Codemasters co kilkanaście miesięcy funduje swoim fanom świetne ścigałki w myśl „dla każdego coś miłego”. Fani Formuły 1 mają co roku świetną symulację, rajdówki DIRT Rally trzymają poziom tych kultowych odsłon sprzed lat, a podseria DIRT szukała pomysłu na siebie w każdej części, ale zawsze z bardzo dobrym skutkiem. Z przyjemnością zasiadłem do DIRT 5, licząc na kolejną dawkę brudu i spalin. Czy wewnętrzne studio Codemasters Cheshire pracujące wcześniej przy Onrush i MotorStorm podniosło poprzeczkę poziom wyżej? Czy warto brać pod uwagę ten tytuł przy zakupie nowych konsol?
DIRT 5 ewidentnie pojawił się w złej porze roku. Za oknem jak nie deszcz, to szarość, a odpalając grę, od pierwszych sekund na monitorze trwa festiwal kolorów. To oczywiście nie zarzut, ale jeśli ktoś się zastanawiał w jakim kierunku tym razem poszła seria, to już mógł spodziewać się luźniejszej atmosfery, a co za tym też idzie przyjaźniejszego dla wszystkich modelu jazdy. To nie koniec zmian względem poprzedniej odsłony. W swojej recenzji „czwórki” Damian wspominał o akademii DiRTa, w której można było szkolić swoje umiejętności na placu manewrowym i bawić się w tuning auta. W „piątce” nie ma ani akademii, ani placu, a nawet tuningu, co może wielu graczy zaskoczyć. Jedyną opcją w dłubaniu przy swoim wozie została customizacja – naklejki, malowania i tego typu pierdoły, które oczywiście umilają rozgrywkę, ale są tylko dodatkiem.
W DIRT 5 najważniejszym trybem jest kariera, podczas której dostajemy wachlarz lokacji i rodzajów wyścigów do wyboru. Zbierając odpowiednią ilość stempli (3 na każdy rajd) przechodzimy do ostatniego wyścigu kończącego dany etap – jeśli zajmiemy w nim miejsce na podium przechodzimy dalej. Do dyspozycji jest ponad 70 unikalnych tras w 10 miejscach na całym świecie – trafimy m.in. do Norwegii, Nepalu, Brazylii, czy Grecji. Parę minut ścigania się po fawelach Rio de Janeiro i wskakujemy zaraz do słonecznego Maroka, by wylądować w jakimś norweskim kurorcie za chwil kilka – szybko, gładko, bez zbędnych cutscenek, bo historia podawana jest w formie luźnych podcastów.
Wspominałem o kolorach, prawda? No właśnie – lakierem naszego wozidła będziemy się dzielić z innymi – autorzy zrezygnowali z oesów, czyli odcinków specjalnych w rajdach. Konkurencje są tu znacznie bardziej kontaktowe, gdyż praktycznie zawsze ścigamy się z innymi. Paleta samochodów jest spora, w 13 kategoriach uświadczymy zarówno samochody off-roadowe, jak i klasy GT (np. Porsche 911), czy rallycrossowe (Peugeot 208 WRX). To oczywiście nie koniec, autorzy pokusili się również o dodanie fikcyjnych aut i nawet jedną kategorię wyścigów dla nich. Jupiter Hawk to auto, które nie istnieje i może to lepiej, bo za cholerę nie wiedziałem jak nim jeździć po owalnych arenach.
