w efekcie przełoży się na tempo naszego rozwoju, niejako wyrównując tym samym nasze szanse i zachęcając do dalszego testowania swoich umiejętności.
Czy warto kupić Far Cry 6 – Vaas: Insanity?
Żal jedynie, że Vaas: Insanity nie został wyposażony w jakikolwiek tryb kooperacji, choć i bez tego jest to zaskakująco udany dodatek, przy którym bawiłem się zdecydowanie lepiej niż przy Far Cry 6. Największą jego zaletą jest fakt, że pozwala on zaimplementowanemu w grze systemowi walki osiągnąć nareszcie pełnię potencjału, wyrzucając przy tym niestety cały skradankowy aspekt serii przez okno, co z pewnością zawiedzie część odbiorców. Należy jednak pamiętać, że Vaas: Insanity to rozszerzenie stawiające przede wszystkim na wartką akcję i wesołą rozpierduchę, a w tym sprawdza się już naprawdę wybornie.