Gry oparte na filmowych (czy też w tym przypadku serialowych) licencjach nie mają łatwo, bo naznaczone są stygmą niskiej jakości. Nie wzięło się to oczywiście znikąd, bo przez lata na tę łatkę zapracowały sobie liczne oparte na kinowych hitach badziewia poczynając od równie kultowego, co niesławnego już E.T. na Atari 2600. Raz na ruski rok pojawia się jednak tytuł, który udowadnia, że zrobienie solidnej gry na licencji jest jak najbardziej możliwe. Dokładnie takim tytułem jest Spongebob SquarePants: Battle for Bikini Bottom – Rehydrated – remake jednej z najbardziej niepozornych kolektatonów szóstej generacji konsol.
Od jakiegoś czasu już żyjemy w erze remake’ów i wbrew pozorom nie jest to wcale nic złego. Ba, osobiście jestem tym zachwycony, bo w przeciwieństwie do sklecanych po kosztach remasterów, które, jak mi się wydaje, wszystkim nam już powoli wychodzą bokiem, pełnoprawne remake’i, którymi od jakiegoś czasu raczy nas branża zazwyczaj stoją na niezwykle wysokim poziomie. Toteż gdybyście pozbawili mnie świadomości istnienia siedemnastoletniego już Battle for Bikini Bottom – byłbym święcie przekonany, że Rehydrated to kompletnie nowy tytuł oparty na popularnej kreskówce. Zwłaszcza dla graczy PC, bowiem będzie to dla nich pierwsza okazja do zapoznania się z prawdziwym Battle for Bikini Bottom, bo oryginalnie dostali oni zaledwie zbiór minigier pod tym samym tytułem.
Graficznie Spongebob SquarePants: Battle for Bikini Bottom – Rehydrated nie ma się absolutnie czego wstydzić. Gra jest po prostu prześliczna, a jasne, pastelowe kolory oraz „miękkie” animacje sprawiają, że gra wygląda niczym interaktywny film animowany ze stajni Disneya. Mnie wygląd Battle for Bikini Bottom Rehydrated niezwykle przypadł do gustu, ale fani kreskówki mogą mieć tutaj pewnej obiekcje, bowiem przez tę całą kolorowość gra odbiega nieco „brudniejszą” estetyką serialu.
Na uspokojenie dodam jednak, że w każdym innym aspekcie Battle for Bikini Bottom to tytuł świetnie emulujący absurdalny humor kreskówki, a fani co krok natknąć mogą się na nawiązanie do jakiegoś jej fragmentu lub popularnego w internecie mema. Na swojej drodze spotkać więc można panią Puff, która postanowiła potajemnie przeprowadzić naukę jazdy w Lesie Wodorostów byle tylko nie dopuścić Spongeboba do kierownicy, a na ścianie w domu Skalmara ujrzeć można m.in. słynny portret Pięknego Skalmara. A to tylko kropla w morzu smaczków, które znajdziemy przemierzając kolorowe i różnorodne dzielnice Bikini Dolnego.
Żal więc nieco, że w aspekcie fabularnym najbardziej zawodzi fabuła gry, która jest, krótko mówiąc, nijaka. Ot, Plankton budując swoją armię robotów przypadkowo przestawił wajchę z „bądź posłuszny” na „nie bądź posłuszny”, co poskutkowało ich buntem i rozbiegnięciem się po okolicy, by nękać mieszkańców Bikini Dolnego. Wykopany z własnego laboratorium Plankton przekonuje więc podstępnie Spongeboba, aby ten pomógł mu się do niego dostać. W zasadzie poza kilkoma krótkimi walkami z gigantycznymi robowersjami Spongeboba, Patryka i Sandy w trakcie historii nie dzieje się zupełnie nic ciekawego, a nasze wyprawy w różne zakątki świata gry nie są w żaden sposób umotywowane. Nie wymagam oczywiście, by gra o żółtej, kwadratowej gąbce zawstydzała kompleksowością swojej opowieści The Last of Us czy serię Dark Souls, ale wciąż brakuje mi w tym wszystkim pazura.
Na szczęście dla zarówno gry oraz graczy, braki fabularne szybko idą w niepamięć, kiedy tylko zacznie się grać, bo Battle for Bikini Bottom gra się świetnie. Choć osobiście nie przepadam za kolektatonami i Banjo-Kazooie zmęczyłem w trudach to Spongebob skradł moje serce. Podobnie jak w klasyku od Rare naszym nadrzędnym celem jest zebranie co najmniej 75 złotych łopatek do przewracania burgerów, które potrzebne są nam do odblokowywania kolejnych lokacji. Część z nich rozsiana jest po mapie i wymaga po prostu odnalezienia nierzadko ukrytej drogi do nich, ale dużo częściej cała podróż do łopatki umotywowana jest jakimś pomniejszym questem, np. poparzony przez meduzy Skalmar prosi nas byśmy przynieśli mu krem na poparzenia będący w posiadaniu króla meduz za co otrzymamy później wspomnianą łopatkę. Na łopatki wymieniać możemy też inne przedmioty, jak choćby zgubione skarpety Patryka czy też kreatywnie nazwane błyszczące rzeczy, którymi najbardziej zainteresowany jest pan Krab.
