Angelo – recenzja filmu [Transatlantyk 2019]

Angelo1

Legendę o Angelo Solimanie zna w Austrii niemal każdy. We wczesnych latach XVIII wieku, gdzie kolonializm rozkwitł na dobre, biały człowiek zastanawiał się, czy „dzikusów” z Afryki można ucywilizować, aby stali się wartościowymi członkami europejskiej społeczności. Czarni chłopcy przemierzali więc statkiem wiele mil morskich, aby stanąć przed obliczem Hrabiny, która wybierze jej zdaniem, tych najbardziej nadających się do eksperymentu. Niedługo później jedno z dzieci zostaje ochrzczone, otrzymując imię Angelo. Nieznający języka chłopak, musi szybko nauczyć się nowej kultury, zwyczajów i zasad. Pomoże mu w tym muzyka i jego naturalny talent do gry na flecie.

Film Markusa Schleinzera podzielony jest na trzy części, w której poznajemy młodość, dorosłe życie, oraz starość głównego bohatera. Gdy w pierwszej reżyser przedstawia nam proces naturalizacji Angelo, tak w kolejnych widzimy do czego ona doprowadziła i jakie niosła ze sobą konsekwencje. Choć chłopak stał się częścią dworu i szanowanym obywatelem, to przez jego kolor skóry oraz pochodzenie, cały czas traktowany był raczej jako ciekawostka, którą należy zbadać, a nie rozprawiać z nią o kondycji ówczesnej kultury i sztuki. Angelo niczym bohater z „Green Book”, nie był wystarczająco biały, aby równać się z rodowitymi Europejczykami, ale też zbyt mało czarny, aby mógł odkrywać przed innymi piękno Czarnego Lądu i tym samym zmienić podejście do rasizmu i niewolnictwa.

Angelo2

„Angelo” dobrze kontrastuje więc z innym filmem pokazywanym na festiwalu – Synonimami. Tam widzieliśmy skutki niewłaściwego procesu naturalizacji obcokrajowców, którzy przez zły system edukacji, błędnie interpretowali europejskie wartości. U Schleinzera naturalizacja w pełni się udała, przez co tytułowy bohater utracił swoją własną tożsamość, indywidualność oraz własną wolę, ale pomimo tego nie mógł liczyć na równe prawa. Biały człowiek potrafi wszystko sobie przywłaszczyć, a tym bardziej, to co piękne. Nie ważne, kto na tym ucierpi i czy wystawianie na pokaz publiczny rzadkich okazów niesie ze sobą jakikolwiek intelektualny postęp, liczy się wyłącznie posiadanie i możliwość chwalenia się nietypowym znaleziskiem.

Angelo3

Opowieść idealnie rezonuje ze sferą techniczną filmu. Wąskie kadry bezpośrednio odnoszą się do społecznej roli Angelo, zaś oszczędność oprawy muzycznej wzbudza niepokój i swoisty dysonans poznawczy. Na ogromną uwagę zasługują zdjęcia Geralda Kerkletza, który to niczym Robbie Ryan w „Faworycie”, wiele swoich ujęć ograniczył do naturalnego światła, gdzie większość kadru skąpana jest w półmroku. Wzmacnia to dodatkowo poczucie lęku nad losami bohatera oraz unoszącej się w powietrzu tajemnicy arystokratycznego świata – jakby chciano coś ukryć przed oczami postronnych widzów.

 

Ocena: 7/10

Oceny wszystkich zrecenzowanych przez nas filmów możecie sprawdzić na MediaKrytyk.
Recenzja Angelo
We wczesnych latach XVIII wieku, gdzie kolonializm rozkwitł na dobre, biały człowiek zastanawiał się, czy „dzikusów” z Afryki można ucywilizować, aby stali się wartościowymi członkami europejskiej społeczności. Czarni chłopcy przemierzali więc statkiem wiele mil morskich, aby stanąć przed obliczem Hrabiny, która wybierze jej zdaniem, tych najbardziej nadających się do eksperymentu. Niedługo później jedno z dzieci zostaje ochrzczone, otrzymując imię Angelo. Nieznający języka chłopak, musi szybko nauczyć się nowej kultury, zwyczajów i zasad. Pomoże mu w tym muzyka i jego naturalny talent do gry na flecie.
7
Ocenił Radosław Krajewski