To brzmi trochę jak mało kreatywna, chińska podróbka. Wziąć sprawdzoną i uwielbianą przez masy formułę, zmodyfikować kilka pomniejszych elementów i podmienić przeciwników na roboty. Voila! Oto powstało The Surge – wypełniona blaszakami kopia Dark Souls. W ogólnym rozrachunku była to dobra produkcja, choć niepozbawiona wad. W moim odczuciu jej głównym problemem byli właśnie przeciwnicy. Wprowadzenie do równania robotów sprawiło, że w trakcie walki nie czułem takiej samej emocjonalnej więzi jak przy starciu z przeciwnikiem, a kolejne ciosy, choć trafiały, nie dawały w żaden sposób odczuć siła uderzenia. Na całe szczęście to nie jest tekst o The Surge, a jego sequelu, w którym udało się naprawić większość z trapiących mnie w oryginale elementów.
Całość rozpoczyna się, kiedy wystrzelona w finale części pierwszej rakieta UTOPIA zderza się z przelatującym w pobliżu samolotem pasażerskim, czego konsekwencją jest uwolnienie przenoszonych w niej nanitów. Te z kolei nie próżnują i kiedy jako jedyny ocalały budzimy się po dwóch miesiącach w więzieniu, okazuje się, że Jericho City stało się istnym polem bitwy, na którym zwykli ludzie mają raczej liche szanse na przeżycie. Na nasze szczęście dość szybko zdobywamy egzoszkielet pozwalający nam z małą mocą siejącego spustoszenie gigantycznego odzyskać wolność i wyruszyć uliczkami JC w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie o tożsamość tajemniczej dziewczynki, której wizje co rusz nas nawiedzają.
O ile przez jedynkę przebiegłem średnio zainteresowany fabułą, o tyle sequelowi udało się we mnie wzbudzić pragnienie zrozumienia zależności między poszukiwaną Atheną, siejącymi spustoszenie nanitami, a także nami samymi. Z resztą nieliczne wątki w The Surge 2 nazwałbym nieciekawymi. Motywy eksperymentów na dzieciach czy też szalonej sekty czczącej Iskrę dodają Jericho City przyjemnego, acz nieco ciężkawego momentami klimatu. W niezmienionej formie powracają również RPG-owe dialogi, które raczej nie porywają, ale też ich wysłuchiwanie nie boli i nawet jest w stanie zainteresować. W zasadzie jedynym, co zawodzi w grze pod względem fabuły jest nijaki główny bohater. Możliwość zaprojektowania protagonisty na swoje podobieństwo w kreatorze postaci na początku gry jest miłe, ale nadal bez zająknięcia wybrałbym charakternego bohatera z krwi i kości ponad stworzoną przeze mnie wydmuszkę bez głosu w gębie.
Pierwszym, co zwróciło moją uwagę w The Surge 2 jest to, jak dużo ciekawszy jest świat, który tym razem przyjdzie nam zwiedzić. Jednym z mankamentów oryginału były mocno powtarzalne lokacje. Podziemne laboratoria, magazyny i linie produkcyjne placówki CREO zdawały się ciągnąć w nieskończoność. Tym razem, kiedy tylko opuścimy więzienie, przed naszymi oczami rozpościera się widok na panoramę upadłego Jericho City, pełnego interesujących elementów. Z resztą już po pierwszej rozmowie z „tubylcem” wysłani jesteśmy do budynku sądu, który znajdować ma się w pobliżu pomnika olbrzymiej, fioletowej ośmiornicy. Oczywiście w końcu pojawiają się także i podziemne laboratoria, ale zanim do nich trafimy zwiedzimy także między innymi podtopione bloki oraz pełen zieleni park krajobrazowy.
Na nasze nieszczęście w spokojnym zwiedzaniu i podziwianiu widoków przeszkodzą nam dziesiątki żądnych krwi przeciwników. Nic to dziwnego, The Surge 2 to w końcu soulslike, w którym bezproblemowo odnajdą się fani produkcji ze stajni From Software. Zabawa niemalże jeden do jednego przypomina Dark Souls i to z całym dobrodziejstwem inwentarza. Zatem za pewnik można uznać lekką toporność w sterowaniu, ale spodziewać należy się przede wszystkim wysokiego poziom trudności, wypadających na ziemię po śmierci punktów doświadczenia, a także konieczności przebiegania tych samych tras po każdym zgonie. Tych z kolei będzie sporo.
