Recenzja DEATHLOOP – ja chcę tylko przerwać tę je***ą pętlę

DEATHLOOP

W latach dziewięćdziesiątych powstał Dzień świstaka, komedia romantyczna, w której bohater przeżywał najgorszy dzień w życiu na nowo. Domknięcie pętli czasu i rozpoczynanie dnia od nowa musi być frustrujące, zwłaszcza wtedy, gdy ponownie musimy zmierzyć się z pasmem rozczarowań i porażek. DEATHLOOP, najnowsza gra studia Arkane (m.in. Prey) stawia przed graczem doświadczanie właśnie takiego dnia świstaka. Jednak nasz bohater, Colt Vahn, nie zamierza skończyć tego dnia na smutno. A przynajmniej za którymś kolejnym razem.

Deathloop 4

Arkane znane jest z wielu interesujących projektów, które obudowane są świetną historią, ciekawym settingiem i mechaniką rozgrywki. Parę lat temu zachwycaliśmy się Preyem, które stawiało na pełną wrażeń eksplorację statku Talos I. Seria Dishonored to z kolei jedna z najbardziej stylowych wizualnie gier ostatnich lat. DEATHLOOP to następna produkcja, która ma pomysł na siebie i wyróżnia się od tego, co widzieliśmy już w grach wcześniej. Na pierwszy plan wybija się historia. Kapitan Colt Vahn budzi się na wyspie Blackreef. Z początku nie wie, co się dzieje, ale dosyć szybko zaczynają się klarować najważniejsze fakty.

Blackreef, z początku kolonia rybacka, stała się bazą wojskową służącą do wykonywania różnych eksperymentów. W pewnym momencie w Blackreef doszło do anomalii czasowej, w której wszyscy mieszkańcy wyspy przeżywają dzień na nowo. Ośmiu tzw. wizjonerów, czyli osób o unikalnych mocach, broni tego stanu, a właśnie były kapitan ochrony, ich dawny przyjaciel – Colt, zdradza ich i chce przerwania pętli. Na jego szczęście, jest sposób na wykonanie tego zadania. Colt musi zabić wszystkich ośmiu wizjonerów w ciągu jednego dnia. Nasz bohater nie zaznał amnezji, więc wszystko co wyniesie z każdej iteracji, zostanie z nim na zawsze. Zadaniem gracza jest więc odkrycie jak najwięcej informacji, a następnie przeżycie dnia tak, by wszyscy wizjonerzy zginęli zanim nadejdzie noc. Nad bezskutecznym przerywaniem pętli czuwa Julianna, najbardziej przebiegła ze wszystkich wrogów Colta. Jej determinacja oraz świetnie napisane rozmowy pomiędzy tą parą będą tłem tej historii. Już w tym miejscu muszę pochwalić polski dubbing – wyjątkowo dobry, jak na przyjęte standardy. Mięcho wyrzucane jest bardzo często, ale dodaje to uroku i pokazuje tylko jak niebezpiecznym i zepsutym miejscem jest Blackreef.

Deathloop 1

Gracz staje więc na drodze pętli, za każdym razem odkrywając nowe fakty, które są jedną z dwóch najcenniejszych rzeczy w grze. Blackreef podzielone zostało na cztery strefy, które możemy odwiedzić o czterech porach dnia – rankiem, południem, popołudniem i wieczorem. Do każdej strefy możemy podejść w dowolnej kolejności, chodzi jedynie o łączenie faktów i wykorzystywanie ich do swoich potrzeb. Jeśli wiemy, że ktoś odbiera jakąś rzecz w południe, to rankiem musimy ją zabrać. Wiemy, że dany wizjoner nie pojawia się wieczorem w jakieś strefie, ponieważ ma inne plany? Może lepiej wykonać pewną czynność w południe żeby je zmienił.