Rozgrywkę urozmaica też fakt, że w trakcie zabawy zmuszeni jesteśmy do żonglerki między trzema grywalnymi postaciami (Spongebobem, Patrykiem i Sandy), z których każda posiada charakterystyczne dla siebie umiejętności. Najbardziej uniwersalny jest pod tym względem Spongebob potrafiący nie tylko bić po łbach łopatką do burgerów, ale także posiadający tajemną wiedzę nt. bańkowego oręża, co pozwala mu na puszczanie bańkowych torped, kul do kręgi czy też wykonywanie ataku w górę dzięki bańkowej meduzie. Patryk z kolei jako jedyny potrafi podnosić przedmioty i rzucać nimi, co wykorzystać można zarówno przy okazji licznych zagadek środowiskowych, ale także w trakcie walki. Sandy natomiast potrafi przez krótką chwilę szybować dzięki swojemu lassu, którego może również użyć do huśtania się w przeznaczonych do tego miejscach, mogąc tym samym dotrzeć do lokacji niedostępnych dla pozostałych bohaterów. Najważniejsze jest jednak to, że żonglerka ta jest bezbolesna, bowiem przystanki służące do zmiany postaci poustawiane są tak, byśmy mogli przełączyć się na potrzebnego nam bohatera akurat wtedy, kiedy będzie nam potrzebny.
To zdecydowanie nie jest gra dla ludzi poszukujących wyzwania, bo nie oferuje on praktycznie żadnego. Na palcach ręki stolarza mogę policzyć momenty, które zmusiły mnie do większego skupienia. Banalna walka (co tyczy się również bossów) i niespecjalnie trudne sekcje platformowe w połączeniu z dość hojnym rozstawieniem punktów kontrolnych sprawiają, że giniemy rzadko, a kiedy już się to zdarzy, nie cofamy się dalej niż kilka kroków. Młodsi gracze z pewnością będą mieli tutaj nieco większe problemy, ale i oni nie powinni się przy Battle for Bikini Bottom frustrować, bo powodów ku temu nie ma tutaj żadnych. Co prawda, zakląłem w trakcie zabawy dwukrotnie, ale tylko wtedy, kiedy sterowana przeze mnie postać zablokowała się pomiędzy fragmentami mapy, wymuszając na mnie restart (swoją drogą to nie pamiętam, kiedy ostatnio coś podobnego zdarzyło mi się w grze).
Wyłącznie z dziennikarskiego obowiązku wspomnę tylko, że w grze zawarto również tryb wieloosobowy, ale jest to zdecydowanie najsłabszy element Battle for Bikini Bottom. Jest swoista wariacja nt. hordy, a zatem zmuszeni jesteśmy do walki z wysyłanymi na nas przez roboskalmara robotami i co kilka fal przeskakiwania po platformach do kolejnej areny. Radości nie przynosi to żadnej, a całość sprawia wrażenie okrutnie niedopracowanej. Gra ma spore problemy z wykrywaniem więcej niż jednego pada (grać można zarówno lokalnie, jak i poprzez sieć), część z napisów wyświetla się po angielsku pomimo wybrania (bardzo dobrej, dodam) polskiej wersji językowej, a część bohaterów wykastrowany z umiejętności specjalnych, czyniąc ich tym samym bezużytecznymi w starciach z niektórymi przeciwnikami. Dodatkowo po ukończeniu pierwszego poziomu gra zawiesiła się na ekranie wyników, uniemożliwiając mi tym samym kontynuowanie „zabawy”. Kompletnie nie widzę większego sensu odpalania tego trybu, bo nie ma w nim nic (no, może poza możliwością wcielenia się w Gacusia lub pana Kraba) choćby minimalnie interesującego.
Na szczęście jest to wyłącznie dodatek do bardzo dobrej gry. Zatem jeżeli mało Wam platformówek opartych na zbieraniu znajdziek, zdecydowanie powinniście sięgnąć po Spongebob SquarePants: Battle for Bikini Bottom – Rehydrated. Jest to bowiem nie tylko niezwykle udany remake, ale też przede wszystkim świetna gra, która dostarczy frajdy zarówno fanom serialu, jak i każdemu fanowi platformówek niezależnie od jego wieku.