Beholder 2 to kontynuacja wydanej w 2016 roku gry przygodowej o tym samym tytule, która cieszyła się dużą popularnością pośród graczy, a także skradła serce wielu recenzentom. Twórcy, czyli studio Warm Lamp Games postanowili stworzyć drugą część, która zadebiutowała na rynku w grudniu ubiegłego roku, a w sierpniu bieżącego pojawił się na Nintendo Switch. Dziś jednak tytuł ten debiutuje również na konsoli PlayStation 4. Przyjrzyjmy się więc, czy druga część, podobnie jak pierwowzór, zasługuje na uwagę miłośników gier przygodowych. Na te pytania postaram się odpowiedzieć w poniższej recenzji. Serdecznie zapraszam do lektury!
Tylko Wódz może nas sądzić
W Beholder 2 twórcy ponownie zapraszają nas do fikcyjnego, dystopijnego państwa, którym rządzi Mądry Przywódca, a także… biurokracja. Główny bohater – Evan Redgrave – jest świeżo upieczonym pracownikiem Ministerstwa. Nasz protagonista jest synem byłego, wysoko postawionego urzędnika, który niestety zginął w wyniku tragicznego wypadku, a przynajmniej tak przedstawione zostaje ów fakt Evanowi, który nie kontaktował się ze swym ojcem przez 10 lat. Naszym zadaniem jest pięcie się po kolejnych szczeblach kariery i zajmowanie coraz wyższego stanowiska w Ministerstwie. Do osiągnięcia tego celu możemy dojść kilkoma ścieżkami, np. ciężką pracą, ale kto by zwracał na to uwagę? Lepiej donosić na swoich współpracowników, knuć i podkładać im przysłowie świnie. To znacznie krótsza i przyjemniejsza droga na szczyt, czyż nie? Drugim głównym celem Evana podczas pracy w Ministerstwie jest odkrycie prawdy o okolicznościach śmierci naszego ojca.
Fabuła – przyjemna i angażująca – rozwija się wraz z wykonywanymi przez nas zadaniami. Warto podkreślić, że gra w żadnym momencie nie prowadzi nas za rączkę, aby podpowiedzi ograniczone są do minimum. Musimy sami znaleźć sposób na to, jak pokonać postawione przed nami wyzwanie. Fakt ten na pewno zadowoli osoby, które uwielbiają produkcję, zmuszające do intelektualnego wysiłku, logicznego myślenia oraz łączenia poznanych w trakcie rozmów z postaciami niezależnymi faktów. Odbywamy więc kolejne dialogi, przeszukujemy pomieszczenia, biurka i komputery naszych „kolegów” w poszukiwaniu informacji oraz przedmiotów, które umożliwią nam wykonanie zadania lub pozbycia się konkurentów do awansu. Trzeba przyznać, że ten element rozgrywki jest bardzo przyjemny. Kombinujemy, zbieramy przysłowiowe „haki”, niejednokrotnie gramy na dwa fronty, a następnie donosimy i patrzymy, jak cały świat płonie, no cały świat naszego współpracownika, który najczęściej po odkrytych przez nas wykroczeniach, zostaje stracony decyzją naszego ukochanego Wodza.
Przygody w Ministerstwie
Przygoda Evana w Ministerstwie odbywa się na różnych jego piętrach. Wyższe piętro oznacza wyższą pozycję w strukturach urzędu. Na każdej kondygnacji czekają nas nowe zadania, a także współpracownicy, którzy również mają dla nas szereg aktywności pobocznych, dzięki którym możemy zdobyć zarówno punkty autorytetu, które są niezbędne do uzyskania niektórych informacji od postaci niezależnych, a także awansu, oraz pieniądze, których sprawą opłacamy rachunki, kupujemy potrzebne do ukończenia danej misji przedmioty, czy wręczamy łapówki. Te drugie zdobywamy również poprzez obsługę petentów, którzy przychodzą do Ministerstwa ze swoimi problemami. Na wyższych szczeblach również nasza praca polega na spędzaniu czasu przy biurku i powtarzaniu podobnych czynności. Nikt nie mówił, że będzie łatwo. Ten element rozgrywki po kilku godzinach spędzonych z grą może nieco nużyć. Dobrze, że na kolejnych piętrach nasze obowiązki się różnią. A zarabiać pieniądze przecież trzeba, bo po powrocie do domu zawsze znajdą się jakieś rachunki do opłacenia. Jak nie czynsz to opłata za ogrzewanie, jak nie opłata za ogrzewanie to zbiórka na jakiś szczytny cel w imię Wodza.
