Infinity Runner debiutowało na komputerach stacjonarnych w lipcu zeszłego roku i raczej wielkiej furory nie zrobiło. Wydanie tej gry na konsolę PlayStation 4, może więc niektórych dziwić, ale według mnie całkiem niesłusznie, gdyż produkcja studia Wales Interactive to całkiem grywalny tytuł, stworzony w formie Biegnij Forrest, biegnij!
Akcja Infinity Runner osadzona jest na ogromnym statku kosmicznym, który wyruszył w misję mającą na celu odnalezienie schronienia dla ludzkości. Priorytet misji zszedł jednak na dalszy plan, gdy okazało się, że na przeszkodzie jej realizacji stoi wilkołak, który grasuje na pokładzie statku. Nasz bohater jest skazańcem, który za wszelką cenę próbuje wydostać się ze śmiertelnej pułapki. Nie jest jednak sam, gdyż pomaga mu obdarzona telepatycznymi zdolnościami, tajemnicza dziewczyna. I to by było w zasadzie tle jeśli chodzi o fabułę. Choć w Infinity Runner jest ona tak naprawdę mało istotna, gdyż gra praktycznie w całości karmi się gameplayem, a sposób sprzedania graczowi historii jest mało atrakcyjny i prymitywny. Zresztą to samo można by zarzucić rozgrywce, z tą różnicą, że ona potrafi naprawdę wciągnąć.
Grę studia Wales Interactive trudno sklasyfikować. Nie jest to ani pełnokrwista platformówka, ani też klasyczne przygodowe FPP. Twórcy twierdzili, że podczas tworzenia gry inspirowali się Mirror’s Edge od EA, ale będąc zupełnie szczerym, większych podobieństw między obiema produkcjami trudno się doszukiwać. No może poza jednym, naszemu bohaterowi na statku również się spieszy, tak więc biegnie przed siebie co sił w nogach, a naszym celem jest zadbać, by nie nabił sobie guza. Ale czy w przypadku Infinity Runner można mówić o wirtualnym parkour? Zdecydowanie nie, gdyż możliwości naszego bohatera są zbyt skromne, a system sterowania postacią zbyt prymitywny.
W trakcie gry mamy do pokonania 7 poziomów, a na każdy z nich składają się 2 sektory. Co daje nam w sumie 14 misji, w którym bierzemy nogi za pas i pędząc przed siebie pokonujemy napotykane na drodze przeszkody. Każdy poziom jest inny zarówno pod względem wizualnym (jedne są mroczne i brudne, inne sterylne i futurystyczne) jaki i oprawy dźwiękowej. Jednak niezależnie od poziomu, nasz cel jest niezmienny. Musimy dotrzeć do następnej bazy, w której dostaniemy kolejne informacje i instrukcje od naszej sprzymierzeńczyni.
Każdy kolejny sprint trawa zazwyczaj nie więcej niż 4 minuty, a w jego trakcie nie możemy pomylić się więcej niż 4 razy. Co wcale nie jest łatwe, bo jest na co wpaść. Plamy rozlanego kwasu, szczeliny w podłożu, lasery, rury buchające parą lub ogniem, czy nawet zwykłe zakręty, stanowią przy niezwykle szybkim przemieszczaniu się, nie lada wyzwanie. Innego rodzaju próbą sił jest walka z żołnierzami, którzy stoją nam na drodze i nie mają zamiaru szczędzić na nas amunicji. Musimy ich pokonać w walce wręcz, nad której przebiegiem niestety mamy niewielki wpływ, gdyż jest ona zarządzana systemem QTE. Infinity Runner nie wybacza błędów, tak więc jedna pomyłka w kombinacji i tracimy jedno z cennych żyć.
System sterowania grą jest mało skomplikowany. Bohater biegnie do przodu bez naszej ingerencji, a naszym zadaniem jest pomóc omijać mu przeszkody oraz zbierać bonusy. Wachlarz jego umiejętności jest dość ograniczony, jedne przeszkody musimy przeskoczyć, nad innymi musimy się prześlizgnąć, by zaraz w odpowiednim momencie wejść w zakręt. Timing oraz refleks jest w te grze kluczem do sukcesu. Sterowanie w Infinity Runner jest proste, ale to wcale nie oznacza, że grę przejdziemy w 60 minut. Tempo rozgrywki jest tak szybkie, że wielokrotnie zdarzy się nam powtórzyć jakiś poziom, ale mimo to nie musi być to dla nas irytujące. Prostota oraz szybkość z jaką pokonujemy przeszkody są sprzymierzeńcami tej produkcji. Po nieudanej próbie nie wyrywamy sobie włosów z głowy, ponieważ wiemy, że za max 2 minuty dotrzemy do miejsca, w którym ostatnio polegliśmy.
Oprawa graficzna w Infinity Runner raczej nikogo nie rozpieści i bliżej jej do urządzeń mobilnych, niż konsol nowej generacji. Ale kolejny raz szybkie tempo rozgrywki ratuje produkcję przed cięgami, ponieważ grafiki staje się w niej aspektem mniej istotnym. Tak naprawdę w trakcie rozgrywki nie zdążymy się nawet dobrze przyjrzeć otoczeniu, gdyż mknąc przez wąskie korytarze skupiamy się głównie na tym, by nie grzmotnąć w ścianę. W niektórych momentach można jednak zarzucić twórcom pójcie po linii najmniejszego oporu, gdyż kolejne lokacje pomimo innego wyglądu zapewniają nam za małą ilość nowych wyzwań.
Twórcy zadbali także o rozgrywkę wieloosobową, w której na serwerach może jednocześnie spotkać się 32 graczy. Arcada Mode jest raczej mało atrakcyjnym trybem i po przejściu kampanii niewielu graczy znajdzie w sobie tyle samozaparcia by śrubować kolejne rekordy i rzucać sobie kolejne wyzwania.
Infinity Runner to całkiem niezły przerywnik, który spokojnie może zabsorbować naszą uwagę przez dłuższą chwile. Jest to mała i niezbyt ambitna produkcja o dość jednowymiarowy charakterze, ale mimo to na tle wielu innych kiepskich indyków, które w ostatnim czasie zasiliły bibliotekę konsoli PlayStation 4, gra studia Wales Interactive, pozytywnie się wyróżnia. Infinity Runner to nieskomplikowana produkcja, która za niespełna 30 złotych, oferuje nam więcej zabawy, niż niejedna wydmuszka AAA. A czyż nie o zabawę głównie chodzi?