Model jazdy jest bardzo zręcznościowy, co wcale mi nie przeszkadzało. Na normalnym poziomie trudności, niektóre konkurencje i trasy mogą stanowić wyzwanie, ale obędzie się bez rzucania padem. Zastrzeżenia można mieć do AI przeciwników, którzy są często zbyt agresywni. Bywa też tak, że wskutek błędów potrafią się zablokować lub wylecieć z trasy. Nawet jeśli zepsujemy sobie jakiś etap, to nie trzeba się tym zbytnio przejmować. Wyścigów jest na tyle dużo, że bardzo łatwo dobić jest do wymaganej ilości punktów, aby odblokować kolejny rozdział kariery. Wręcz byłem zdziwiony, jak szybko można przejść do finału historii. Jednak to nie oznacza, że DIRT 5 jest ubogi w zawartość – można być rozczarowanym brakiem tuningu, czy odcinków specjalnych, ale wyścigów jest tu co nie miara. Codemasters Cheshire postarało się również o dodanie trybu dla wielu graczy, arcade (w którym mierzymy się z czasami innych graczy) oraz Playgrounds.
Ten ostatni to coś w stylu hołdu dla kultowej Trackmanii. Skojarzenia naprawdę nie są przypadkowe – wybieramy zamkniętą arenę w której możemy stworzyć kilka rodzajów zmagań i mamy dużą dowolność w kształtowaniu tras. Prace przygotowane przez graczy naprawdę zaskakują, a myślę, że to dopiero początek i kreatywność przekroczy jeszcze kolejne granice. Ten tryb pracuje na większą żywotność na serwerach nowego DIRT.
Wersja pecetowa nie jest niestety bez wad technicznych – głównie problemy dotyczą optymalizacji. Zwłaszcza na początku wyścigów, gdy wszystkie auta są blisko siebie, liczba klatek potrafi spaść, ale zwykle po pierwszym zakręcie już nie mamy większych problemów. DIRT 5 jest ogólnie bardzo nierówny graficznie – zmienne warunki pogodowe to coś fantastycznego (widać doświadczenie zebrane przy Onrush, czy MotorStorm procentuje), jazda w burzy z piorunami, czy śniegu lub deszczu wygląda świetnie, a modele aut dają radę. Jednak ciężko zrozumieć jak po tylu bojach, wgnieceniach, stłuczkach, auto wygląda zaskakująco w dobrym stanie. Kilka wgnieceń blachy i tyle. Gra na pewno lepiej prezentuje się w ruchu i zwłaszcza, gdy do głosu dochodzą zmienne warunki pogodowe. Kibice w tle, niektóre elementy toru wyszły Codemasters Cheshire znacznie gorzej.
DIRT 5 zwiastun
Mistrzostwem jest jednak soundtrack, jeden z lepszych jakie słyszałem w grach wyścigowych. Dominują trochę cięższe brzmienia, rockowe, co przypadło mi do gustu. Już z samego intra krzyczy do nas zespół JET i The Bloody Beetroots z „My name is thunder”. Przy takiej muzyce faktycznie rzadko zdejmuje się nogę z gazu.
W przypadku premiery DIRT 5 dochodzi jeszcze jeden aspekt – edycje konsolowe, a konkretniej na konsole nowej generacji, czyli Xbox Series X i Xbox Series S. Redakcyjny kolega Damian porównał czasy ładowania pomiędzy konsolami – różnica jest znacząca.
DiRT 5 – Xbox Series X vs. Xbox One
DiRT 5 – czy warto?
Codemasters od 2023 roku będzie tworzyć gry na licencji WRC, więc myślę, że to i powstająca trzecia odsłona DIRT Rally, skłoniły mistrzów kodu do pójścia w bardziej rozrywkową nutę i dostarczenia graczom mniej wymagających, ale ciągle przyjemnych wyścigów. Nie da się pominąć faktu, że fani nie są zadowoleni z najnowszej części DIRT – 50% pozytywnych ocen na Steamie to wynik, którego Codemasters nie miało od dawna. Nie rozumiem jednak aż tak negatywnego odbioru, ale chyba jednak wynika on głównie z kolejnej zmiany kursu i pewnych uproszczeń. Mimo wszystko, niedzielny fan wyścigów szukający gry na kilka jazd dziennie, dostaje w DIRT 5 bardzo dużo.