Total War: THREE KINGDOMS – recenzja

Total War Three Kingdoms art 1

Serię Total War znam i cenię, nieraz zdarzało mi się przy niej spędzić długie wieczory obmyślając jak podbić Rzym i Kartaginę, jak zrobić z Rzeczpospolitej mocarstwo, czy jak zostać szogunem. Jeśli jednak brakowało mi jakiegoś okresu historycznego, którego brytyjscy programiści z Creative Assembly mogliby się uczepić, to na pierwszym miejscu postawiłbym Epokę Trzech Królestw. Doczekałem się i kilka dni temu premierę swoją miała produkcja Total War: THREE KINGDOMS. Przyjrzyjmy się jak wypadła, czy warto ją kupić i jak się prezentuje na tle ostatnich odsłon serii Total War.

Total War Three Kingdoms Screen (1)

Epoka Trzech Królestw to walka trzech wielkich dynastii Shu, Wei Wu, po upadku dynastii Han w 220 roku naszej ery. Gracz trafia do tej historii trochę wcześniej, w trakcie powstania Żółtych Turbanów. Jest rok 190 i los frakcji można jeszcze odwrócić. Mamy do wyboru kilkanaście postaci rządzących swoimi frakcjami – począwszy od zalecanego na początku Cao Cao, po Sun Jiana, skończywszy na mniej znanym Kong Rongu, czy Huang Shao. Wielu może być przerażonych tymi chińskimi nazwami – jakoś tak łatwiej orientować się gdy mamy zniszczyć Złotą Ordę, Wikingów, czy Egipcjan. Mi jako fanowi serii Dynasty Warriors było z pewnością dużo łatwiej, choć też mniej przejrzyście wygląda to na mapie strategicznej, niż w prostym beat ‘em upie. Niemniej, każda frakcja ma swoją specjalizację i może po tym uda się je odróżnić szybciej. Przykładowo, Cao Cao może wykorzystać swoją wiarygodność do wtrącania się w sprawy innych frakcji i napuszczać je przeciwko sobie. Ta zwana  wojna zastępcza może odwrócić uwagę innych od samego Cao Cao i dać nam chwilę wytchnienia od wojennych zawieruch lub wręcz przeciwnie – wmieszania się w konflikt w najmniej spodziewanym momencie dla wroga. Niezależnie od wyboru głównej postaci, możemy rozegrać kampanię na dwa sposoby – klasyczny i tzw. Opowieści o Trzech Królestwach. Ten drugi jest zresztą zalecany, gdyż w znaczący sposób zmienia rozgrywkę i na pierwszy plan wprowadza wspomniane postacie. Wtedy nasz główny protagonista, ale i każdy inny bohater, jest osobną jednostką i jako generał nie posiada własnej świty, jak to zwykle bywało w innych grach z cyklu Total War. Dodatkowo w kampanii będziemy „mierzyć” się z przeznaczeniem i zadania nam przydzielane mają prowadzić nas po prawdziwej historii danego bohatera. To niemały walor historyczny.

Total War Three Kingdoms Screen (2)

