Wrzód złośliwy, bolesny, wystąpił na ludziach, co mają znamię Bestii, i na tych, co wielbią jej obraz. Morze stało się krwią jakby zmarłego, i każda z istot żywych poniosła śmierć – te, które są w morzu. I rzeki i źródła wód stały się krwią, a słońcu dano władzę dotknąć ogniem ludzi. I ludzie zostali dotknięci wielkim upałem, i bluźnili imieniu Boga, który ma moc nad tymi plagami, a nie nawrócili się, by oddać Mu chwałę. W królestwie Bestii nastały ciemności, a ludzie z bólu gryźli języki i Bogu nieba bluźnili za bóle swoje i wrzody, ale od czynów swoich się nie odwrócili…
Tak, wzrok was nie myli – zaczynam dzisiejszą recenzję od cytatu z Apokalipsy św. Jana. Mam do tego świetny powód, bo omawiana właśnie teraz produkcja jest wiernym przeniesieniem tych mrocznych realiów na pole elektronicznej rozrywki. Apocalipsis: Harry at the End of the World to debiutancka przygodówka polskiego studia Punch Punk Games, przy której swój udział miał nawet sam Adam „Nergal” Darski. Zaciekawieni? Myślę, że tak!
O wkładzie lidera zespołu Behemoth będzie jednak nieco później, bo wbrew wszelkim pozorom, to nie on jest największą gwiazdą tego tytułu. I choć nieczęsto zdarza mi się to robić, moje omawianie gry zacznę od grafiki. Wystarczy jedynie rzucić na nią okiem, by przekonać się, że jest to element, który zachęci sporo osób do zagrania w Apocalipsis. Autorzy przyjęli dla swojego dzieła bardzo interesującą stylistykę, która w bezpośredni sposób odwołuje się do formy znanej z piętnastowiecznych rycin.
Jeśli przynajmniej trochę interesujesz się tym okresem, na pewno sporo mówią ci takie nazwiska, jak Albrecht Dürer, czy jego nauczyciel Michael Wolgemut. Wystarczy porównać niektóre z prac tego drugiego do grafiki prezentowanej w Apocalipsis, by przekonać się, jak wielkie inspiracje z tego okresu czerpali twórcy. I zarówno ten styl, jak i liczne nawiązania do Apokalipsy św. Jana sprawiają, że Harry at the End of the World jest naprawdę mroczną produkcją.
Dopełnia tego jeszcze oprawa dźwiękowa, która też nie stroni od przygnębiających motywów. Podobno ludzie ze studia Punch Punk Games inspirowali się kawałkami Behemotha, ale z racji, że wolę jednak nieco inny rodzaj metalu, w akurat tej kwestii nie mogę zachować pełnej rzetelności. Niemniej jednak nie zmienia to tego, że muzyka w Apocalipsis jest świetna. Zagęszcza i buduje klimat, powodując, że wraz z grafiką i licznymi nawiązaniami do motywów biblijnych, dzieło polskich autorów staje się posępną i melancholijną opowieścią.
Tytułowy bohater traci ukochaną, a my jako gracz mamy za zadanie pomóc mu w przeprowadzeniu diabolicznego rytuału, który przywróci ją do życia. No, przynajmniej w założeniu ma to uczynić, bo przecież nigdy nie wiemy, czym skończą się kontakty z siłami ciemności. Cena jest wysoka, bo Harry może stracić swoją duszę. Mimo wszystko jest zdeterminowany i postanawia udać się na koniec świata.
Po drodze będzie zmuszony do przeciwstawienia się wielu przeciwnościom losu. Tutaj w pełni do działania wkracza już gracz, bo jako że gra to przygodówka z krwi i kości, doskonale wiemy, czym owe przeszkody będą. I tu muszę pochwalić twórców z warszawskiego studia, bo pokazują, że nie tylko potrafią zaprojektować ciekawie wizualnie świat, ale również zagadki podane z ich ręki prezentują wysoki poziom. Mógłbym śmiało powiedzieć, że są wręcz idealnie wyważone.
