Uwielbiam gry przygodowe. Mam za sobą mnóstwo ogranych tytułów z tego gatunku, zarówno tych dużych, jak i często całkiem niszowych. Lubię w nie grać, lubię o nich rozmawiać, lubię śledzić, co się z nimi dzieje na przestrzeni lat i wypatrywać nowości, choć nie we wszystkie mam oczywiście czas zagrać. Wiecie jednak, co mnie denerwuje? Stagnacja. Nie wśród twórców, gdyż gatunek ten z roku na rok się rozwija i wciąż żyje, ale wśród odbiorców. Nas, zwykłych graczy. Z nudów przejrzałem zestawienia najlepszych gier przygodowych i zaskoczyło mnie jedno – prawie wszystkie wyglądają dokładnie tak samo.
Monkey Island i inne tytuły LucasArtsu, Broken Sword, Gabriel Knight i tak dalej, i tak dalej. Można mieć wrażenie, że gatunek ten, jeśli nie liczyć tytułów z niższych pozycji wrzucanych ewidentnie na doczepkę, zatrzymał się w latach dziewięćdziesiątych i nie chce iść naprzód. Ileż można?! Nigdzie indziej nie widać tak jednogłośnej zgody, ale czy jest ona słuszna? Czy point & clicki nie są w stanie zaoferować odbiorcom nic więcej? Pora odwrócić się od gloryfikowania przeszłości! Oto najlepsze gry przygodowe, które mogą spokojnie konkurować z kultowymi klasykami. Zarówno dla fanów, jak i osób, które chciałyby rozpocząć znajomość z gatunkiem.
King’s Quest (2015)
Zaczynamy od tytułu, który swoimi korzeniami sięga samych początków gatunku. Odsłona z 2015 roku to zwieńczenie długo trwającej marki, ale spokojnie, nie trzeba znać fabuły poszczególnych części, by świetnie bawić się z tym podejściem do Królewskiego Zadania. Najnowszy King’s Quest to opowieść starzejącego się króla Grahama, który zaznajamia wnuczkę ze swoimi dawnymi przygodami. Zarówno tymi ikonicznymi, jak i dotychczas nieznanymi. Gra jest więc po części sequelem, po części prequelem, a po części napisaniem na nowo znanej historii i ku wszelkim zaskoczeniom, taka forma narracji sprawdza się znakomicie.
Nie trzeba znać poprzednich przygód Grahama, by opowieść o przeszłości człowieka znajdującego się prawie na łożu śmierci była poruszająca dla każdego odbiorcy. Gra jednak umie żonglować emocjami. Nie brakuje tu również humoru i absurdalnych sytuacji. W kwestii gameplayowej jest to zaś klasyczny point & click podpatrujący pewną dozę filmowości i epizodyczną formułę od sąsiadów z Telltale. Na nieszczęście tego tytułu, jest on na tyle niszowy, że nawet fani cyklu z jakiegoś powodu nie zaliczają go w poczet wielu rankingów tej serii. Dlaczego? Nie wiem, ale chyba pora to zmienić, gdyż King’s Quest z 2015 to świetna, długa gra, której urokliwy świat i postacie przyciągają z miejsca i nie pozwalają się uwolnić.
Dlaczego warto zagrać: by na przemian wzruszać się i śmiać w baśniowym świecie, w którym kozy przebierane są za jednorożce
Filary Ziemi
Gra przygodowa, będąca adaptacją cenionej powieści brytyjskiego pisarza Kena Folletta. Jeśli po traumie związanej ze szkolnymi lekturami odrzuca was słowo powieść, a zwłaszcza historyczna, to mimo wszystko zostańcie na moment i nie przestawajcie czytać. Filary Ziemi są bowiem świetną produkcją samą w sobie, nie tylko prostą adaptacją wydarzeń książkowych w formę gry. To opowieść przepełniona intrygami, walką o władzę, nadziejami na zbudowanie lepszego jutra i osiągnięcia sukcesów, a także wielką i zawiłą miłością. Wcielając się w całą garstkę płynnie zmieniających się bohaterów, budowniczego katedry Toma, przeora Philipa, czy syna banitki Jacka, będziemy śledzić fabułę zanurzoną w czasach dwunastowiecznej Anglii.