Total War: THREE KINGDOMS to gra bardzo złożona, która podzielona jest na dwie główne osie rozgrywki. Pierwszą jest warstwa strategiczna, a drugą bitwy. Zacznijmy od tej pierwszej, gdyż w niej spędzimy najwięcej czasu. Na nauczenie się sprawnego zarządzania frakcją trzeba znaleźć parę godzin. Może przesadzam, ale z początku interfejs nie pomaga i Brytyjczycy mają w tym aspekcie pole do poprawy przy kolejnych Total Warach. Okienek jest sporo, a nie wszystkie informacje są od razu czytelne i przejrzyste. Gdy jednak przebrniemy już przez to, dostrzeżemy jak wiele opcji czeka na gracza. Zaczynając od własnego podwórka – każda prowincja nazywana jest tutaj komanderią i składa się z ośrodka skupiającego ludność (wioska, miasteczko, miasto) i ośrodków związanych z produkcją (żywność, przemysł, hodowla). Te drugie odpowiadają za zaopatrywanie ludność w jedzenie, ale i zwiększanie naszych przychodów od chłopstwa, z handlu i wydobycia. Cyferki, cyferkami, ale ważne jest też rozbudowywanie budynków i dbanie o zadowolenie mieszkańców, bo w innym wypadku skończy się to buntem. Szukanie równowagi pomiędzy zbilansowaniem wydatków na wojsko, dbaniem o porządek publiczny, a jednocześnie ekspansją naszej frakcji i zawiązywaniu różnych sojuszy, wciąga niesamowicie i daje mnóstwo frajdy. Nawet jeśli te starsze Total Wary były dla mnie bardziej przyjazne, tak jednak Total War: THREE KINGDOMS przebija je grywalnością. Syndrom „jeszcze jednej tury” daje się odczuć jeszcze bardziej niż wcześniej – jeszcze jedna tura, żeby zakończyć ulepszenie budynku, „jeszcze jedna tura, by podbić kolejną frakcję, czy „jeszcze jedna tura”, bo w zasadzie, każda aktywność jest dobrym powodem.

Total War Three Kingdoms Screen (3)

Opiekować należy się także własnym dworem. Gracz musi po kolei zwiększać swoją reputację poprzez zdobywanie punktów prestiżu. Droga od szlachcica do cesarza jest bardzo długa i obejmuje kilka poziomów. Punkty zdobywamy za posiadane armie, osady, umowy handlowe, czy wznoszenie specjalnych budynków. Nasz dwór składa się na początku z 2-3 postaci, ale szybko zacznie się rozrastać. Nie zabrakło znanego z serii Total War małżeństw i tworzeniu dziedziców. Jest on wpisany zarówno w dyplomację, gdzie oprócz typowych działań jak wywoływanie wojen, zawierania sojuszy i pokojów, możemy szukać wybranek dla naszych dziedziców i członków rodziny. Postaci z dworu obejmują też w naszej frakcji stanowiska – będziemy mianować w czasie gry różnych administratorów, premierów, kanclerzy i inne ekscelencje. Dworzanie są bardzo chętni na różne posadki, a awanse społeczne wpływają na ich zadowolenie. Jeśli ono spadnie do zera – mogą nas ot tak opuścić. Ten element również został dopieszczony i choć liczba postaci szybko zaczęła „puchnąć”, tak nie przeszkadzało mi to i udawało mi się dobrze zarządzać liczną ekipą szlachciców.

Bohaterowie mają różne charakterystyki i jest ich kilka, niektórzy są strategami, inni strażnikami, lepiej radzącymi sobie na polu bitwy. Każdy dworzanin, a zwłaszcza generał powinien też zostać zaopatrzony w odpowiedni ekwipunek. Do gry zaimplementowano taki system, w którym nasze postaci zbierają doświadczenie, odblokowują perki, ale i zbierają różnego rodzaju oręża. Dodatkowo  generałowi możemy kupić wierzchowca, czy też dobrać świtę dodającą kolejne bonusy. Z kolejnych wart odnotowania treści warstwy strategicznej jest z pewnością szpiegostwo – zwane tutaj tajną siatką. Niezła ilość dróg uprzykrzenia wrogowi życia spowodowała, że korzystałem z tej opcji w miarę często. Co pięć tur mamy także do wyboru odblokowanie jednej z kilkudziesięciu reform, które również, a jakże, dostarczają jakiś korzyści. Czasem będzie to odblokowanie kolejnych budynków, innym dodatkowe procenty z podatków chłopów, czy z przemysłu. Z pozoru nieistotne, a w praktyce okazuje się, że i nad takimi rzeczami musimy się pochylić, w końcu reformę wprowadzamy tylko co 5 tur. Za te drobnostki, jak i całokształt warstwy strategicznej należą się studiu Creative Assembly wielkie brawa – przejście kampanii raz nie spowoduje, że odkryjemy całą grę, a jedynie jej fragment. Wiele grywalnych postaci, ale i opcji zarządzania nimi powoduje, że do Total War: THREE KINGDOMS będzie warto wracać.