Jeżeli ktoś grał w sporo przygodówek, to z pewnością miał przynajmniej raz taką sytuację, gdy jedna łamigłówka przerywała jego postęp na długie godziny. Tego na szczęście nie zaznacie w Apocalipsis. Oczywiście gra stawia przed graczem wyzwanie, ale jednocześnie nie serwuje odbiorcy takich zagadek, nad których rozwikłaniem będzie musiał zarywać noce. Nawet w momencie, gdy zabraknie nam pomysłów, zawsze pozostaje metoda prób i błędów, która o dziwo jest w tym tytule bardzo pomocna.
A jeżeli dalej jesteśmy przy warstwie gameplayowej, to trzeba przestrzec niektórych graczy. Produkcja jest klasycznym point & clickiem, więc jeśli jesteś przeciwnikiem tego gatunku, Harry at the End of the World nie jest raczej pozycją dla ciebie. Oczywiście możesz zagrać dla samej oprawy audiowizualnej, ale spodziewaj się rozgrywki zmuszającej do chodzenia, podnoszenia i używania przedmiotów, by popchnąć fabułę do przodu i usłyszeć kolejne kwestie narratora.
No i wreszcie – dotarliśmy do Nergala. Być może część osób pamięta jego występ w polskiej wersji mniej lub bardziej znanego tytułu od studia Piranha Bytes, jakim był Risen 2. Frontman Behemoth wcielał się tam w rolę kapitana Slayne’a. Wielu ma na ten temat różne opinie, ale ja powiem tylko tyle, że umiejętności artysty od tego czasu sporo się poprawiły. Nergal jako narrator w Apocalipsis nie sprawdza się źle, a jego głos brzmi nawet całkiem przyjemnie. Jeżeli ktoś jest dodatkowo zaznajomiony z działalnością sceniczną muzyka, to całość nabiera większego znaczenia.
W mojej opinii dało się jednak zatrudnić osobę, która zrobiłaby to zwyczajnie lepiej i sprawiła, by narracja czyniła rozgrywkę jeszcze bardziej klimatyczną. Nergala nie darzę ani wielką sympatia, ani też antypatią, więc jego udział w Apocalipsis sprowadza się do bycia głosem losowej dla mnie osoby. Choć nazwisko artysty przyczyni się pewnie do sprzedaży gry, nie jest to jednak jej najlepszy element. To w sumie zrozumiałe, Nergal jest muzykiem, a nie profesjonalnym aktorem dubbingowym. Mimo wszystko słychać, że starał się podczas nagrywania, za co mu Bóg zapłać, czy jak to tam fani Behemotha mówią. Taki tam żarcik…
Harry at the End of the World posiada niestety pewną wadę. Nie jest to wcale fakt, że czasami elementy otoczenia potrafią przysłonić protagonistę, bo to w rezultacie niezbyt uciążliwy element. Chodzi o to, że Apocalipsis jest… krótkie. Jedno przejście zajmuje jakieś trzy godziny. Oczywiście na plus trzeba zaliczyć to, że gra posiada dwa zakończenia, ale o ile podczas gry zbieraliśmy wszystkie znajdźki, to ujrzenie sekretnego finału sprowadza się do powtórzenia ostatniego etapu. Samo wymaksowanie gry też zajmuje niewiele więcej, bo po zaliczeniu wszystkich osiągnięć (pomijając jedno ukryte), na liczniku mam zaledwie cztery godziny.
I zanim wyjmiecie pochodnie i ruszycie z krucjatą na siedzibę studia, dowiedzcie się tego, że gra jak na dzisiejsze warunki kosztuje bardzo mało. Jeśli kogoś to zachęciło, to cóż… pora na podsumowanie. Apocalipsis: Harry at the End of the World to prosta, ale jednocześnie dobrze opowiedziana historia, w której jest aż gęsto od przygnębiającego i ponurego klimatu. To również gra, która może zachęcać odbiorców ładnym stylem artystycznym i dobrze zrealizowanymi elementami przygodowymi. W skrócie? Tytuł świetny, ale niestety krótki.
A diabła, który ich zwodził wrzucono do jeziora ognia i siarki, tam gdzie są Bestia i Fałszywy Prorok. I będą cierpieć katusze we dnie i w nocy na wieki wieków…