W końcu nadszedł ostatni epizod w ramach Kronik Wolności, czyli Season Passa do Wolfenstein 2: The New Colossus. O ile po pierwszym epizodzie miałem jeszcze jakieś nadzieje, że Machine Games przygotowało coś dobrego, nie odtwórczego, tak już po drugim miałem Kronik Wolności dość. Mimo wszystko, premiera ostatniego odcinka i pół wolnego wieczoru wystarczyło, by sprawdzić co tym razem zrobili Szwedzi w epizodzie The Deeds of Captain Wilkins.
Kapitan Śmieszek
The Deeds of Captain Wilkins zabiera gracza na Alaskę, by zatrzymać Operację Czarne Słońce. Bohaterem rozszerzenia, podobnie jak w pozostałych epizodach, nie jest Blazkowicz, a tytułowy kapitan Gerald Wilkins. W epizodzie 1 graliśmy Joe, który posiadał okowy tarana i potrafił demolować ściany. Jessica z kolejnego epizodu miała kompresor, więc Wilkins używa ortezy bojowej, czyli szczudeł. Kto wybrał to rozszerzenie dla Blazkowicza w pierwotnej kampanii New Colossus, ten z pewnością będzie zadowolony – orteza parę razy się przydaje i to nie tylko w specjalnie przygotowanych miejscach. Dodatkowo Wilkins jest najciekawszym bohaterem z całej trójki, można się czasem lekko uśmiechnąć z jego tekstów, z których jasno wynika, że uwielbia polowania na nazistów. Mógłby podać sobie rękę z Blazkowiczem.
Bez nowości
Co i tak nie zmienia faktu, że charyzmatyczny bohater to jeden z niewielu argumentów (i tak dosyć marnych), by w ogóle sięgać po to DLC. The Deeds of Captain Wilkins to bida z nędzą, jeśli chodzi o jakieś nowe lokacje. Alaskę zobaczycie…jak świnia niebo. DLC przejdziecie rzecz jasna w godzinę, chociaż porównując to do wcześniejszego epizodu, to postęp jest niesamowity. I tu można postawić kropkę, bo nie ma sensu rozpisywać się nad tymi dodatkami. Jeszcze raz tylko powtórzę – to znowu kawał dobrego strzelania, dobrze spędzony czas, ale tylko jeśli za Season Passa nie daliście więcej niż 20 złotych. Żadnych nowych broni, lokacji, tylko 3 bohaterów i 3 historie, ale nie warte specjalnie wiele. Ogólnie Kroniki Wolności oceniam na 5/10, warto je kupić tylko na promocji, bo w sumie otrzymamy jedyne 3 godzinki zabawy. Zamiast poświęcać czas tej kampanii, chyba lepiej po prostu ograć jeszcze raz The New Colossus, The New Order, czy The Old Blood. A jak wszystko ograliście i to po trzy razy, to może lepiej idźcie pobiegać.
Sprawdź:
Recenzja Wolfenstein II: The New Colossus
Recenzja Wolfenstein 2: The Freedom Chronicles