Assassin’s Creed to niewątpliwie wielka marka. Nie znam osoby, która nie miała nigdy styczności z serią, nawet, jeśli gry komputerowe nie należą do kręgu jej zainteresowań. Skrytobójcy zresztą to już nie tylko gry – historię asasynów możemy poznać dzięki serii książek, filmu kinowego oraz w niedalekiej przyszłości, dzięki nadchodzącemu serialowi na Netflixie. Z tego względu, wraz z Konradem i Robertem, postanowiliśmy wytypować najlepszą odsłonę serii Assassin’s Creed właśnie.
15. Assassin’s Creed Freedom Cry
Konrad: To pierwszy i jedyny taki przypadek w całej serii, bo w tytuł ten można zagrać albo w formie dodatku do Assassin’s Creed IV: Black Flag, albo w postaci samodzielnej produkcji. Akcja Freedom Cry została osadzona piętnaście lat po wydarzeniach z ciepło przyjętej „czwórki” i skupia się wokół postaci Adewale, prawej ręki Edwarda Kenwaya. „Dodatkowy” rodowód tej odsłony sprawia, że jest to pozycja niezwykle krótka i raczej miałka fabularnie. Trzy godziny rozgrywki to bowiem za mało, by odpowiednio rozwinąć historię i mechanikę rozgrywki w tego typu grze. To przyjemny kąsek dla fanów „czwórki”, ale absolutnie nic więcej.
14. Assassin’s Creed Bloodlines
Robert: Być może ktoś drapie się teraz po głowie i zastanawia, o czym oni piszą. Tak, taka gra istnieje. Assassin’s Creed Bloodlines to najbardziej zapomniana z głównych odsłon tej serii. A to z tego powodu, że w przeciwieństwie do również wypuszczonego pierwotnie na przenośną konsolę Sony AC: Liberations, Bloodlines nigdy nie otrzymało swojego zremasterowanego portu na główne platformy. A szkoda, bo to interesująca produkcja. Nie ma ona oczywiście startu do reszty gier z tego zestawiania, ale potrafi zapewnić kilka godzin niezłej zabawy. W kwestii fabuły był to fabularny łącznik pomiędzy pierwszą i drugą częścią serii, opowiadający o dalszych losach Altaira i tłumaczący, w jaki sposób Jabłko Edenu znalazło się na Cyprze. Jeśli chodzi o rozgrywkę, była to bardzo zubożona jedynka i ewidentnie dało się wyciągnąć więcej z bebechów PSP. Choć warto odnotować, że pojawiły się tu pewne nowości, jak pełnoprawne walki z bossami. Jeśli ktoś przegapił Bloodlines, polecam nadrobić. Nawet na emulatorze.
13. Assassin’s Creed Liberation
Kacper: Assassin’s Creed Liberation to spin-off serii wydany początkowo wyłącznie na konsolę PlayStation Vita i właśnie tam ją ogrywałem. Gra wychodziła w tym samym czasie co Assassin’s Creed III, lecz przedstawiała nie losy Connora, a Aveline. Bohaterka dołącza do bractwa skrytobójców, chociaż nie ma nic wspólnego z Desmondem. Spin-off oferuje standardową i znaną rozgrywkę z poprzednich części cyklu, wprowadzając jednak kilka nowych funkcji – Aveline jest pierwszą bohaterką, która nie biega wyłącznie w przebraniu asasyna, a może przebierać się za niewolnika oraz damę, co przydaje się w wielu różnych sytuacjach. Pozwala to między innymi na uwodzenie i flirtowanie ze strażnikami, którzy w stroju asasynki nigdy by nas nie przepuścili. Mimo tych niuansów odsłona ta jest całkiem drewniana i nie ma szczególnie angażującej fabuły, stąd nie dziwi tak niska pozycja w tym rankingu. Z “głównymi” częściami nie może się to równać, chociaż była to ciekawa odmiana na Vicie i właściwie to Liberation powinno wyłącznie tam pozostać.
