Przed premierą kobiecego rebootu „Ghostbusters” z 2016 roku, można było oczekiwać, że Hollywood poważnie weźmie się za przerabianie hitów sprzed lat, w których dominowała męska obsada. Film Paula Feiga okazał się katastrofą i studia musiały zrewidować swoje plany, czy wciąż warto inwestować w tego typu kino feministyczne. Dlatego dopiero po dwóch latach doczekaliśmy się kolejnej próby. Tym razem padło na słynne „Ocean’s Eleven” Stevena Soderbergha. „Ocean’s 8” nie jest jednak ani kobiecym remake’iem, ani też rebootem, a spin-offem serii. Strategia o wiele bezpieczniejsza, gdyż nikt nie narazi się zszarganiem świętości fanów oryginalnej trylogii. Czy pomimo tego „Ocean’s 8” ma szansę odnieść sukces?
Debbie Ocean (Sandra Bullock), siostra słynnego oszusta Danny’ego Oceana (George Clooney), wychodzi z więzienia po odbyciu kilkuletniej odsiadki. Proces resocjalizacji nie przyniósł jednak żadnych efektów. Spłukana do reszty kobieta jeszcze w więzieniu rozpoczęła planowanie perfekcyjnego skoku stulecia. Jej łupem ma paść warty 150 milionów dolarów naszyjnik, który przez 50 lat znajdował się bezpieczny w skarbcu. Zbliża się prestiżowa Gala Met, na której pojawią się gwiazdy i celebryci z pierwszych stron gazet, a twarzą tegorocznej edycji jest sławna Daphne Kluger (Anne Hathaway). To właśnie na jej szyi ma zawisnąć cenna biżuteria. Debbie organizuje ekipę złożoną z samych kobiet, gdzie znalazło się miejsce dla jej przyjaciółki od zadań specjalnych Lou (Cate Blanchett), jubilerki Amity (Mindy Kaling), ulicznej oszustki Constance (Awkwafina), hakerki Dziewiątki (Rihanna), projektantki mody Rose (Helena Bonham Carter) oraz paserki Tammy (Sarah Paulson). Plan pozbawiony jest wad, ale dla Debbie ważne są nie tylko klejnoty, ale również dokonanie zemsty na osobie, która wpakowała ją za kratki.
Gary Ross nie dodaje nic nowego do gatunku, poruszając się wyłącznie po wytyczonych wcześniej ścieżkach, ale nie ma w tym nic złego. Jego „Ocean’s 8” odświeża sprawdzoną trzykrotnie przez Soderbergha formułę heist movie. Są więc wszystkie elementy, za które widzowie kochają wszelkie filmy z napadami i rabunkami, a przy tym zakulisowymi szwindlami, zdradzieckimi sojuszami oraz wieloma zwrotami akcji. Już sam plan skoku stulecia wydaje się nieprawdopodobny i oparty na zupełnym przypadku, bo co najmniej kilka razy coś mogło pójść nie po myśli głównej bohaterki, ale zarazem trzyma w ciągłym napięciu, a gdy twórcy silą się na dodatkowe tłumaczenia, ciężko bohaterkom nie przyklasnąć dyscypliny czasowej. Sam rabunek to zdecydowanie najlepsza część obrazu, w trakcie której zupełnie zapomina się o różnych mniejszych problemach filmu.
„Ocean’s 8” potrzebuje trochę czasu, aby złapać odpowiedni rytm. Scenie otwierającej, gdzie poznajemy zaradność Debbie Ocean, nie ma nic do zarzucenia, problem robi się, gdy od razu przechodzimy do realizowania planu i zbierania ekipy. Brakuje nieco większej ekspozycji, szczególnie wyjaśnienia pokrótce historii znajomości Debbie i Lou. Niewiele wiemy również o pozostałych dziewczynach. Zresztą w zbieraniu ekipy brakuje nieco energii, a pojedyncze sceny w ukazywaniu ich talentów to nieco za mało. Wtedy po raz pierwszy widać, ze Gary Ross to zdolny rzemieślnik, ale nie oferuje niczego więcej. Takiemu filmowi przydałby się ktoś taki jak Edgar Wright, który potrafiłby nieco poeksperymentować z gatunkowymi schematami, urozmaicając inscenizację o efektowne sztuczki. Produkcji jednak wiele można wybaczyć, bo nie dość, że brak tu przestojów, to zwyczajnie bawi i przez cały czas trwania dostarcza oczekiwanej rozrywki.
„Ocean’s 8” działa jednak najlepiej, gdy jedna z pań może zaszaleć wysuwając się na pierwszy plan. Najgorzej z całej obsady wypada Rihanna, której brakuje choć jednej sceny wyrywającej jej bohaterkę z archetypicznego obrazu hakera. Awkwafina i Mindy Kaling choć dostają swoje pięć minut, to nie wykorzystują je odpowiednio, ale to też wina scenariusza, który musiał część postaci pozostawić w cieniu. Jedynie niezła jest Cate Blanchett, która zwyczajnie blaknie przy rewelacyjnej Sandrze Bullock. Aktorka na trzy lata zniknęła z ekranów, żeby powrócić w jednej z najlepszych ról w jej karierze. Bullock tym filmem udowadnia, że wciąż może utrzymywać się w hollywoodzkiej czołówce, błyszcząc w każdej swojej scenie nie gorzej od drogocennego naszyjnika. Świetnie spisały się również Helena Bonham Carter oraz Sarah Paulson, szczególnie ta pierwsza mogła zagrać w doskonale dla siebie znanym stylu, który o dziwo rewelacyjnie wpisuje się w charakter filmu. Panie muszą jednak oddać palmę pierwszeństwa olśniewającej Anne Hathaway, kradnącej całe show dla siebie. Jej postać to typowa celebrytka o małym rozumku, a Hathaway jest w tej roli bezbłędna. Jednocześnie słodka idiotka, jednak niepozbawiona charakteru i żywiołowości.
Poza gwiazdorską obsadą oraz połyskującymi drogocennymi klejnotami, w „Ocean’s 8” gościnnie zaproszono wiele gwiazd nie tylko kina. Na ekranie przez moment można zauważyć Kim Kardashian West, Kendall Jenner, Adrianę Limę i Annę Wintour, a swoje kwestie otrzymali chociażby Katie Holmes, Olivia Munn, Common, Dakota Fanning, Heidi Klum i Serena Williams. Zabrakło niestety nakręconej sceny ze znanym z trylogii Linusem Caldwellem, czyli Mattem Damonem. Nie wiadomo czemu twórcy nie zdecydowali się na większe połączenie obu produkcji, ale pojawienie się tak ikonicznego bohatera byłoby ukłonem w stronę fanów oryginalnej trylogii. Pomimo tego film oferuje pod koniec pewną niespodziankę, wprowadzając zupełnie nowego bohatera, którego tożsamości nie zdradzę, ale jego występ dostarcza sporo humoru.
Można odetchnąć z ulgą. „Ocean’s 8” udał się bez większych problemów. Panie dały więc radę i może wciąż nie mają szans ze swoimi kolegami po fachu, ale warto dać im szansę, bo film sprawdza się bardzo dobrze na płaszczyźnie czysto rozrywkowej. Szkoda, że twórcy nie odważyli się na jakiekolwiek eksperymenty i stylistyczne zabiegi, a reżyseria jest jedynie poprawna, ale kobieca obsada wynagradza wszystkie grzechy filmu. Poza tym, kto nie lubi w tego typu produkcjach całej masy zwrotów akcji pod koniec, nawet jeżeli części z nich można spodziewać się wcześniej.