Total War Three Kingdoms Screen (4)

Bitwy w Total War zawsze imponują rozmachem, czy możliwością zastosowania odpowiednich taktyk. Zdarzają się jednak wpadki SI i to takie, których nie da się nie przekuć na swoją korzyść. Brakuje w zachowaniu SI korzystania z bardziej zaawansowanych taktyk, dlatego dosyć łatwo jest po kilku bitwach, o ile nie mamy znacznie słabszego oddziału, „przeczytać” w co gra z nami komputerowy generał. Dorzucenie bohaterów do trybu Opowieści powoduje, że niczym w serii Dynasty Warriors, potrafią sami spowodować różnicę na polu walki. Są znacznie potężniejsi od zwykłej jednostki, dzięki czemu mogą chociażby rozbijać szeregi łuczników. Creative Assembly postanowiło urozmaicić grę dodaniem do niej pojedynków. Każdy bohater (poza strategiem) może wziąć udział w pojedynku, którego wygrana czasem przesądzi o wyniku bitwy. Dlatego warto inwestować w ekwipunek generałów oraz ich rozwijać. Pojedynki wyglądają zaskakująco dobrze i czasem potrafiłem się zagapić oglądając zmagania bohaterów, nie patrząc na resztę pola bitwy. Jeszcze w kwestii bitew, istnieją oczywiście opcje ataku nocą, oblężenia miast, gdzie potrzeba będzie zbudować taran, chyba, że mamy ze sobą trebusze. Klasyczny Total War z tym smaczkiem w postaci…walczących postaci.

Total War Three Kingdoms screen 5

Jeśli chodzi o oprawę audiowizualną, Total War: THREE KINGDOMS stoi na najwyższym poziomie. Świetnie odwzorowano ukształtowanie terenu, lasy, pory roku i efekty pogodowe. Bitwy wyglądają fenomenalnie, ale i we warstwie strategicznej jest czym się zachwycać. Postarano się o portrety bohaterów, o odzwierciedlenie krajobrazu poszczególnych prowincji, co ma znaczenie o tyle, że walka toczy się faktycznie na tym skrawku ziemi, na którym nasze i wrogie wojska się zetknęły. Dźwięki równią brzmią nieźle, w klimat wprowadza też narratorka i jednocześnie doradczyni, która przemawia do nas po polsku.

Total War: THREE KINGDOMS to świetna produkcja, jeden z lepszych Total Warów jakie powstał. Jako fan strategii bawiłem się przy nim wyśmienicie i nie żałuję ani jednej godziny spędzonej przy jednoczeniu Chin. Gra oferuje wiele frakcji, dużo godzin budowania wielkiego cesarstwa, niesamowity klimat i po prostu masę grywalności. Nie ma się co zastanawiać, to jedna z najlepszych strategii ostatnich lat i całkiem niezłe odbicie się brytyjskiego Creative Assembly od dobrej, ale jednak tylko dobrej, Brytanii. Polecam.

Plusy
  • kampania na długie wieczory
  • świetna oprawa audiowizualna
  • wiele frakcji do wyboru
  • zarządzanie frakcją przez duże Z
  • fantastyczny klimat
  • "jeszcze jedna tura"
  • bardzo dobry pomysł z postaciami...
  • ...a jeszcze lepsza realizacja
Minusy
  • głupoty SI w walkach
  • interfejs może przytłoczyć
9
Ocenił Kasjan Nowak
Recenzja PC

Recenzja powstała w oparciu o rozgrywkę z PC

Recenzje gier OpenCritic