Konkluzja moja jest taka, że DEATHLOOP to zabawa z czasem, która musi spodobać się już w założeniach, żeby gracz ją docenił. Nieraz musiałem wracać do danych lokacji, aby dokończyć kolejną układankę, ale historia absolutnie to wynagradza. Nie ma też takiego prowadzenia za rączkę, gdyż gra nie pokaże wprost, gdzie należy szukać jakichś informacji. Są pewne zagadki, które wymagają od nas spostrzegawczości, czy główkowania. Nie będę może sypał spoilerami, ale uwierzcie mi, że trochę namęczyć się trzeba. Wszystkie najważniejsze informacje są uporządkowane z podziałem na obszary oraz na wizjonerów – nie musimy się więc martwić, że coś pominiemy. Dlatego planowanie dnia jest całkiem proste i w ciągu jednego z nich możemy ruszyć nawet 4 wątki na raz.

Deathloop 6

Wizjonerzy oprócz tego, że są wyjątkowi i mają swoje charaktery i historie, które poznajemy za pomocą notatek, listów, audiologów, posiadają różnież specjalne moce, które występują w formie tzw. tabliczek. Colt jest w stanie, po ich pokonaniu, pozyskać te moce, a następnie utrzymać je w kolejnych iteracjach. Do tego potrzebne jest nasycenie każdego przedmiotu rezyduum, które Colt wchłania z różnych rzeczy rozsianych na wyspie oraz samych wizjonerów. Oprócz tego Colt wchłania również medaliony, będące modyfikacjami do naszych broni. Jeśli graliście w jakiegoś roguelike’a, to wiecie, o czym mowa i jak rozgrywka wygląda.

Colt może zginąć maksymalnie dwa razy w ciągu danej pory dnia. Jeśli umrze po raz trzeci, dzień automatycznie się kończy i zaczynamy od rana, a przedmioty zdobyte, ale nie nasycone rezyduum – przepadają. Nie mamy więc powodów do narzekania na nudę, bo Arkane postarało się żeby Blackreef było miejscem pełnym możliwości. Choć lokacje nie są duże, to upchano w nich całkiem sporo ścieżek, skrótów, budynków na wzór poprzednich gier studia. Po zakątkach wyspy wręcz się „pływa”, ponieważ dobrze zaprojektowane poziomy sprzyjają różnym stylom gry. Da się tutaj skradać i omijać pułapki, można też bez problemu siać zniszczenie, wykorzystując zdolności Colta i wizjonerów. Każda strefa wygląda inaczej o różnej porze dnia, ale Arkane zadbało o spójność w świecie. Nawet wybita szyba rano, będzie wybitą szybą wieczorem. Małe smaczki, ale budują wiarygodność świata, w którym się znajdujemy.

Deathloop 3

Przechodząc do rozgrywki, DEATHLOOP jest typową strzelanką, w której trup ścieli się gęsto. Da się skradać, bo już wcześniej o tym wspomniałem, ale myślę, że większość graczy sięgnie po rozwiązania siłowe. Nie koniecznie ze względu na upodobania, ale, niestety, z uwagi na słabą inteligencję przeciwników. Walka w DEATHLOOP nie jest trudna, poziom trudności bardziej wyznaczały pułapki, czy wieżyczki niż zwykły, prosty przeciwnik. Colt może uczestniczyć w wymianie ognia z jednym wrogiem, przy biernej postawie drugiego stojącego paręnaście metrów obok. Przeciwnicy lubią pchać się pod celownik, a jedynym ich argumentem może być tylko siła danej broni. Dlatego z większości starć wychodziłem zwycięsko, przegrywając jedynie w sytuacjach, gdy zacięła mi się broń (wkurzająca mechanika, nie powiem) lub gdy skończyła się amunicja przy sporej przewadze liczebnej AI. Oprócz tego zabić nas mogą automatyczne wieżyczki, woda (nigdy tyle razy się nie utopiłem, co w DEATHLOOP) oraz upadki z wysokości. Czasem do pomocy przeciwnikom przyjdzie Julianna. Zaczynają się wtedy łowy, a tunele, którymi Colt się przemieszcza pomiędzy strefami zostają zablokowane. Gracz musi wtedy odblokować najpierw zabezpieczenia, a dopiero wtedy będzie mógł opuścić lokację.

