Współczesne horrory pokroju „Obecności” kojarzymy przede wszystkim z jump scare’ami i towarzyszącymi im głośnymi dźwiękami. Widz na sali kinowej nie boi się więc pojawiających się znienacka straszydeł, ale nagłych i hałaśliwych dźwięków. Ale przecież to cisza jest tym, czego powinniśmy się najbardziej obawiać. Nie bez przyczyny, dłuższe przebywanie w absolutnej ciszy jest przytłaczające, niekomfortowe, wręcz zagłuszające. Żyjemy w świecie, gdzie zewsząd atakują nas najróżniejsze dźwięki, bez nich nie potrafilibyśmy się odnaleźć. Co jednak, gdyby od zachowania ciszy zależało nasze życie oraz życie naszej rodziny? Na to pytanie odpowiada John Krasinski w swoim najnowszym filmie „Ciche miejsce”.
Lee (John Krasinski), Evelyn (Emily Blunt) oraz ich trójkę dzieci poznajemy po trzech miesiącach od rozpoczęcie się apokalipsy. Żeby przeżyć muszą zachować absolutną ciszę, bo nawet najmniejszy dźwięk przyciąga krwiożercze potwory, błyskawicznie zabijające swoje ofiary ostrymi szponami. Dlatego pięcioosobowa rodzina porozumiewa się na migi, którego nauczyli się na długo przed apokalipsą, jako ze córka Regan (Millicent Simmonds) od urodzenia nie słyszy. Żeby nie wydawać żadnych dźwięków, chodzą po stworzonej ścieżce z piasku bez butów, a zanim podejmą jakikolwiek ruch, najpierw upewniają się, że nie spowoduje niepożądanych dźwięków. Pewnego dnia w drodze powrotnej z zapasami, dochodzi do tragedii. Mija rok. Lee i Evelyn oczekują kolejnego dziecka, ale po wydarzeniach sprzed około dwunastu miesięcy rodzina nie jest już taka sama.
John Krasinski, który nie tylko zagrał główną rolę i wyreżyserował film, ale również napisał do niego scenariusz, nie skupia się na aspekcie wyjaśniania przyczyn apokalipsy. Wrzuca nas w sam jej środek, a zawłaszczony przez potwory świat poznajemy wyłącznie z nielicznych nagłówków gazet. Przez cały film nie poznajemy ani jednej postaci spoza rodziny głównego bohatera. Dla Krasinskiego liczą się przede wszystkim relacje między członkami rodziny w niebezpiecznym świecie oraz próba przetrwania i zagwarantowania sobie i bliskim bezpieczeństwa.
Już sam początek, mocno ekspozycyjny, jednoznacznie pokazuje nam, że w tym apokaliptycznym świecie może wydarzyć się wszystko i nikt nie jest w nim bezpieczny. Najmniejszy dźwięk może skończyć się szybką śmiercią od jednego z potworów. Krasinski nie boi się pokazywać wymyślonych przez niego straszydeł. Nie traktuje ich w roli figury, metafory, personifikacji lęków bohaterów, czy też niebezpieczeństwa czyhającego w świecie bez etyki i moralnych zasad, ale jako realne zagrożenie, prezentując je w pełnej krasie. Trzeba oddać reżyserowi, że miał świetny pomysł w uczynieniu przeciwników w swoim filmie, jako krwiożercze bestie pozbawione zmysłów wzroku i węchu. Niezwykle szybkie i zwinne potwory mają wyostrzony słuch, zdolny usłyszeć każdy nienaturalny dźwięk w promieniu co najmniej kilkuset metrów.
Wymusiło to na twórcach zupełnie inne podejście do realizacji ich filmu. „Ciche miejsce” jest dokładnie takie, jakie sugeruje tytuł. Wiele scen pozbawiona jest jakichkolwiek dźwięków, zaś w innych usłyszeć można jedynie ścieżkę dźwiękową. Oczywiście w samym filmie nie zabrakło dialogów, ale te wypowiadane są zazwyczaj szeptem lub półgłosem. Poczucie dyskomfortu jest więc bardzo silne, a całość nietypowych wrażeń potęguje niesamowita atmosfera grozy. „Ciche miejsce” ogląda się jak na szpilkach, w każdej chwili drżąc o losy bohaterów. Napięcie budowane jest bardzo prostymi, ale skutecznymi środkami. Nawet nieliczne jump scare’y działają tu o wiele lepiej, niż w masie innych horrorów.