Gracz ma zatem dwa wyjścia. Poddać się albo spiąć swoje robotyczne pośladki i nauczyć się w końcu walczyć jak mężczyzna. Nabrawszy uprzednio nieco doświadczenia w poprzedniej odsłonie serii, na pewno łatwiej będzie się odnaleźć w systemie walki, bo w większości pozostał on identyczny. Poprawiono jednak coś, co niezwykle irytowało mnie w jedynce, bowiem nareszcie w The Surge 2 czuć siłę uderzeń, dzięki czemu walka daje teraz masę frajdy i satysfakcji. Co jednak rzuca się w oczy już na początku to fakt położenia większego nacisku na parowanie. Tym razem nie wystarczy tylko w odpowiednim momencie wykonać blok, ale warto także wykonać tzw. „parowanie kierunkowe”, tj. tuż przed przyjęciem ciosu wykonać bronią ruch w kierunku nadchodzącego ataku. Zazwyczaj skutkuje to wybiciem oponenta z równowagi i otworzeniem sobie okienka na bezkarne maltretowanie hultaja zadając przy tym zwiększone obrażenia. Jako ułatwienie każdą grę startujemy z wmontowanym analizatorem ataków wyświetlającym na ekranie strzałki w miejscu, z którego nadejdzie cios.
Jeżeli jednak jesteście hardkorami to spokojnie możecie takowy komponent wymontować w dowolnym momencie gry. Tyczy się to także wszelakich innych ulepszeń postaci, bo podobnie jak w jedynce w trakcie naszej pogoni za Atheną tu i ówdzie znajdziemy nowe elementy egzoszkieletu. Dobierając odpowiednie części pancerza, oręż oraz ulepszenia będziemy w stanie skroić postać pod nasze preferencje oraz aktualne potrzeby. W trakcie walki z bossem ten pluje na nas kwasem? Warto zamontować coś, co zniweluje otrzymywane od niego obrażenia. Przeciwnik to robot? Komponent zwiększający obrażenia zadawane robotom w zamian zmniejszający te zadawane innym rodzajom przeciwników już czeka na zamontowanie. Oczywiście ma to swoje ograniczenia. Na ulepszenia nie tylko mamy ograniczoną ilość miejsc, ale zarówno one, jak i każdy element pancerza pobiera energię z naszego rdzenia.
Obie te statystki możemy podnieć levelując naszą postać przy użyciu zdobywanym w trakcie walki oraz za wykonywanie zadań pobocznych punkty doświadczenia. Każdy kolejny poziom to nie tylko zwiększenie pojemności rdzenia oraz, co dziesiąty, nowy slot na ulepszenia, ale także dwa punkty atrybutów do rozdysponowania między zdrowie, wytrzymałość oraz energię. Zanim jednak wydamy całego swojego „expa” na kolejne levele, warto się zastanowić czy nie lepiej byłoby zainwestować co nieco na ekranie craftingu ulepszyć sobie swoją zbroję lub zmontować zupełnie nową. W tym wypadku oprócz doświadczenia potrzebować będziemy także odpowiednich części oraz schematów. Oba z tych przedmiotów zdobędziemy odcinając przeciwnikom ich kończyny przy użyciu efektownych finiszerów.
W tym celu wystarczy zablokować kamerę na naszej ofierze i przy pomocy prawej gałki wybrać jej część, na której będziemy się skupiać. Po odpowiednim jej obiciu będziemy mogli wykonać cios kończący. Warto jednak pamiętać, że fragmenty oznaczone na niebiesko są nieopancerzonymi i ich atakowanie pozwala na wytrącanie oponenta z równowagi. W przypadku żółtych, czyli opancerzonych, jest to niemożliwe, ale schematy nowych broni i elementów pancerza otrzymamy wyłącznie za odcinanie właśnie ich. Warto też wspomnieć, że każdy finiszer kosztować nas będzie jeden prostokącik energii, co jest o tyle ważne, że ma ona w The Surge 2 dużo większe znaczenie niż w oryginale.
