Panowie Jason West i Vince Zampell, odpowiedzialni za stworzenie cyklu Call Of Duty, tym razem w zespole pod nazwą Respawn Entertainment, w skład którego wchodzi spora część byłej ekipy z Infinity Ward, przedstawiają światu Titanfall 2. Tytuł debiutuje na dwóch płaszczyznach. Po raz pierwszy na obu platformach ósmej generacji oraz z wcześniej niedostępnym trybem Kampanii.
Pierwsza część gry ukazała się jedynie na platformach Xbox ONE, Xbox 360 i PC. Na szczęście w przypadku kontynuacji umowa na ekskluzywność produktu już nie obowiązywała, czego efektem jest wydanie gry na wszystkie wiodące sprzęty. Drugi Tytan oferuje graczom pełnoprawną kampanię dla pojedynczego gracza, w której wcielimy się w strzelca ruchu oporu Jack’a Cooper’a. Scenariusz jest dość przyziemny. Żołnierz, którego szczytem marzeń jest zostać pilotem i zasiadać za sterami tytułowych tytanów, zostaje zmuszony do kontynuowania misji jednego z poległych pilotów. Od tej pory towarzyszem, a wręcz przyjacielem naszej podróży staje się tytan klasy Argus o inicjałach BT. Historia bazuje na relacji Cooper’a z maszyną, która w rezultacie wypada całkiem nieźle. Fabuła, mimo swojej prostoty, skrzętnie trzyma się całości i może nieszczególnie budzi w graczu ciekawość dalszych losów bohatera, jednak nadrabia solidnym zakończeniem i nie zamyka możliwości jej kontynuacji.
Podoba mi się sposób w jaki gra od samego początku przedstawia pilotów. Jednoosobowe, wielofunkcyjne oddziały, które poza ponadprzeciętnymi umiejętnościami bojowymi wyróżnia możliwość przywołania ogromnych mechów na pole walki. Sam pilot, nawet bez maszyny, potrafi wyrządzić ogromne szkody w zastępach wroga. Dzięki takiemu przedstawieniu jednostki w której przyjdzie walczyć graczowi, ten ma poczucie iż faktycznie wyróżnia się na polu bitwy – i jest to uzasadnione.
Rdzeniem gry jest jej mechanika. Mimo iż od pierwszych kroków czuć że przy produkcji siedzieli ludzie odpowiedzialni za kultowy tasiemiec, czyli serię Call Of Duty, przy porównaniu obu marek zdecydowanie wygrywa Titanfall 2. Protagonista posiada zwiększoną mobliność (Co w zasadzie jest częścią wspólną z serią Call Of Duty) dzięki temu wciąż możemy biegać po ścianach, ślizgać po podłożu i wykonywać podwójne susy w powietrzu. Gra wyróżnia się możliwością kierowania Tytanem, ogromną machiną wojenną z przeróżnymi modyfikacjami uzbrojenia. Każdy zestaw odczuwalnie wpływa na strategię walki. Przykładowo, wybierając klasę Ronin jesteśmy zwinniejsi i mamy możliwość atakowania zamiast metalowymi pięściami, mieczem, sporych rozmiarów. Dzięki czemu zwiększa się zasięg i siła ataku wręcz. Ta klasa jest wyraźnie słabsza od innych. Natomiast zasiadając za sterami klasy Legion, rezygnujemy z mobilności na rzecz przeolbrzymiej siły ognia jaką daje automatyczne działo obrotowe i zwiększona tolerancja na obrażenia. Obecność tytanów w grze od razu generuje nowy rodzaj przeciwników który jest bardziej wymagający niż wrogie oddziały piechoty i zabójczy dla każdego nieodzianego w grubą warstwę metalu. Ponadto przyjdzie nam się bronić nie tylko przed żołnierzami, tytanami oraz pomniejszymi (albo i nieco większymi) robotami, ale również przed fauną planety na której się znajdujemy.