12. Assassin’s Creed Valhalla
Kacper: Assassin’s Creed Valhalla to trzecia odsłona RPG-owych asasynów. Akcja ze Starożytnej Grecji przechodzi do IX-wiecznej Anglii, choć i zagościmy w śnieżnej Norwegii. Wcielimy się w postać o imieniu Eivor, która wyrusza wraz ze swoim klanem do Anglii. Naszym celem jest rozbudowa wioski i nawiązanie jak największej liczby sojuszy, żeby zabezpieczyć przyszłość naszego klanu. Valhalla oferuje niesamowicie wielki świat z ogromną ilością wszelkich interakcji (punktów widokowych, tajemnic, znajdziek, części uzbrojenia, misji pobocznych), oferując tym samym kontent na dosłownie setki godzin. Najnowsza część cyklu co prawda odchodzi od głównych założeń serii, co powoduje niezadowolenie sporej części graczy. Nadrabia te braki mnogością gameplayu i zawartością – moim zdaniem Valhalla wypadła fenomenalnie i jest to jedna z najlepszych odsłon cyklu, czego mogliście się dowiedzieć czytając moją recenzję, stąd nie rozumiem tak niskiej pozycji w tym rankingu. Jeśli lubicie odsłony Assassin’s Creed po Syndicate, jest to dla Was pozycja obowiązkowa.
11. Assassin’s Creed Odyssey
Konrad: Assassin’s Creed: Odyssey tylko potwierdziło to, co po premierze Origins przypuszczali wszyscy – seria ta zmierza w kompletnie nowym kierunku, nie oglądając się przy tym za siebie. Toteż zależnie od tego, do którego obozu należycie, albo Odyseję pokochacie, albo ją znienawidzicie. Jest to bowiem po raz kolejny pełnoprawna gra RPG w świecie fantasy – zapomnijcie o wierności realiom historycznym, powitajcie mitologię i walkę z mitycznymi stworzeniami. Fantastyka zawsze była w serii ważna, ale Odyssey zdecydowanie mocniej dokręca tę śrubę, w pełni korzystając z możliwości oferowanych przez starożytną Grecję. Nie zabrakło jednak charakterystycznych dla marki mechanik pokroju wspinaczki, skrytobójstw i powracających bitew morskich, wzbogaconych jednak o systemy wprowadzone w Origins. Nie można więc odmówić Odysei bycia dobrą grą, ale dla wielu jest to jednak zbyt duże odejście od formuły, za którą pokochali serię.
10. Assassin’s Creed Origins
Robert: Kiedy gracze zmęczyli się wydawanymi rok do roku odsłonami Assassin’s Creed, które na pierwszy rzut oka wyglądały tak samo i pozornie wprowadzały niewielkie zmiany, Ubisoft postanowił gruntownie odświeżyć markę. Jak wskazuje tytuł, to cofnięcie się do przeszłości i próba stworzenia serii na nowo. Nie można Origins odmówić tego, że był to powiew świeżości. Francuski wydawca zrezygnował zarówno z tradycyjnej formuły miejskiej, jak i morskiej żeglugi po otwartym świecie, by zaczerpnąć sporo inspiracji z Wiedźmina 3. I Assassin’s Creed Origins był takim uproszczonym Wiedźminem osadzonym w starożytnym Egipcie. Gra zachwycała przede wszystkim fenomenalnym klimatem. Ubisoft po raz kolejny udowodnił, że zatrudnieni w tej firmie artyści potrafią stworzyć wierne i zapierające dech w piersiach odwzorowania epok historycznych. Pozytywną nowością było również wprowadzenie trybu edukacyjnego, który zastąpił dotychczas obecne w serii wpisy encyklopedyczne. Niestety gorzej gra prezentowała się w sferze fabuły i rozgrywki. O ile rozgrywka przez pierwsze 15 godzin była super, tak później zaczynała męczyć, gdyż była zbyt powtarzalna i nie wprowadzała nic nowego, co jakoś zróżnicowałoby mozolne zaliczanie zadań. Nie pomagała temu nijaka fabuła z miałkim bohaterem utrzymana w duchu retconów na temat powstania zakonu Asasynów. Zagrajcie, jeśli chcecie odbyć wirtualną wycieczkę po Egipcie czasów Kleopatry (warto!). Jeśli szukacie jednak ambitnej fabuły i rozgrywki, która wgniecie was w fotel, to tu jej nie znajdziecie.