W jedynce energia służyła mi głównie do odpalania zadającej dodatkowe obrażenia dronki, która powraca i w sequelu, ale odseparowano ją zupełnie od jakiegokolwiek paska na ekranie, dając jej w zamian swój własny cooldown. Energia w The Surge 2 służy graczowi przede wszystkim do dwóch rzeczy. Do wykonywania wspomnianych finiszerów oraz do leczenia się, bowiem ilość dostępnych uzdrowień uzależniona jest od liczby skumulowanych pasków energii. A jako, że gromadzi się ją zadając przeciwnikom obrażenia, w teorii leczyć możemy się bez limitu. Z jednej strony znacznie ułatwia to zabawę, z drugiej jednak tym samym gra premiuje w ten sposób agresywny styl gry. Zachowany zostaje zatem balans. Skupiając się na parowaniu ciosów zadamy większe obrażenia, grając agresywnie uzyskamy większą liczbę energii, a tym samym uleczeń.
Do gry wprowadzono także dziennik pozwalający na dużo łatwiejsze kontrolowanie zaakceptowanych zadań pobocznych. Te opierają się głównie na odnalezieniu czegoś lub zebraniu pożądanej przez zleceniodawcę liczby elementów pancerza, ale warto jest poświęcić na nie nieco czasu, bo zazwyczaj wynagradzają nasz trud mniej lub bardziej ciekawą historyjką, nowym wyposażeniem, czy też, w przypadku przesiadujących w bezpiecznych oazach kupców, dostępem do asortymentu klasy premium. Będąc jednak zupełnie szczerym, ta ostatnia forma nagrody okazała się najmniej przydatna, bo i tak kupić mogłem wyłącznie trochę amunicji dla dronki, nowe wzory do malowania na ścianach lub bezużyteczne czapki oraz okulary.
Skoro już jesteśmy przy dronce to i jej warto poświęcić kilka słów. Zdobywamy ją stosunkowo szybko i od razu okazuje się ona być nieocenioną pomocą. W zależności od wybranego modułu może albo atakować przeciwników, albo dawać nam specjalne buffy wspomagające nas w trakcie starć. Nowością jest jednak fakt, że ma ona zastosowanie także w trakcie walki. To właśnie przy jej pomocą na ścianach Jericho City pozostawimy pod postacią piktogramów, widoczne dla innych graczy wiadomości, co niestety, choć swoją rolę spełnia, sprawdza się dużo gorzej niż wiadomości tekstowe. Dużo bardziej przydatny jest pocisk EMP, który nie tylko ogłuszy na chwilę naszych przeciwników, ale także użyty w odpowiednim miejscu otworzy przed nam wcześniej niedostępną, a zazwyczaj dużo szybszą ścieżkę na pobliskiej stacji medycznej (czyli checkpointa). Skróty te zaprojektowano naprawdę dobrze i nieraz zdarzało mi się pomyśleć „o matko, to ja tutaj jestem?” niczym w pierwszym Dark Souls. Zwłaszcza w drugiej połowie gry, kiedy to w nasze łapki wpada specjalny hak pozwalający przemieszczać się po porozwieszanych tu i ówdzie linach.
The Surge 2 nie jest niestety produkcją idealną i ma swoje grzeszki, choć w większości są one na tyle małe, że kompletnie nie zwraca się na nie uwagi. Ot, miejscami animacja bywa nieco drewniana, a niektórym pobocznym interakcjom z otoczeniem (np. graniu na gitarze z lokalnym grajkiem) towarzyszy niepotrzebny czarny ekran. To jednak drobnostki. Głównym mankamentem The Surge 2 są niestety spadające klatki. O ile w bardziej miejskich lokacjach oraz w trakcie starć z bossami problem raczej nie istnieje, o tyle wyprawa do pełnego roślinności parku krajobrazowego potrafi zjechać z liczbą klatek poniżej dwudziestu. Niby większość lasu można przebiec nie walcząc, ale nadal w tytule, w którym liczy się każda sekunda walki, coś takiego nie powinno mieć miejsca.
Warto też nadmienić, że jeżeli nie mieliście wcześniej kontaktu z serią, to bez obaw możecie spokojnie sięgnąć po sequel bez znajomości oryginału. Co w sumie nawet bym rekomendował, bo fabularnie nie stracicie zbyt wiele, a jest to w ogólnym rozrachunku lepsza gra poprawiająca większość ułomności jedynki. Jednak nawet nie patrząc przez pryzmat poprzedniczki, The Surge 2 to solidny tytuł z kilkoma nie wpływającymi zbytnio na doświadczenie skazami.