Filary Ziemi są zdecydowanie najmniej przygodówkową grą z całego zestawienia, która nie stara się w duchu klasycznych point & clicków zarzucić gracza serią zagadek, a raczej pozwala mu płynnie śledzić opowieść. Dzięki temu to dobry punkt wejścia w gatunek, a zawiedzeni fani dostają w zamian grę z pasjonującą fabułą, unikalnym klimatem i przede wszystkim ciekawą narracją, która w wielu miejscach pozwala sobie na niespieszne przedstawianie angażujących emocjonalnie wydarzeń i nie stara się pędzić od jednej wybuchowej sceny do drugiej. To więc idealny tytuł na wieczory obecnie spędzane w domach i jestem pewien, że miłośnicy tego podejścia do opowiadania historii się nie zawiodą.
Dlaczego warto zagrać: by zobaczyć, jak w ciekawy sposób można przenieść powieść historyczną na ekrany komputerów i nadać jej nową jakość
Leisure Suit Larry: Wet Dreams Don’t Dry
Dla odmiany odejdźmy od klimatów fantastyczno-historycznych i przenieśmy się do współczesności. Na wstępie zaznaczę, że przedstawiana tu gra to produkt ściśle stworzony dla osób dorosłych, więc jeśli cię to zraża, przejdź do kolejnej produkcji. Larry to kolejna po King’s Queście legenda gatunku, nomen omen pochodząca zresztą od tych samych producentów ze Sierry. Larry to istny dinozaur, zarówno poprzez swój sposób na życie, wygląd, a także zachowania względem kobiet. Dlatego niech was nie zdziwi stwierdzenie, że celem tej gry jest to, by jako podstarzały i łysiejący kawaler po prostu zdobyć chętne panienki.
Larry jakimś cudem został wyciągnięty z lat osiemdziesiątych i znalazł się we współczesności. Czy sobie poradzi z nową mentalnością? Najwyraźniej tak, gdyż szybko przekonuje się do dobrodziejstw odpowiednika Tindera z jego świata. To świetna przygodówka, jedna z najlepszych odsłon serii, która oferuje odbiorcy wymagające, często absurdalne zagadki i specyficzną dawkę humoru. Tytuł nie zostawia na nikim suchej nitki, do rozpuku wyśmiewając to, jak obecnie wygląda świat. Czy trzeba znać poprzednie odsłony? Niekoniecznie, ale warto orientować się w tym, kim jest Larry, by złapać odniesienia i klimat.
Dlaczego warto zagrać: bo to dobra przygodówka przepełniona erotyką i humorem, a Larry w naszych czasach znajduje mnóstwo nowych sposób na podryw
Deponia
Ach, Deponia! Nie mogło zabraknąć tu tego cyklu. Złożona z czterech części trylogia (tak… w tym przypadku to najwidoczniej możliwe) pokazuje, że klasyczne przygodówki point & click 2D też mogą być stylowe i przyciągać dzisiejszych graczy. Według mnie to seria, która przewyższa wszystko, co zrobiło kiedykolwiek LucasArts. To idealny miks przygodowej rozgrywki opartej o trudne zagadki, świetnej fabuły, nieustającego humoru i nietypowego klimatu. Bohaterem Deponii jest Rufus, chcący uciec z Ziemi, która w przyszłości została zaśmiecona do granic możliwości i polecieć na dryfujące w powietrzu Elizjum, istny raj na granicy kosmosu.
Początek jest co prawda nudnawy, ale zaraz po nim gra rusza z kopyta, rozpędzając się z następnymi rozdziałami, by w każdej kolejnej odsłonie przedstawiane wydarzenia nabierały coraz większego znaczenia i rozmachu, prowadząc do zaskakującego finału. Rufus i jego niedoszła dziewczyna Goal nie pozwalają się nudzić, wpadając co rusz w absurdalne sytuacje. Część czwarta to spin-off, dlatego napisałem, że to trylogia o czterech częściach, gdyż mimo swej poboczności jest ona powiązana z wydarzeniami poprzedników. I hej! Jest tu Solid Snake! Dobra, jego głos, David Hayter, ale jest!