9. Assassin’s Creed Rogue
Robert: Kiedy konsole ówczesnej nowej generacji, czyli PlayStation 4 i XBOX One dostały dedykowane im Assassin’s Creed Unity, posiadacze starych sprzętów musieli zadowolić się Assassin’s Creed Rogue. Był to dosyć dziwny ruch ze strony Ubisoftu, gdyż gra ta zwyczajnie została przyćmiona przez wychodzącego w tym samym roku nowocześniejszego kolegę i związaną z nim aferę. Niesłusznie, bo Rogue to naprawdę ciekawy tytuł, który śmiało może konkurować z tak docenianym przecież przez wielu Black Flagiem. Bo właściwie był to taki reskin czwartej odsłony. Zamiast Karaibów pływaliśmy po mroźnej północy, a bohaterem został Templariusz, co wprowadziło pewien powiew świeżości do serii. Gra stanowiła fabularny łącznik pomiędzy Assassin’s Creed III, a Assassin’s Creed Unity i na tym polu sprawdzała się bardzo dobrze, nadając nowego spojrzenia na wydarzenia znane z tych gier. Jeśli lubiliście mechanikę pływania statkiem, to Rogue powinien znaleźć się na waszej liście do ogrania. Dziś nie trzeba już odkurzać XBOX-ów 360 i PS trójek, gdyż po latach gra dostała zremasterowaną wersję na nowsze konsole.
8. Assassin’s Creed Syndicate
Konrad: Syndicate to dość kuriozalny przypadek, bowiem nietrudno jest odnieść wrażenie, że tytuł został skazany na zapomnienie. Kompletnie nikt o nim nie rozmawia, a przecież dostaliśmy w nim długo wyczekiwany wiktoriański Londyn, po którym teraz mogliśmy się rozbijać również za sterami jednego z wielu dostępnych w grze powozów. A jednak fakt, że Syndicate wydano między świetnym, ale zjechanym za masę błędów Unity a rewolucyjnym dla serii Origins, sprawił, że o tytule tym w ogóle się nie mówi. Trudno się jednak dziwić, bo wprawdzie była to gra dobra i oferująca kilka ciekawych pomysłów, ale u podstaw wciąż pozostawała boleśnie wtórna. Obecność dwójki bohaterów o różnych umiejętności w rzeczywistości miała znikomy wpływ na rozgrywkę, którą wyrwano żywcem z Unity, nie licząc linki z hakiem, którą wprowadzono, by rozwiązać problem olbrzymich przerw między budynkami. Kompletnie nijaka była też warstwa fabularna, z której obecnie nie pamiętam już absolutnie nic. Zabijcie mnie, ale nie wiem, o co tam chodziło i jakich bohaterów poznałem, choć grając teoretycznie bawiłem się naprawdę dobrze.
7. Assassin’s Creed IV: Black Flag
Kacper: Po pseudo-rewolucyjnym Assassin’s Creed III, otrzymaliśmy faktycznie rewolucyjnego Assassin’s Creed IV: Black Flag. Czwórka to odsłona całkowicie inna od wszystkich poprzednich. Tutaj wcielimy się w Edwarda Kenwaya, dziadka Connora z trzeciej pełnoprawnej odsłony, który jest walijskim piratem. Czwórka całkowicie zmienia klimat i rozgrywkę – tutaj morskie bitwy to norma, ostrzeliwanie, atakowanie oraz łupienie wrogich statków to codzienność dla naszego protagonisty. Akcja przenosi się na słoneczne i kolorowe Karaiby, więc widok bujnych, zielonych palm, złotych plaż i błękitnej wody jest tutaj na porządku dziennym. Mimo takiej odmienności od poprzednich odsłon, Black Flag pozostaje wierny założeniom serii i nadal naszym głównym zadaniem jest walka z Zakonem Templariuszy. Assassin’s Creed IV wywarł na mnie pozytywne wrażenie, chociaż jestem zdania, że elementy morskie są tutaj zbyt częste i po pewnym czasie zaczynają być irytujące. Niemniej jednak jest to jedna z ciekawszych odsłon cyklu, z którą z pewnością warto się zapoznać.
