The Last Guardian – recenzja

The Last Guardian E1481671759806
The Last Guardian E1481671759806

Choć pewnie wielu się z tym nie zgodzi, uważam że niekiedy lepiej by gry, które ugrzęzły na długie lata w procesie produkcji, nigdy go nie opuściły i zostały anulowane. Zwłaszcza dotyczy to dużych tytułów, z którymi gracze od zapowiedzi wiązali spore nadzieje. Z czasem znaczenie tych gier nabiera swoistego mistycyzmu, a oczekiwania stają się niesprawiedliwie wysokie. Zazwyczaj po premierze, czeka graczy zawód i rozczarowanie. Czy podobnie jest z The Last Guardian? Nie do końca, ale to nie oznacza, że po uruchomieniu gry znajdziemy się w gamingowym raju, gdyż podczas rozgrywki dotknie nas również piekło prawie ośmioletniego procesu produkcji.

Sony ma doświadczenie w przekładaniu w nieskończoność premier swoich tytułów, które ostatecznie okazują się bardzo dobrymi produkcjami. W 2015 roku, po kilku latach od zapowiedzi wydany został  horror Until Dawn i zagarnął bardzo przyzwoite noty. Jednak wówczas sytuacja była taka, że grę zapowiedziano pod koniec siódmej generacji i twórcy będąc już w zaawansowanym stadium produkcji, zmienili platformę docelową z PlayStation 3 na PlayStation 4. Z The Last Guardian było nieco inaczej, ponieważ tytuł ten został zapowiedziany w szczytowym okresie siódmej generacji, a po kilku latach od jego pierwszej prezentacji, tylko najwięksi optymiści liczyli na to, że kiedyś będą mieli okazję w niego zagrać. Czy sam postawiłem na The Last Guardian krzyżyk? Owszem.

the last guardian 1

Cuda się jednak zdarzają i gra w zeszłym tygodniu w końcu zawitała na PlayStation 4. Oczekiwania wobec najnowszego tytułu Fumito Uedy były wielkie, jednak nie były one wyłącznie pochodną wieloletniego okresu oczekiwania na jej premierę, ale również faktu, że dwie poprzednie produkcje jej dewelopera, czyli Ico (2001) oraz Shadow of the Colossus (2005), można dzisiaj śmiało nazwać małymi dziełami sztuki.

Nie ma więc przeszkód by The Last Guardian traktować jako trzecią odsłonę niezwykłego baśniowe cyklu. Sama geneza powstania gry, zdradza poniekąd jej główny wątek fabularny. Otóż twórcę zafascynowała silna więź jaką nawiązali gracze z koniem Agro, będącym towarzyszem protagonisty w Shadow of the Colossus. Postanowił zatem stworzyć wzruszającą historię bazując w dużym stopniu na ludzkiej wrażliwości oraz olbrzymiej miłości do zwierząt. Tak więc w grze kierujemy poczynaniami chłopca, któremu towarzyszy ogromny, baśniowy stwór o imieniu Trico, wyglądem przypominający krzyżówkę psa i drapieżnego ptaka.

Początki relacji bohaterów nie są łatwe, ponieważ chłopiec budzi się w ruinach baśniowej krainy w towarzystwie niezbyt ufnego, ogromnego stwora, będącego przedstawicielem gatunku, dla którego zjadanie ludzi jest czymś naturalnym. Jednak zarówno chłopiec jak i Trico z czasem zaczynają nabierać do siebie zaufanie. Zresztą nie mają innego wyjścia, gdyż jedynie współpracując mogą opuścić ruiny, a oboje tego pragną. Fabuła głównie skupia się na budowaniu relacji chłopca z olbrzymią bestią, która jak się później okaże, skrywa w sobie olbrzymią moc.

Trico jest niewątpliwie największym atutem The Last Guardian. Podczas rozgrywki, zapewne przypomną się starszym graczom czasy kiedy na kasetach VHS oglądało się The NeverEnding Story i marzyło o swoim własnym wielkim psie, na którym można latać. Trico jest równie pocieszny i bardzo szybko można się przekonać, że to najlepszy przyjaciel, jakiego można sobie tylko wymarzyć. Producentom udało się oddać wszystkie atrybuty, które cenimy u zwierząt, a połączenie tego z przejmującą fabułą i niezwykle nastrojową muzyką, sprawia, że The Last Guardian staje się jedną z nielicznych growych produkcji, które potrafią zmiękczyć i rozczulić nawet najbardziej zatwardziałe serducho. Ten aspekty wyszedł Fumito Uedzie znakomicie.

