To dobry początek roku dla fanów subtelnego horroru. Najpierw dostali oni niezwykle udane The Medium, a teraz, dwa tygodnie później, Little Nightmares II – sequel ciepło przyjętej platformówki od Tarsier Studios z 2017 roku. Tytuł ten ujmował niepokojącym klimatem oraz zachwycająco obrzydliwym kierunkiem artystycznym, skutecznie odciągającymi uwagę gracza od problemów w postaci krótkiego czasu trwania czy koślawego sterowania. Little Nightmares II niewiele w tej kwestii zmienia. W ogólnym rozrachunku jest to po prostu więcej tego samego, choć przyznać trzeba, że twórcy zadbali o odpowiednie rozbudowanie gry, jednak bez silenia się na wynajdowanie koła na nowo.
Filmowa platformówka
Oznacza to mniej więcej tyle, że ponownie mamy tutaj do czynienia z dość ociężałą, stawiającą na gęstą niczym smoła atmosferę platformówką 2.5D, przypominającą pod wieloma względami klasyki pokroju Limbo lub Inside. To właśnie ta nieoczywista, pełna niedopowiedzeń historia jest tutaj najważniejsza, czego dowodem może być fakt, że w sieci już pojawia się masa domysłów oraz różnych interpretacji wydarzeń przedstawionych w grze. Niestety ten styl narracji to swoisty miecz o dwóch ostrzach, bo o ile najbardziej zaangażowani fani będą w stanie sporo z tak opowiedzianej historii wyciągnąć, dla większości graczy Little Nightmares II stanowić będzie opowiastkę o idącym przed siebie chłopcu, któremu towarzyszy dziewczynka w żółtym kapturku.
Przekonać się o tym można już na samym początku gry, który nie tłumaczy absolutnie niczego. Ot, budzimy się w środku lasu i idziemy przed siebie, próbując dociec, co oznaczała wizja skąpanych w purpurze drzwi. Tego, że główny bohater nazywa się Mono, a jego celem jest dotarcie do Czarnej Wieży dowiedziałem się dopiero przekopując Internet w poszukiwaniu informacji o samej grze. Jest to o tyle smutne, że w każdym innym aspekcie fabuła Little Nightmares II jest naprawdę świetna. Kolejne rozdziały historii zabierają nas w podróż po mrocznym, dystopijnym świecie, pełnym wynaturzonych i odrażających z wyglądu mieszkańców, którzy wręcz lubują się w przemocy. Nie muszę rozumieć, czym jest świat, w którym się znajduję, by go pokochać, ale chciałbym, u licha, wiedzieć dokąd zmierzam!
To niestety przypadłość dość charakterystyczna dla tego typu gier. Podobnie było przecież chociażby w kultowym już Limbo. Nie zmienia to jednak faktu, że można było zrobić to po prostu lepiej. To właśnie to poczucie celowości sprawia, że chce nam się pokonywać kolejne przeciwności losu, umykać krzątającym się po okolicy stworom, czy też rozwiązywać blokujące nam dalszą drogę zagadki środowiskowe. Wszystko inne może być nieoczywiste i wymagać interpretacji, ale bez jasno określonego celu historia staje się po prostu zlepkiem luźno powiązanych ze sobą zdarzeń. I jasne, niekoniecznie musi to być czymś złym, bo wiele gier z założenia bazuje na tworzeniu przez gracza własnej, unikalnej historii. Problem w tym, że Little Nightmares II tego typu grą nie jest i uważam, że na plus wyszłoby mu chociażby zarysowanie na samym początku miejsca, do którego zmierzamy, choćby przez najazd kamery na majaczącą na horyzoncie wieżę.
Subtelny horror
Nie mogę jednak powiedzieć, że bawiłem się źle, bo Little Nightmares II skutecznie przyciągnęło mnie do siebie kapitalnym klimatem oraz pomysłowo zaprojektowanym światem. Kolejne rozdziały zabierają nas między innymi do pełnej psychopatycznych uczniów i nauczycielek szkoły, rojącego się od ożywających w ciemnościach manekinów szpitala psychiatrycznego, czy też w końcu na ulice miasta, którego mieszkańcy bezmyślnie wpatrzeni są w statyczny obraz na ekranach telewizorów. Wszystkie te widoki wzbudzają w nas ciągle rosnące poczucie niepokoju, zabierając nas prosto do doliny niesamowitości. Z pozoru normalnie wyglądająca nauczycielka zaalarmowana spowodowanym przez Mono hałasem zaczyna go szukać, rozciągając swoją szyję do kosmicznych wręcz długości i przypominając tym samym węża. Innym razem uciekać będziemy przed przypominającym Slender Mana mężczyzną o przerażająco nienaturalnych proporcjach – diabelnie wysokim, a przy tym potwornie chudym.