6. Assassin’s Creed
Kacper: Premiera pierwszego Assassin’s Creed to niesamowicie przełomowy moment dla całej branży growej. 13 listopada 2007 roku zadebiutowała gra, która zapoczątkowała serię po dziś dzień elektryzującą wielu graczy. W pierwszej części Assassin’s Creed było nam dane wcielić się w Altaira – bohatera należącego do sekretnej grupy zabójców, która nie jest podporządkowana pod żadną grupę polityczną czy etniczną. Chociaż rozgrywka na papierze wydaje się banalnie prosta – przyjmujemy zlecenie, likwidujemy cel, usuwamy się z miejsca zbrodni – tak Ubisoft zrobił jak na tamte czasy naprawdę kawał dobrej roboty i cóż, nic dziwnego, że postanowili ten cykl kontynuować, następnie bardziej stawiając na fabułę. Pierwszy Assassin’s Creed to pewnego rodzaju klasyka, ale też bardzo porządna produkcja w swoich czasach.
5. Assassin’s Creed Revelations
Robert: Revelations to pierwszy moment w historii serii, kiedy część graczy odczuła zmęczenie materiału z powodu rokrocznie wydawanych odsłon opowiadających o historii Ezio Auditore. No i mam wrażenie, że etap tworzenia samej gry został przyspieszony, by wbić się w przerwę pomiędzy Brotherhoodem i trójką. Do dziś, nawet w zremasterowanej edycji, ma ona niestety sporo błędów. Mimo wszystko to świetna gra, która pozwalała trochę odpocząć od renesansowych Włoch i przenieść się do majestatycznego Konstantynopola na styku Europy i Azji. Ezio, już jako stary mistrz, wyruszał na wyprawę, by odkryć sekrety swojego zakonu. Gracze, którzy byli związani z serią od części pierwszej, mogli podczas grania w Revelations poczuć uczucie nostalgii, gdyż nie tylko wracaliśmy podczas tułaczki do Masjafu, ale mogliśmy również chwilę pograć Altairem podczas bardzo emocjonalnych scen. Nie wszystkie pomysły względem rozgrywki były trafione. Dziwna minigierka tower defense bawiła chyba nikogo, a system tworzenia petard był zbyt skomplikowany, ale finał historii Ezio potrafił wprowadzić kilka nowości, takich jak ukryte ostrze z hakiem. Ja wspominam Revelations ciepło i z pewnością wrócę do tej odsłony jeszcze nie raz. Jest to godne zwieńczenie sagi Ezio.
4. Assassin’s Creed III
Konrad: Ubisoftowi zdecydowanie nie można odmówić odwagi, bo zdecydowanie wymagało jej podjęcie decyzji o osadzeniu trzeciej części słynącej z parkuru oraz wspinaczek na przepiękne, monumentalne budynki serii w Ameryce Północnej epoki kolonialnej. W rezultacie Assassin’s Creed III było… inne. Trójka oferowała zdecydowanie bardziej przestrzenne lokacje o specyficznej, dość niskiej zabudowie, jednocześnie starając się nam owe braki wynagrodzić możliwością wspinania się po drzewach, co okazało się być równie porywającym, na jakie brzmi. Zdecydowanie mniej było tu też skradania, które gdzieniegdzie ustąpiło miejsca scenom batalistycznym. Zawodem okazała się niestety również fabuła –przede wszystkim Connora, głównego bohatera gry, trudno było polubić przez jego bucowate nastawienie do wszystkiego i wszystkich (choć należy przyznać, że z czysto fabularnego punktu widzenia ma to jak najbardziej sens), a i zwieńczenie historii Desmonda okazało się zwyczajnie żałosne. Z drugiej jednak strony otrzymaliśmy postać Haythama Kenwaya, przyjemną mechanikę polowania i rozbudowy bazy, a misje morskie okazały się na tyle dobre, że niemalże w całości oparto na nich kontynuację. Warto zatem sięgnąć, aczkolwiek należy przygotować się na lekki spadek formy.
