RANKING: Najlepsze filmy 2017 roku

Najlepsze filmy 2017

5. Manchester by the Sea

W zeszły roku emocjonalny rollercoaster zafundował nam Kenneth Lonergan. Reżyser mało udanej Margaret powrócił po pięciu długich latach filmem, który pod wieloma względami pokonywał inne oscarowe hity o co najmniej dwie długości. Paradoksalnie w scenariuszu Lonergana, zresztą znakomitym, brak jest prawdziwie emocjonalnych fajerwerków. Manchester by the Sea nagradza skupionego i wyciszonego widza serię ludzkich dramatów, gdzie każdy kolejny przybliża nas do dowiedzenia się prawdy o głównym bohaterze, bo odkrycie co stało się przed laty, przez co bohater grany przez doskonałego Casey’a Afflecka popadł w depresję, jest zaledwie początkiem skomplikowanej ludzkiej psychiki i radzenia sobie z wyrzutami sumienia. Świetne, dojrzałe kino, po którym pozostaje wyłącznie poczucie melancholii i przygnębienia. Film przewrotny w swojej naturze, niepopadający w tani dramatyzm i eksplozję sztucznych i egzaltowanych emocji.

Manchester By The Sea

4. To przychodzi po zmroku

Drugi po Zło we mnie post-horror, który zasługuje na uwagę. To przychodzi po zmroku to z jednej strony typowy postapokaliptyczny horror, gdzie głównym zagrożeniem jest wirus zamieniający ludzi w oszalałe zombie. Z drugiej zaś, to arthouse’owe kino pełną gębą, nastawione na minimalizm i pogłębioną psychologię bohaterów. Film wgniata w fotel doskonałą atmosferą grozy, którą przez cały seans czuje się pod skórą i nie pozwala otrząsnąć się jeszcze długo po nim. Trey Edward Shults straszy tymi samymi metodami co Oz Perkins, wykorzystując pierwotny strach przed nieznanym i tym, co może kryć się w ciemności. Sam jednak film jest o wiele bardziej metaforyczny od Zło we mnie, wykorzystując nastoletniego bohatera do zabawy z jego percepcją. Jak się jednak okazuje, największym zagrożeniem nie stanowią dzikie bestie, wirusy czy brak żywności, ale odwieczna chęć przetrwania, a gdy w grę wchodzi bezpieczeństwo, największym wrogiem człowieka staje się drugi człowiek. Trey’owi Edwardowi Shultsowi udała się trudna sztuka nakręcenia horroru niemal idealnego.

To Przychodzi Po Zmroku

3. Logan: Wolverine

Wolverine nie miał szczęścia w solowych filmach. Gdy w każdej odsłonie cyklu X-Men błyszczał, stając się najważniejszą postacią drużyny, tak jego własne filmy pozostawiały sporo do życzenia. X-Men Geneza: Wolverine miała zapoczątkować cykl solowych filmów o członkach drużyny Profesora X, ale film okazał się klapą, mogącą na zawsze pogrążyć całe uniwersum FOX-a. Tak się jednak nie stało i studio dało kolejną szansę Rosomakowi. Wolverine z 2013 roku był produkcją udaną, ale niewyróżniającą się spoza o wiele lepszych produkcji Marvela. Ktoś jednak postanowił połączyć oba filmy i uznać, że ostatnia część o tytule Logan, stanie się finałem trylogii. Nie wiem, czy był to najlepszy pomysł, gdyż łączy je tylko postać głównego bohatera, ale Logan: Wolverine to najlepsze zwieńczenie nie tylko trylogii, ale całej siedemnastoletniej roli Hugh Jackmana. Film Jamesa Mangolda to najlepszy film superbohaterski tuż za Mrocznym Rycerzem Christophera Nolana. Postać Wolverine’a wiele zyskała na kategorii wiekowej R, gdzie brutalność i dzikość postaci mogła wreszcie wybrzmieć tak samo dobrze jak w komiksach, a podstarzały i zniechęcony Logan burzy mit nieśmiertelnej legendy. Jak zawsze wielki w tej roli Hugh Jackman sprawdza się wyśmienicie. Ale całe show kradnie jego partnerka z planu Dafne Keen. Zresztą Logan: Wolverine to nie tylko kino akcji, ale film łączący w sobie western z dramatem rodzinnym w stylu Małej Miss. Trudno wyobrazić sobie lepsze pożegnanie z tak kultową rolą Hugh Jackmana.