Gra zmusza nas do umiejętnego zarządzania zarówno autorytetem, jak i pieniędzmi. Zawsze będzie nam czegoś brakować, warto więc mieć przygotowane kilka groszy, a także punktów wpływu na tzw. czarną godzinę, bo nigdy nie wiadomo, kiedy będziemy musieli użyć naszego uroku osobistego, a kiedy po prostu wręczyć strażnikowi łapówkę. Zarządzać musimy również czasem. Każda wykonywana przez nas akcja wymaga określonej liczby godzin lub minut. Codziennie w pracy mamy do dyspozycji 9 godzin, a po powrocie do domu dodatkowe dwie. W naszym gniazdku czas ten spędzamy na oglądaniu seriali telewizyjnych (ich znajomość przekłada się na możliwość budowania relacji z postaciami niezależnymi, co może być bardzo pomocne, a także da nam dostęp do dodatkowych zadań fabularnych), a także czytaniu książek, dzięki którym będziemy mogli obniżyć niektóre rachunki lub nauczyć się przydatnych umiejętności, jak hakowanie komputerów na różnych poziomach czy otwierania różnego rodzaju zamków. Dzięki temu zyskamy dostęp do danych i różnego rodzaju przedmiotów (często zakazanych).
Beholder 2 daję nam ogromną swobodę w działaniu i właśnie osiąganie poszczególnych celów, zarządzanie zasobami i wypełnianie kolejnych zadań na własną rękę, sprawia podczas gry największą frajdę. Dołóżmy do tego fakt, że podczas naszej przygody czeka na nas masa wyborów moralnych, które mają wpływ nie tylko na przedstawioną historię i jej zakończenie, ale również na losy poszczególnych postaci. Często to od nas zależy czy dany bohater niezależny przeżyje, zostanie skrócony czy też znajdzie w budynku Ministerstwa miłość swojego życia. Niekiedy niektóre te elementy zostaną przez graczy niezauważone, ponieważ nie zebrali o swoich współpracownikach wystarczającej ilości informacji lub nie nawiązali z nimi na tyle głębokiej relacji. W Beholder 2 jest masa różnego rodzaju czynników, które zdają się mieć na wszystko wpływ. Warto więc nie tylko dokładnie przeszukiwać ministerialne pomieszczenia, ale także wyciskać ze wszystkich pracowników wszystkie dostępne informacje, aby móc w pełni poznać wszystkie historie przygotowane przez twórców. Co prawda po kilku godzinach gry znużyć może nieco konieczność pobiegania z jednego końca Ministerstwa na drugi, ale ten element nie był w stanie popsuć mi zabawy, choć wiem, że niektórych może irytować.
Świetnie działa, wygląda i bawi
Warto także pochylić się nad techniczną stroną gry. Produkcja studia Warm Lamp Games w wersji na PlayStation 4 działa bez zarzutu. Podczas rozgrywki nie doświadczyłem najmniejszych problemów. Żadnych spadków płynności, ekrany wczytywania znikały bardzo szybko, a sama konsola nie hałasowała bardziej, niż w pozostałych produkcjach. Żadnych trudności nie sprawia również sterowanie za pomocą kontrolera. Szybko uczymy się przycisków odpowiedzialnych za poszczególne akcje. Bez wątpienia duża w tym zasługa interfejsu, który jest przejrzysty i intuicyjny.
Oprawa wizualna utrzymana jest w prostym, rysunkowym klimacie. Dominującymi kolorami w Beholder 2 są różnego rodzaju odcienie szarości, dzięki czemu cały czas jesteśmy przygniatani realiami autorytarnego państwa, w którym to Mądry Przywódca ma zawsze rację, a obywatele pytani o zdolność oddania życia za Wodza po prostu popełniają samobójstwo. W mroczną, nieco depresyjną stylistykę idealnie wpasowuje się również dobrze dobrana ścieżka dźwiękowa. Beholder 2 w żadnym wypadku nie jest jednak grą pozbawioną humoru. Wypowiadane przez postacie niezależne kwestie często są komiczne, a ich uwielbienie do Przywódcy i kraju absurdalne, wręcz groteskowe, co niejednokrotnie może nas rozbawić. Podobnie jak liczne easter-eggi. Domyślam się, że nikt z Was nie uwierzy na słowo, że Evan potrafi korzystać z wiedźmińskiego zmysłu?
Czy warto kupić Beholder 2?
Bez najmniejszych wątpliwości Beholder 2 to tytuł, na który warto zwrócić uwagę. Świetny pomysł i jeszcze lepsze wykonanie. Fabuła, która intryguje od samego początku przy świetnie zaprojektowanej rozgrywce, która zmusza nas do myślenia i szukania sposobu na rozwiązanie kolejnych zadań na własną rękę. Beholder 2 to produkcja niezwykle oryginalna. Niektóre jej elementy mogą wydawać się nieco nużące, jednakże zajęcie najwyższego stanowiska w Ministerstwie jest satysfakcjonujące i w zupełności nam to wynagrodzi. Wydaje mi się, że miłośnicy pierwszej części będą bawić się w kontynuacji równie dobrze, co przy pierwowzorze (o ile nie lepiej). Natomiast Ci, którzy zagrają w „dwójkę”, tuż po jej skończeniu sięgną również po produkcję z 2016 roku.