To jeszcze nie koniec porządnych RPG-ów! Fani gatunku od kilku lat wciąż mają szansę, by to wykrzyczeć. Za sprawą wydawców takich jak Obsidian, InXile czy Larian Studios, regularnie dostajemy świetne gry, pozwalające poczuć klasyczne klimaty na nowo. Potwierdzają to również kickstarterowe zbiórki, na których społeczność w rekordowy sposób dokłada się do projektów. Obie części Pillars of Eternity ufundowane zostały właśnie w ten sposób, a zebrana kwota znacznie przewyższała wymagane minimum. I jestem pewny, że gdyby miała wystartować zbiórka na kolejną grę Obsidianu, to nie zabraknie osób, które chętnie sięgną do portfela. Powiadam wam, że można im ufać, bo wiedzą co robią.
Spotkania po latach
Pillars of Eternity 2 jest bezpośrednią kontynuacją pierwszej części. Gra ponownie rzuca nas do świata Eory, lecz tym razem z przygodami zawędrujemy na archipelag Martwego Ognia. W pogoni za bogiem Eothasem, na pokładzie własnego okrętu przemierzymy wody archipelagu oraz odwiedzimy jego liczne wyspy. Nie chcę zdradzać zbyt wielu szczegółów fabuły, bo to trochę tak, jakbym wytrącił wam z ręki, kupionego przed sekundą loda. W trakcie rozgrywki natkniemy się na znajome twarze oraz nawiązania do pierwszej części. Jeśli ktoś nie grał lub podobnie jak ja, ma pamięć złotej rybki, to nie ma powodów do zmartwień. Wszystko opowiedziane i wyjaśnione zostało w taki sposób, że łatwo się połapać w zdarzeniach z przeszłości. Sposób narracji i prowadzenia historii w Pillars of Eternity 2 jest łatwiejszy w odbiorze. Choć czytania nadal jest sporo, to teksty wydają się bardziej skondensowane. Podczas ogrywania Pillarsów, nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że twórcy chcieli uczynić grę kreowaną na modłę „klasycznych rpgów”, bardziej przystępną. Z pewnością celem było dotarcie do większej ilości graczy, którzy do tej pory mogli omijać gatunek.
Czy to oficjalne zarzuty?
W czym widzę to uprzystępnianie? Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to stopień trudności. Jeśli mnie pamięć nie myli, to jedynka była wymagająca już od pierwszej minuty. Tutaj trochę mi tego zabrakło. Zaczynając zabawę wybieramy 1 z 5 poziomów trudności. Standardowo wybrałem środkowy, czyli normal. No i było zdecydowanie za łatwo. Pojedynki przypominały bardziej hack&slashową sieczkę, niż starcia opierające się na taktycznej pauzie. W połowie gry podwyższyłem poziom trudności o jedno oczko i niezbyt wiele się zmieniło. Zacieklejszy opór stawił mi tylko finałowy boss, wymagający kilkunastu podejść. Łatwiej byłoby wykonać kilka dodatkowych zadań pobocznych, podnieść poziom postaci, a następnie wrócić po bezproblemowy triumf. Grając na wysokim stopniu trudności, oczekiwałbym, że gra wymusi na mnie intensywniejszą zabawę w mikrozarządzanie czy taktyczne przygotowanie do starć. Być może receptą byłoby skorzystanie z trybu skalowania, ale według mnie gubi się wtedy klimat gry. Wprowadzony system zleceń na głowy czy statki jest typowym wypełniaczem czasu znanym z open worldów. Znajdź, zabij, odbierz nagrodę. Niby typowe sprawunki w pirackim świecie, ale niekoniecznie przypadło mi do gustu ich natężenie.
Bez lania wody
W Pillars of Eternity 2 nie sposób się nudzić. Ręce zawsze mamy pełne roboty. Wszystko ma jakieś znaczenie i raczej nie robimy rzeczy niepotrzebnych. Gameplay jest bardzo skondensowany. W ręce gracza oddanych zostało wiele dróg do osiągnięcia celów. Uwarunkowane są one umiejętnościami, wcześniejszymi wyborami, charakterystyką naszej postaci i osobistymi przeświadczeniami. Wielokrotnie będziemy musieli opowiadać się po którejś ze stron konfliktu, niezależnie od tego jakiej jest on skali. Raz będzie to prosta kłótnia pomiędzy załogantami, a innym razem w naszych rękach będzie decyzja, kto zostanie władcą frakcji. Niewątpliwą zaletą Pillars of Eternity 2 jest ogromna regrywalność. Poprowadzenie fabuły innymi szlakami, przyniesie zupełnie odmienne skutki. Często będziemy zadawać sobie pytanie „co by było gdyby?” Liczenie się z konsekwencjami podjętych działań to istotna cecha RPG i w najnowszej grze Obsidianu naprawdę dobrze to wygląda.