Dlaczego warto zagrać: by uciec z zagraconej planety, dostać się do raju, konkurować z zaginionymi bliźniakami, zdobyć dziewczynę, przebrać się w strój dziobaka i pośpiewać Huzzah! z narratorem
The Book of Unwritten Tales
Mój faworyt i jedna z ulubionych przygodówek w historii. To seria, która robi sobie jaja z wszystkiego, co związane z popkulturą, a w szczególności z fantastyki. Dzięki nietraktowaniu siebie poważnie, zapewnia nieskrępowaną zabawę. Wstęp do opowieści jest zaskakująco prosty – jako gnom Wilbur będziemy chcieli zostać czarodziejem. Problemem jest jednak to, że gnomy z reguły niezbyt potrafią czarować, więc przed Wilburem czeka nie lada zadanie. Aha, w ręce gnoma trafia również magiczny pierścień, który ten musi zanieść, może nie na Górę Przeznaczenia, ale rozumiecie, o co chodzi…
The Book of Unwritten Tales to romans Władcy Pierścieni z Gwiezdnymi Wojnami. Dwójka kolejnych bohaterów, Nate i Critter, to żywcem wyjęci Han Solo i Chewbacca. Do tego kotła dodano mnóstwo innych nawiązań i ubrano w kolorowy, przyciągający świat fantasy. Księga Niezapisanych Opowieści prezentuje poza tym dobry gameplay utrzymany w duchu point & clicków z na ogół dobrze wyważonymi zagadkami. Część pierwsza kupiła mnie z miejsca, przy dodatku do niej forma trochę spadła, by powrócić ze zdwojoną siłą przy okazji kontynuacji, sprawiając, że z niecierpliwością oczekuję codziennie na każdą informację o części trzeciej.
Dlaczego warto zagrać: by odkrywać wszystkie nawiązania do popkultury i świetnie bawić się w zwariowanym świecie fantasy, gdzie papierowe RPG-i są o biurokracji, a nie walce ze smokami
Raven: Dziedzictwo mistrza złodziei
Która to już gra? Raz, dwa, trzy… szósta?! Jako że nie udało mi się wyrobić z tekstem na Prima Aprilis… Rozumiecie ten subtelny żart, prawda?! Tytuł mówi, że będzie 5 gier, a jest 6! Wirtuozeria humoru. Wracając! Jako, że nie udało mi się wyrobić na Prima Aprilis, a kwarantanna trwa i trzeba zająć ludzi czytaniem i polecaniem kolejnych gier do ogrania, mały bonus poza listą. Raven: Dziedzictwo mistrza złodziei to tytuł autorstwa producentów The Book of Unwritten Tales. Swoim tonem odchodzi od głupkowatego humoru wcześniej opisanej gry, by przedstawić odbiorcy ciekawą opowieść o powrocie uważanego za zmarłego złodzieja, który planuje swój ostatni skok. To zajmujący kryminał z zaskakującym, choć pozornie prostym splotem wydarzeń. Myślę, że wystarczy sama muzyka, by wprowadzić się w nastrój, jaki oferuje graczom może nie najlepszy, ale stosunkowo mało znany Raven: klik
I to wszystko. Mam nadzieję, że ktoś, kto o powyższych grach nie słyszał, właśnie teraz przeszukuje swojego Steama lub sklepy na konsolach, by wybrać własnego faworyta. Bo wbrew temu, co twierdzą niektóre internetowe rankingi, przygodówki nie zatrzymały się w latach dziewięćdziesiątych i pora docenić nowości, które dotrzymują kroku, a nawet przewyższają swoich poprzedników. Zapewnijcie sobie godziny zabawy którąś z gier z listy, by siedzenie w domu się tak nie dłużyło! Oby przyszłość przyniosła nam jeszcze więcej wybitnych przedstawicieli gatunku.