Logan Wolverine

2. La La Land

Przez ponad pół roku zajmował pierwsze miejsce na mojej prywatnej liście najlepszych filmów 2017 roku. Damien Chazelle dał się poznać przed kilkoma laty genialnym Whiplashem, udowadniając, że jest w Hollywood miejsce dla odważnych twórców. Umiłowany w muzyce reżyser wybrał na swoje dwa pierwsze filmy bardzo niewdzięczny temat. Nie dość, że bezpośrednio traktujący o muzyce, to dodatkowo jazzowej, która eufemistycznie pisząc do najpopularniejszych obecnie nie należy. Ale Damien Chazelle ma edukacyjną misję, której celem jest popularyzacja tego gatunku muzycznego i to udało mu się bez zarzutów. La La Land oprócz genialnych kawałków jazzowych, ma do zaoferowania świetną, acz prostą historię musicalową o miłości, ale przede wszystkim o spełnianiu własnych marzeń. Doskonałe, wpadające w ucho utwory, oraz choreografia tańca czynią z La La Land jeden z najlepszych musicali w historii. Do tego świetny duet Ryan Gosling i Emma Stone, którzy niedostatki talentu wokalno-tanecznego rekompensują nadzwyczajnym urokiem. La La Land to baśniowa podróż po Los Angeles, której nie chce się nigdy zapomnieć.

La La Land

1. Dunkierka

Nie mogło być inaczej. Jeden z dwójki moich ulubionych reżyserów powrócił po trzech latach filmem wojennym, który na nowo definiuje ten gatunek. Dunkierka niewiele wspólnego ma z Przełęczą ocalonych Gibsona. Jak na Brytyjczyka, temat wybrał sobie nad wyraz przyziemny, bez możliwości skomplikowania fabularnej narracji, linearności czy percepcji głównych bohaterów, a jednak w Dunkierce potrafił opowiedzieć historię w sposób skomplikowany, niejednoznaczny, przy tym niebędący wyłącznie wojennym patosem, a historię paru niezwiązanych ze sobą osób. Bo Dunkierka choć imponuje świetnymi scenami walki, szczególnie tymi powietrznymi, to w filmie nie ujrzycie klasycznych scen batalistycznych, gdzie dwie wrogie armie ścierają się ze sobą na lądzie. Reżyser skupił się wyłącznie na dramacie jednostki, która walczy o przetrwanie, unikając przypadkowych kul przeciwnika, którego nawet nie może dojrzeć. Ale Dunkierka to przede wszystkim maestria realizacyjna. Godne Oscara zdjęcia Hoyte Van Hoytema, rewelacyjny, podtrzymujące emocje montaż Lee Smith, podnosząca ciśnienie muzyka Hansa Zimmera, a wszystko to przy zminimalizowanym udziale speców od efektów specjalnych. Nolan jest już chyba jednym twórcom, który nie idzie na łatwiznę i nie wypełnia kadrów wykreowanymi w komputerze sztucznymi tworami. Wszystko co widzimy na ekranie to prawdziwa scenografia, tłumy statystów, czy makiety okrętów. Nolan był na tyle szalony, że podczas kręcenia jeden ze scen utopił ogromną i drogą kamerę IMAX-u, z której przetrwał jedynie analogowy film nakręcony na taśmie. Dunkierka to dzieło niezwykłe, ponadczasowe, ze sznytami kina poprzedniego wieku, który ogląda się zarówno jako efektowne kino wojenne, trzymający za serce dramat, czy podtrzymujący w napięciu thriller. Drugiego takiego filmu już nie będzie. Christopher Nolan zapewnił sobie Dunkierką nieśmiertelność.

Dunkierka