Napotykane postacie budzą więc w nas autentyczną odrazę, a liczne sekwencje skradankowe oraz ucieczkowe osiągają niesamowity wręcz poziom immersji, bo rzeczywiście chcemy od goniącego nas, z braku lepszego określenia, potwora uciec i ukryć się przed jego wzrokiem. Wprawdzie przez większość czasu nie mamy większego wyboru, bo Mono jest względem przeciwników bezbronny, ale nawet gdy w konkretnych scenach otrzymuje możliwość obrony przy pomocy siekiery lub kawałka rury – nieporadność protagonisty w korzystaniu z broni białej sprawia, że wolelibyśmy raczej rzucić się do ucieczki. Niestety nawet wtedy bezustannie musimy walczyć z ociężałym i niezbyt precyzyjnym sterowaniem, co do pewnego stopnia psuje przyjemność z rozgrywki, sprawiając, że w pewnym momencie bardziej od przeciwników przeraża nas ewentualna konieczność powtórzenia całej sekwencji od nowa, bo z jakiegoś powodu Mono akurat tym razem postanowił nie złapać się leżącej po drugiej stronie rozpadliny krawędzi lub odmówić otwarcia drzwiczek od szybu wentylacyjnego.
Mono, nie denerwuj się…
Całość przypomina więc momentami festiwal prób i błędów, niekoniecznie podyktowanych naszym brakiem „skilla”. Problematyczna okazała się chociażby perspektywa, sprawiająca niekiedy, że w trakcie ucieczki blokowałem się na framudze drzwi lub dowolnym innym elemencie otoczenia. Kilkukrotnie zdarzyło się też, że na dobrą chwilę zaciąłem się w danej lokacji, nie wiedząc dokąd pójść, bo zbyt przybliżona kamera ukrywała przede mną znajdujący się na pierwszym planie podest kilka metrów pode mną, z którego mogłem bezpiecznie zeskoczyć na dno przełęczy. Wszystkie te drobne problemy w połączeniu z już i tak niewybaczającym i wymagającym absolutnej bezbłędności poziomem trudności sprawiały, że Little Nightmares II momentami zdawało się wręcz podjudzać do ciśnięcia padem w telewizor.
Mimo wszystko sekcje skradane oraz sekwencje ucieczek dawały mi masę frajdy, a i twórcy zadbali o odpowiednio zbalansowane tempo akcji. Toteż każdorazowo, kiedy moja frustracja sięgała już niemalże zenitu, okazywało się, że właśnie dano mi chwilę na ochłonięcie, stawiając przede mną jakąś niezbyt wymagającą zagadkę środowiskową do rozwiązania. Ich poziom skomplikowania jest naprawdę różny – od konieczności znalezienia otwierającego kłódkę klucza, aż po odgadnięcie poprawnego układu pionków na olbrzymiej szachownicy. Nie będzie to zatem nic, co wspominać będziecie po latach z rozrzewnieniem, ale w trakcie przygody z Little Nightmares II bez wątpienia docenicie te momenty rozprężenia, mając świadomość, że za rogiem prawdopodobnie czeka na was konfrontacja z kolejnym przerażającym stworem.
Sporą nowością w serii jest też wprowadzenie wspomnianej wcześniej towarzyszki głównego bohatera, z pewnością doskonale znanej weteranom części pierwszej. Jest to bowiem Six, czyli nie kto inny, a protagonistka oryginalnego Little Nightmares. Tym razem przyjmuje ona rolę postaci całkowicie niezależnej, której rolą jest wspieranie gracza w rozwiązywaniu niektórych zagadek, pomagając mu choćby we wdrapaniu się na wyżej położone krawędzie. Uspokajam też od razu, że wcale nie musimy jej niańczyć w momentach konfrontacji z potworami – te po prostu ją ignorują. Jest to więc całkiem przyjemny, ale, umówmy się, raczej niepotrzebny dodatek. Little Nightmares II mogłoby beż żadnego problemu obejść się bez biegającej z nami Six, zwłaszcza, że wraz z nią nie dodano do gry trybu kooperacji.
The Nome’s Attic
The Nome’s Attic to krótkie DLC dodawane do zamówień przedpremierowych, obecnie dostępne osobno za około 19zł. Dodatek wprowadza do pierwszego rozdziału gry krótki etap powiązany z pogonią za tytułowym Nomem, za którego ukończenie Mono otrzymuje w nagrodę papierową czapeczkę owego skrzata. Stosunek ceny do zawartości jest dość niekorzystny, bo The Nome’s Attic składa się w zasadzie z jednej krótkiej zagadki, więc raczej bym go sobie na waszym miejscu darował.
Czy warto kupić Little Nightmares II?
Jestem mocno skonfliktowanych w swoich uczuciach względem Little Nightmares II. Z jednej strony bawiłem się całkiem nieźle, zachwycając się projektami lokacji oraz ich mieszkańców, czy też przeżywając każdą kolejną ucieczkę przed jednym z nich. Jednocześnie niesamowicie irytowało mnie problematyczne sterowanie, a zawodem okazała się niestety również sama narracja. Na całe szczęście nie są to problemy jednoznacznie grę przekreślające, a jedynie drobnostki, delikatnie irytujące w trakcie rozgrywki. Ta jest koniec końców całkiem solidna i fani oryginału z pewnością rozkochają się także w Little Nightmares II, poświęcając swój czas na analizowanie jego fabuły oraz zbieranie znajdziek. Pozostałym z was polecałbym raczej sięgnięcie po oryginał – jest on zdecydowanie tańszy, a jeśli tytuł ten przypadnie wam do gustu, bez żalu będziecie mogli sięgnąć po kontynuację.