Bardzo często też będziemy zmuszeni do pokonywania przemyślanych odcinków zręcznościowych. Jest to świetny odskok (również w sensie dosłownym) od starć, ze względu na urozmaicenie rozgrywki i design lokacji. Nierzadko będą one wymagały od nas dodatkowo przełączania w locie pozycji kładek po których będziemy chcieli przebiec. Jedna z sekwencji da nam też chwilową możliwość niewielkiej manipulacji czasem – śledzący nasz Instagram wiedzą o czym mówię. W ten segment również świetnie wpleciono element zręcznościowy. Dodatkowo rozgrywa posiada możliwość wyboru odpowiedzi podczas konwersacji z ograniczeniem czasowym, dzięki której możemy na przykład przemilczeć pytanie. Nie wpływa to w żaden sposób na historię, ani też nie daje szczególnej możliwości ingerencji w kwestie dialogowe. Ale jest to jakieś kosmetyczne urozmaicenie. Twórcy dołożyli więc starań, by gracz nie czuł, że własnie przechodzi delikatnie zmodyfikowane Call Of Duty. Wyszło im to śpiewająco. Podczas rozgrywki lawirujemy między starciami z niezbyt inteligentnymi piechurami, intensywnymi starciami za sterami tytanów, a seriami krótkich zagadek logicznych. Kampania sama w sobie mogłaby być nieco dłuższa, jeśli jednak miałoby się to odbić nieatrakcyjnym przedłużaniem rozgrywki, to lepiej postawić na jakość, a nie ilość.
Ubolewam nad tragicznym wykonaniem polskiego dubbingu. Bywało źle, ale na tle innych wątpliwej jakości realizacji, ta jest naprawdę wybitnie spartolona. Dawno już nie byłem światkiem tak pozbawionego emocji i jałowego potoku słów. Ciekawostką jest, że przed premierą Titanfall 2 można było wziąć udział w konkursie na Voice Aktora do właśnie recenzowanej produkcji. Ciekawi mnie . . . co ich do tego pchnęło. Odstraszać mogą też modele postaci, a konkretnie ich twarzy. To najgorzej wykonany element pod względem estetyki produkcji. Na szczęście otoczenie, zarówno wewnątrz jak i zewnątrz, oświetlenie i same tytany potrafią zrekompensować to niedociągnięcie. Natknąłem się też na pomniejsze okazjonalne bugi, jak przenikanie się obiektów, jednak to wciąż nic takiego, co w znacznym stopniu popsuło by mi zabawę.
Całe szczęście, że multiplayer nie ucierpiał na rzecz singla. Tytuł w zasadzie niezmiennie stoi rozgrywką wieloosobową. Miłośnicy przelewania cyfrowych soków innych graczy mogą utonąć w morzu starć jakie oferuje Titanfall 2. Rozgrywka sieciowa doczekała się wielu nowości, jej trzon jednak pozostał niezmieniony. To wciąż bardzo dynamiczny i wielopoziomowy shooter. Starcia odbywają się póki co na dziewięciu mapach, podobno mają dojść kolejne…darmowe. Tak samo jak w poprzedniczce, po zdobyciu określonej ilości punktów mamy możliwość przywołania na pole bitwy naszego tytana. Wtem walka przybiera nieco wolniejszą, ale nie mniej widowiskową formę. Otoczeni wrogimi tytanami, podczas kiedy nasz już gryzie piach, możemy znaleźć drogę na szczyt wrogiego mecha i dobrać się do jego płyt ochronnych. Powtarzając taki manewr kilka razy możemy zadać poważne obrażenia wrogim machinom. Tytanów do wyboru jest sześć, każdy o innej specyfikacji i uzbrojeniu co dodatkowo każe nam odpowiednio dobrać blaszaka. Ekwipunek samego pilota także oferuje spore możliwości modyfikacji. Między nowościami znajdziemy na przykład hak umożliwiający nam dostanie się we wcześniej nie dostępne miejsca. Typów sieciowych zmagań jest również nie mało. Od standardowych meczów każdy na każdego, przez drużynowe nabijanie punktów, odbijanie flag, przejmowanie i utrzymywanie konkretnych lokalizacji, po walki jeden na jednego, czy łowy które pomogą się szybciej wzbogacić. Istnieją jeszcze wariacie wyżej wymienionych trybów, jak walka bez opuszczenia tytanów, bądź mecz bez możliwości ich przywołania. Każdy znajdzie coś dla siebie.
Podsumowując i niejako wychodząc na przeciw pytaniom zalewającym internet, nie naklejał bym łatki Call Of Duty na metalowy tyłek Tytanów. Nie ma co się spierać, seria „powołania do służby”, czy jak tam to się tłumaczy, prezentuje od lat takie wyniki sprzedaży iż nie sposób zająć jej miejsca. Wierze jednak, że wielu graczy sięgnie po Titanfall 2 jako alternatywę i przekona się, że było warto.
Grę dostarczył wydawca – Electronic Arts Polska
Titanfall 2 recenzja – galeria