the last guardian 2

Kolejnym atutem Trico jest jego wygląd, albo raczej oszałamiające realizacja techniczna. Wszystkie te pióra fruwające na wietrze, robiły już wrażenie podczas pierwszych prezentacji i robią również wrażenie w finalnej wersji. Stwór wyraźnie kontrastuje w zestawieniu z otoczeniem czy modelem chłopca, który ma bardziej charakter kreskówkowy. Jest to ponoć zabieg zamierzony, ale nie wiem czy do końca słuszny. Można wręcz odczuć wrażenie, że własnie tak gra miała się prezentować, ale na konsoli PlayStation 3. Otoczenie choć jest świetnie zaprojektowane, to jednak ostrość tekstur pozostawia wiele do życzenia. Widziałem już w dobie ósmej generacji, równie dobrze prezentujące się indyki.

Trico prezentuje się wyśmienicie i reaguje jak żywy, fabuła jest ciekawa i wzruszająca, grafika przyjmijmy, że jest kwestią gustu, ale co z rozgrywką, co z gameplayem? Przecież to jest najważniejszy element każdej gry, nawet tej artystycznej, tym bardziej jeśli przychodzi nam za nią płacić jak za Uncharted 4 w dniu premiery. Niestety rozgrywka jest dość przeciętna. Jeśli spodziewacie się czegoś więcej niż platformówki 3D, to się zawiedziecie.

The Last Guardian to około 10 godzin wspinaczki, jak w starych częściach Tomb Raider. Wymagających i ciekawych zagadek jest jak na lekarstwo, a jeśli już są, to ograniczają się one do tego, by znaleźć drogę do dalszej wspinaczki. Zazwyczaj największą przeszkodą uniemożliwiającą nam dalszą podróż, jest nie tyle wysokim poziom trudności co zwierzęca natura bestii. Trico bywa niekiedy bardzo nieposłuszny. Gameplay jest więc dość monotonny i liniowy, do tego stopnia, że jeśli ktoś po zakończeniu gry kazałby mi w nią zagrać ponownie, rzekłbym mimowolnie – za co? Nie zrozumcie mnie, źle grało mi się całkiem przyjemnie, ale nasz mały bohater nie uraczy nas zwinnością Księcia Persji. I nie chodzi tu tylko o jego ograniczenia wynikające z wątłej fizjonomii, ale o masę technicznych niedociągnięć, które skutecznie uprzykrzają czerpanie przyjemność płynącej z rozgrywki. Chłopak nie zawsze skacze tam, gdzie sobie tego życzymy, jest powolny, a niekiedy nawet przestaje reagować na nasze polecenia. Na dodatek praca kamery również potrafi dać ostro w kość, zwłaszcza podczas etapów w zamkniętych pomieszczeniach. Są to elementy, które potrafią zepsuć zabawę i osoby które nie są nastawione na wzruszającą historię z rozczulającym wielkim zwierzakiem, tylko oczekują przyzwoitej rozgrywki z nieźle zaprojektowanymi zagwozdkami i wymagającymi elementami zręcznościowymi, mogą się na The Last Guardian srogo zawieść.

the last guardian 4

Tytuł ten ma więc swoje mocne i słabe strony. Jedni będą nim zachwyceni, podkreślając jego artystyczny charakter oraz swoisty sposób budowania więzi między chłopcem a Trico, inni będą narzekać na średnią oprawę, ubogi gameplay oraz niedociągnięcia techniczne. Dlatego przed zakupem powinniśmy się zastanowić, czego oczekujemy po nowej produkcji Sony.

Ciesz się, że The Last Guardian w końcu ujrzało światło dzienne. Co prawda legenda upadał, a gra okazał się pełna słabostek, jednak nie na tyle wielkich by producent miał się czego wstydzić. Wielu recenzentów zdążyło już okrzyknąć The Last Guardian arcydziełem, myślę jednak, że trochę nad wyraz. Takie przewartościowujące zwroty świetnie pasują do popremierowych zwiastunów, a że pojawienie się w takowym już nam nie grozi, mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że najnowsza produkcja Fumito Uedy to całkiem niezły tytuł na koniec roku. W końcu ten rozdział mamy już za sobą, pora ruszyć do przodu.

Recenzowany egzemplarz The Last Guardian,  został zakupiony ze środków finansowych redakcji.

Plusy
  • Trico
  • Muzyka
  • Chwyta za serce
Minusy
  • Czuć nieświeży oddech siódmej generacji
  • Ubogi gameplay
  • Błędy techniczne
7
Ocenił Kamil Kościelniak
Recenzja PlayStation 4

Recenzja powstała w oparciu o rozgrywkę z konsoli PlayStation 4

Recenzje gier OpenCritic