Szanty, rum i szkorbut
Klimat w jakim utrzymane zostało Pillars of Eternity 2 przywodzi na myśl czasy kolonializmu. Podbijanie nowych terytoriów, handel, korsarstwo, mamienie rdzennych mieszkańców obietnicami dobrobytu tylko po to, by położyć łapy na bogatej w złoża ziemi, całość brzmi znajomo. Wydarzenia przedstawione w grze jak i losy mieszkańców wciągają tak, że chce się być ich częścią. Odkrywanie archipelagu Martwego Ognia jest przyjemne, nawet mimo tego, że nie wszystko działa tu tak, jak powinno. Mechanika zarządzania naszym okrętem sprawia wrażenie dodanej na siłę, co pasuje do mojej teorii „uprzystępniania”. Przemieszczając się statkiem po mapie świata, musimy zadbać o stan zaopatrzenia. Woda, pożywienie, lekarstwa, amunicja, miedziaki na żołd, wszystko to ma wpływ na morale naszej załogi. Jasne, że im więcej, tym lepiej, ale zbyt łatwo przychodzi nam utrzymanie wszystkiego na plusie. Turowe bitwy morskie obrazowane za pomocą tekstu są nudnawe i powtarzalne. W moim przypadku zawsze kończyło się na doprowadzaniu do jak najszybszego abordażu i starciu załogi wroga w pył. Starcia okrętów to najsłabiej wypadający element nowych Pillarsów. Zbędny wypełniacz zawartości, pozwalający graczowi szybko się wzbogacić małym kosztem.
Załoga szalonej kapitan
Zarówno nasz bohater, jak i inne persony spotkane w trakcie przygody są charyzmatyczne i można się z nimi zżyć. Moją postacią była łowczyni z arkebuzem, mająca przy boku lwa jako zwierzęcego towarzysza. Istnieje wiele kombinacji wykreowania postaci. Jeśli podstawowe klasy nas nie interesują, możemy postawić na dwuklasowość. I chociaż łotrzyk/wojownik brzmi dziwnie, to stanowił on ważny element mojego teamu. Każda ze statystyk czy umiejętności, którymi opatrzymy naszych towarzyszy jest istotna. Może zaowocować innym rezultatem podczas wydarzenia czy dialogu. Doprowadzenie do romansu pomiędzy kompanami przychodzi łatwo, ale nie wiążą się z tym żadne ciekawe konsekwencje, nawet gdy na oczach kochanka zdecydujemy się na skok w bok. Najbardziej jednak przypadł mi do gustu orlański pirat o niewybrednym poczuciu humoru i niewyparzonej gębie.
Garłacze i rapiery w dłoń
Asortyment uzbrojenia jest spory i każdy bez problemu znajdzie coś dla siebie. Nie brakuje klasycznej broni białej, jak i wizytówki pirackich klimatów w postaci garłaczy i innych samopałów. W doborze oręża duży nacisk położono na właściwość penetracji pancerza. Bez odpowiedniej broni niezwykle ciężko jest dotkliwie zranić twardszego przeciwnika. Warto wspomnieć tu o opcji automatycznego SI. Jeśli nie chcemy robić wszystkiego samodzielnie, to możemy „zaprogramować” swoich kompanów do wykonywania określonych akcji. W przypadku drobnych starć, możemy się na to zdać w zupełności (kolejne ułatwienie). Gdy w grę wchodzi przeciwnik większego kalibru, to warto wziąć sprawy w swoje ręce. Walki, choć taktyczne i z dużą ilością rozwiązań do zastosowania, nie są pozbawione wad. Zdarzają się sytuacje, w których chaos bierze górę nad przebiegiem starcia. Nie oczekujcie tutaj poziomu z Divinity: Original Sin, ale wierzcie na słowo, że Filary Wieczności nie mają zbytniego powodu do wstydu.
Aż miło popatrzeć
Znaczne ulepszenie oprawy graficznej rzuca się od pierwszej chwili. Duża dbałość o szczegóły i kolorystkę zachwyca na każdym kroku. Niezależnie czy będą to szare podziemia czy barwne posiadłości królowej, będziemy czuć ogrom pracy poświęconej stylizowaniu. Swoje trzy grosze dokłada wpisująca się w całość oprawa dźwiękowa. I chociaż Piotr Fronczewski nie przypomni nam o zebraniu drużyny, to aktorzy użyczający głosów (tylko język angielski) wykonali swoją pracę perfekcyjnie. Lepiej względem poprzedniczki prezentują się także wszelkiego rodzaju grafiki, którymi opatrzone zostały wydarzenia czy przerywniki fabularne. Najnowsza gra Obsidianu to nie tylko uczta dla duszy, ale i naszych zmysłów. Nie zabrakło drobnych błędów typowych dla tego typu rpgów. A to jakieś zadanie się przytnie, a to w wydarzeniu będzie brał udział nieżyjący już człowiek załogi. Nic strasznego, co miałoby negatywnie wpłynąć na odbiór gry. Możliwe, że część błędów została naprawiona w wraz z premierowym patchem.
Recenzja Pillars of Eternity 2 – podsumowanie
Druga odsłona Pillarsów to świetny przykład tego, jak powinno robić się kontynuacje. Dostaliśmy to, na co wszyscy czekali, jest więcej, lepiej i ładniej, a przy okazji wyeliminowano to, co nie do końca sprawdziło się w poprzedniej części. Uprzystępnienia gry, o którym wspominałem kilkukrotnie, nie uważam za minus, bo nie wpływa to negatywnie na samą rozgrywkę. Wprowadzone unowocześnienia nie negują pierwotnego, klasycznego charakteru produkcji. Gatunek ewoluuje i póki nie odetnie się od korzeni, dopóty jest dobrze. Pillars of Eternity 2 to świetna gra, ale jeszcze lepsze RPG.