3. Assassin’s Creed Unity
Robert: Unity na trzecim miejscu?! Ano tak, Unity na trzecim miejscu! W świadomości graczy tytuł ten został zapamiętany przez pryzmat stanu, w jakim był na premierę i ta zła sława będzie ciągnęła się za nim aż do końca świata. Ale tak naprawdę, gdy ta gra została już załatana, prezentuje ścisłą czołówkę serii. Można wręcz powiedzieć, że to taki next-genowy Assassin’s Creed II. Po romansie z pływaniem statkami, gra wraca do korzeni i formuły miejskiej, oferując odbiorcom pięknie odwzorowany Paryż z czasów rewolucji. W tę grę dosłownie można zagrać tylko po to, by zwiedzać miasto zakochanych. Modele były tu tak dobre, że minimalnie pomogły nawet w odbudowie katedry Notre Dame po niedawnym pożarze. A oprócz tego? Fabuła miała swoje momenty i potrafiła pokazać pazur, chociażby podczas scen przedstawiających stosunek Arno do kredo zakonu. No i nie można zapomnieć o naprawdę dobrze zrealizowanych questach pobocznych z wyróżniającymi się zagadkami morderstw i osadzonymi w historii Paryskimi Opowieściami. Na dodatek to gra, która miała najbardziej rozwinięty system wspinaczki wśród wszystkich odsłon Assassin’s Creed i po raz pierwszy oferowała freerunning „do dołu”. Polecam, polecam i jeszcze raz polecam! Unity zdecydowanie zasługuje na docenienie po latach.
2. Assassin’s Creed Brotherhood
Kacper: Assassin’s Creed Brotherhood kontynuuje wątek Ezio zapoczątkowany w drugiej części serii. Nie ma co ukrywać, że trylogia oparta o Ezio właśnie to najbardziej lubiane odsłony przez większość fanów – cóż, ciężko się temu dziwić, w końcu dwie z trzech tych gier były wprost fenomenalne, a sam, sympatyzując z nowymi RPG-owymi odsłonami, Auditore da Firenze lubię chyba najbardziej. W Brotherhood trafiamy do Rzymu, miasta, w którym jest najwięcej zamieszania pod każdym względem – zarówno kulturowym, jak i politycznym. Naszym głównym zadaniem jest zniszczenie rzymskiej siedziby Templariuszy (tak, to jeszcze te czasy, kiedy w Assassinach o to chodziło), lecz również odbudowanie tytułowego bractwa. I to właśnie ten element sprawia, że Brotherhood zdecydowanie się wyróżnia – poza świetnym gameplayem i angażującą fabułą, zbieranie ludzi chcących walczyć o wolność, którzy później pomagają nam w otwartych walkach czy misjach skradankowych, sprawia, że ta odsłona jest szczególna. Assassin’s Creed Brotherhood to gra wyjątkowa i jedna z najlepszych z całego cyklu – inaczej nie pojawiłaby się w tym zestawieniu tak wysoko. Jeśli jakimś cudem pominęliście tę część, powinniście jak najszybciej nadrobić zaległości. Tym bardziej, że w Brotherhood możecie zagrać w Assassin’s Creed The Ezio Collection, które pojawiło się na konsolach poprzedniej generacji. Gorąco polecam i zachęcam.
1. Assassin’s Creed II
Konrad: To właśnie tutaj narodziła się legenda, bowiem o ile oryginalny Assassin’s Creed był dobrą grą z pomysłem na siebie, o tyle dopiero dwójka doprowadziła formułę do perfekcji. Co więcej, na tym samym modelu oparto wszystkie późniejsze odsłony aż do Origins, jako pierwsze wychodzące poza utarty schemat, którym Ubisoft katował graczy przez kolejne lata. Niemniej, w 2008 roku oferta Francuzów wciąż była czymś świeżym, a wizja wirtualnego zwiedzania przepięknej Florencji oraz Wenecji, a także fragmentów toskańskich wsi jawiła się niezwykle kusząco. Do tego przepiękna jak na ówczesne standardy grafika i wciągająca fabuła, pełna charyzmatycznych i pełnowymiarowych bohaterów na czele z Ezio Auditore da Firenze, który do dziś pozostaje najbardziej lubianym bohaterem serii. Może dziś Assassin’s Creed II nie robi takiego wrażenia jak kiedyś, ale, niech mnie kule biją, to nadal kapitalna gra jest.
A Wy? Którą część Assassin’s Creed lubicie najbardziej?
Sprawdźcie też nasze pozostałe rankingi: