3. PREY
Jakub: Przedpremierowy hype na Prey udzielił się i mi. Wizja wciągającej historii w przestrzeni kosmicznej zawsze rozbudza wyobraźnię i podkręcania oczekiwania. Nie można powiedzieć, że Prey zawiódł, ale do bycia majstersztykiem nieco mu zabrakło. Najbardziej rozczarował mnie system walki, który nie do końca wykorzystał swój potencjał. Na plus z pewnością można zaliczyć dużo pole do popisu dla osób lubiących eksploracje i szukanie drogi do celu na wiele sposobów. Historie dziejące się na pokładzie Talosa niejednokrotnie potrafiły wciągnąć i zaskoczyć, co udowadnia, że grze od twórców Dishonored należy dać szansę i nie trzymać jej zbyt długo na kupce wstydu.
2. Destiny 2
Kamil: W odróżnieniu od poprzedniego roku, 2017 nie obfitował w zbyt wiele pierwszoosobowych strzelanek. Dla mnie wybór najlepszego FPS-a rozstrzygał się między Destiny 2 i Wolfenstein 2: The New Colossus. Postawiłem ostatecznie na produkcję Bungie, bo pomimo bolączek z endgamem, tytuł oferuję całkiem niezłą kampanię, a po jej ukończeniu jeszcze przez kilka tygodni bawiłem się przednie. No i jeszcze jedno. W Destiny 2, podobnie jak w poprzedniej odsłonie, strzela się rewelacyjnie i pod tym względem, żadna gra się do niego nie umywa. Ostatecznie zabawa w Strażnika zajęła w naszym rankingu drugie miejsca, ale to przez resztę redakcji. Co oni tam wiedzą.
1. Wolfenstein 2: The New Collossus
Radek: W tym roku dostaliśmy kilka udanych FPS-ów, a najlepszym tego dowodem jest długo wyczekiwany powrót do drugowojennych realiów w najnowszej części Call of Duty, premiera Destiny 2 czy wychodzący z okazji kinowej premiery nowych Gwiezdnych Wojen Battlefront II. Ale wszystkie te produkcje bledły przy tegorocznym królu od Bethesdy. Pozbawiony wszelkich trybów sieciowych i nieuczciwych praktyk producenckich, jak skrzynki z losową zawartością, Wolfenstein II: The New Colossus olśnił nas wspaniałą kampanią, w której absurdalny humor mieszał się z satysfakcjonującym systemem strzelania oraz przepiękną oprawą graficzną. I choć gra nie jest pozbawiona błędów, głupiego AI, braku wizualnych informacji o otrzymywanych obrażeniach czy gorszego klimatu od poprzedniczki, to mimo wszytsko B.J. Blazkowicz powrócił w wielkim stylu. I to na tyle skutecznie, aby w charakterystycznym dla siebie stylu rozgnieść w drobny mak całą konkurencję.