Jednak, co za dużo, to niezdrowo i Krasinski niezbyt dobrze wyważył swoją opowieść. Cała druga połowa filmu to jedno i to samo wydarzenie rozgrywające się w ciągu jednego dnia. Problem pojawia się z czasem, kiedy twórcy serwują nam po sobie kolejne zwroty akcji, a widz w tym czasie zaczyna przyzwyczajać się do zagrożenia i nieustannie atakujących potworów. Gdy już wydaje się, ze Evelyn jest bezpieczna, monstrum powraca, gdy dzieci wytrzymały w ciszy atak bestii, ta po chwili znowu się pojawia. Jest tego za dużo i pod koniec zaczyna to męczyć. Tym bardziej, że film w wielu momentach sugeruje następne wydarzenia i ich okoliczności, których można się spodziewać. Nikt chyba nie będzie miał wątpliwości, że Evelyn zacznie rodzić w najmniej sprzyjającym momencie, drewniana, zamykana wiekiem kołyska dla dziecka na niewiele się zda, wystający metalowy gwóźdź zostanie nadepnięty przez jedną z postaci, a pojawiająca się w jednej ze scen strzelba, w którymś momencie musi wystrzelić. Oczywiście ma to swoje plusy, ale tego typu środków sygnalizujących rozwój wypadku jest w „Cichym miejscu” za dużo.
Problematyczne są również wszelkie fabularne głupoty, które mnożą się im bliżej jest do końca. Niektóre są na tyle nielogiczne, że potrafią skutecznie wybić z rytmu i atmosfery filmu, na szczęście klimat jest na tyle gęsty, a na losach bohaterów szybko zaczyna nam zależeć, że błyskawicznie powracamy do tego niebezpiecznego świata, trzymając mocno kciuki za przetrwanie bohaterów. Nie najlepiej „Ciche miejsce” też się kończy. Po części rozumiem taki fabularny zabieg, idący duchem popularnego ostatnio w Hollywood nurtu, ale w takiej formie zupełnie go nie kupuję. Bliżej temu do filmu akcji zapowiadającego kontynuację, niż postapokaliptycznego dramatu w konwencji horroru. Mimo to mowa wyłącznie o ostatniej scenie, która nie zaciera i tak bardzo pozytywnego odbioru całego dzieła.
To co jednak Krasinskiemu udaje się bez zarzutu, to stworzenie wiarygodnej rodziny, gdzie każdy jej członek ma jakieś swoje problemy. Dla Lee jest to ochrona własnej rodziny nawet za cenę własnego życia, oraz przygotowanie syna Marcusa do życia w nowym świecie. Marcus wolałby pozostać dzieckiem, zamiast przedwcześnie dorastać ze względu na czasy, w których przyszło mu żyć. Po wydarzeniach sprzed roku obawia się jakichkolwiek podróży poza bezpiecznym obszarem. Do tej roli o wiele lepiej predestynowana jest nieco starsza Regan, dla której brak dźwięków jest codziennością i umie odnaleźć się w takiej sytuacji. Jednak dziewczyna ma wyrzuty sumienia z powodu tego, co stało się kilkanaście miesięcy wcześniej. Boi się, że przez te wydarzenia ojciec ją nienawidzi, przez co staje się coraz bardziej zbuntowana i zamknięta w sobie. Evelyn natomiast oczekuje narodzin dziecka, ale ją również dręczą koszmary minionych zdarzeń. Rodzina pomimo jedności i wzajemnego zaufania, jest w psychicznej rozsypce i jedynie instynkt przetrwania każe im radzić sobie z własnymi demonami.
W swoich rolach świetnie wypada John Krasinski i Emily Blunt. Małżeństwo posiada naturalną chemię, dlatego nawet nie musieli starać się na ekranie stworzyć prawdziwej rodziny. Mimo to najjaśniejszą gwiazdą „Cichego miejsca” jest Blunt, która początkowo ma niewiele do zagrania, ale w drugiej połowie filmu rekompensuje wszystko z nawiązką. Doskonale wypadają też młodzi aktorzy, w szczególności Millicent Simmonds, znana wcześniej z „Wonderstruck”. Dziewczyna nie musiała udawać niesłyszącej, dlatego jej gra jest naturalna i prawdziwa, co zostaje dodatkowo wzmocnione efektem całkowitego braku dźwięku w ujęciach z jej udziałem. Najmniej wykorzystany został Noah Jupe. Gwiazda „Cudownego chłopca” i „Suburbiconu” niewiele ma do zagrania, a niejednokrotnie pokazywał w innych produkcjach, że warto mieć na niego oko. Mimo tego dobrze uzupełnia całą obsadę.
„Ciche miejsce” nie ma ambicji zostania inteligentnym posthorrorem opartym na psychologii bohaterów, jak miało to miejsce chociażby w „To przychodzi po zmroku”. Zamiast tego Krasinski stworzył horror w klasycznym duchu, gdzie dramat bohaterów miesza się z atmosferą grozy i żądnymi krwi monstrami, gdzie wszystko jest dosłowne i takie jakie oglądamy na ekranie. Szkoda, że film nie wystrzega piętrzących się z każdą minutą nielogiczności, a świetne wrażenie zostaje nieco popsute przez kiepskie zakończenie, ale do ideału niewiele zabrakło. „Ciche miejsce” kontynuuje trend dojrzałych, dobrze zrealizowanych horrorów z pomysłem, niemających straszyć widzów wyłącznie nagłym pojawieniem się straszydeł, ale konsekwentnym budowaniem poczucia zagrożenia. Film Krasinskiego ma wszystkie atuty, żeby powalczyć o tytuł najlepszego horroru roku.