W Juliannę może wcielić się… nasz znajomy. Ewentualnie inny gracz, ale tak – DEATHLOOP posiada tryb sieciowy. Polega on właśnie na przeszkadzaniu drugiemu graczowi w realizacji jego celu. Grając jako Julianna musimy chronić pętle i zabić Colta. Jeśli nie będziecie chcieli, żeby ktokolwiek z całego świata mógł Wam uprzykrzać grę, możecie z tej funkcji zrezygnować i Julianną sterować będzie tylko komputer. Ciekawy pomysł, który dodaje kolorytu do gry, ale tylko wtedy, gdy faktycznie gramy z drugim człowiekiem. Osobiście nie polubiłem pomysłu w trybie single, ponieważ często gęsto zdarza się tak, że musimy przemierzać na drugi koniec lokacji w poszukiwaniu tych zabezpieczeń. Jednak jako tryb dla „zabawy” – jak najbardziej.

Deathloop 2

Muszę to przyznać, że dawno nie grało mi się tak przyjemnie w tego typu grę, jak w DEATHLOOP. Strzelanie może nie powala samo w sobie, bo nie ma w nim samym niczego odkrywczego, a giwer tutaj jak na lekarstwo, ale w połączeniu z mocami, siekaniem nożem, czy możliwością zasadzenia kopa w du… tyłek – DEATHLOOP już mi się podobało. Wieżyczki można zhakować, da się zastawać pułapki, czy rzucić granatem, dawno nic nie sprawiało mi takiej radochy z eliminowania komputerowych przeciwników. Czuć też, że z każdą udaną iteracją, nasz bohater staje się również mocniejszy, a lokacje szybko zaczynamy znać jak własną kieszeń, nawet o różnej porze dnia.

Wspomnianą wcześniej przeze mnie spójność świata gwarantuje również świetny styl artystyczny gry. DEATHLOOP wygląda fenomenalnie – autorzy postawili na retrofuturyzm, inspirując się latami sześćdziesiątymi, co czuć i słychać na każdym kroku. Architektura wyspy przypomina jedną z poprzednich gier Arkane, czyli Dishonored. Przyjemnie jest czasem stanąć w miejscu i podziwiać Blackreef dookoła. Technicznie może nie jest to tytuł z epoki PlayStation 5, ale artystycznie wszystko się broni. Ja ogrywałem wersję na PC, która niestety posiada problemy. Nie tylko ja, ale i wielu graczy, skarży się na błędy prowadzące do wyjścia gry do pulpitu, niektórzy doświadczali też spadku płynności gry (tzw. micro stuttering) i to pomimo dobrego sprzętu. Z uwagi na jakość pecetowej wersji gry obniżyłem swoją ocenę DEATHLOOP o pół oczka – jeśli chcecie koniecznie zagrać w grę Arkane i nie robimy Wam różnicy platforma – wybierajcie droższą, ale pewniejszą wersję na plejaka.

Deathloop 5

DEATHLOOP to świetna gra z bardzo dobrze napisaną historią, wyrazistymi bohaterami oraz pomysłem na rozgrywkę. DEATHLOOP ma własny styl, unikatowy klimat, a strzelanie daje sporo satysfakcji. Warto, koniecznie musicie poznać Colta, Juliannę i całą wyspę Blackreef. Roboty tutaj jest od groma, czeka na Was mnóstwo pętel i w końcu, ta upragniona, najlepsza – ostatnia. Życzę żebyście się jej doczekali, powodzenia!

Plusy
  • świetny pomysł na rozgrywkę
  • i jej realizacja - chce się odkrywać historię
  • unikatowy styl
  • możliwość zepsucia gry koledze sterując Julianną
  • fantastyczne lokacje
  • wiele sposobów i dowolność w realizacji zadań
Minusy
  • słaba inteligencja wrogów
  • poziom techniczny wersji na PC
8.5
Ocenił Kasjan Nowak
Recenzja PC

Recenzja powstała w oparciu o rozgrywkę z PC

Recenzje gier OpenCritic