Produkcje typu Full Motion Video ponownie wdzierają się do świadomości graczy i robią to o wiele skuteczniej niż w latach 90-tych ubiegłego wieku. Gry składające się z krótkich fragmentów filmowych raczej nigdy nie wyrwą się z kręgu produkcji niszowych, ale dzięki takim tytułom jak Late Shift czy Bunkier, można je traktować całkiem poważnie. Czy The Infectious Madness of Doctor Dekker również możemy zaliczyć do koronnych przedstawicieli gatunku? Z całą pewnością tak.
W produkcji studia D’Avekki Studios wcielamy się w rolę psychiatry, który przejmuje pacjentów zamordowanego doktora Dekkera. Naszym zadaniem, oprócz rzecz jasna udzielania im pomocy, jest wskazanie mordercy lekarza. Sama rozgrywka nie jest ani dynamiczna, ani też przesadnie filmowa i opiera się wyłącznie na rozmowach z pacjentami. Niech to jednak nikogo nie zniechęci, psychologiczno-horrorowy pierwiastek w tej produkcji jest bardzo silny i buduje niezwykły klimat. Raczej nikt nie powinien narzekać na nudę. Rozgrywka podzielona została na 5 sesji, podczas których przeprowadzamy rozmowy z szóstką podejrzanych oraz „gościnnie” z pobocznymi pacjentami, od których zdobyte informacje mogą wyjaśnić niektóre kwestie. Sam przebieg rozmów nie odbywa się jednak w sposób liniowy. Sami decydujemy, z kim chcemy rozmawiać, a niekiedy źle poprowadzona rozmowa, może sprawić, że nie zdobędziemy zaufania pacjenta, a w skrajnych przypadkach nawet przyczynić się do jego samobójstwa.
Początek rozgrywki może się wydawać banalny – poznajemy pacjentów, dowiadujemy się o ich problemach emocjonalnych i stosunku do doktora Dekkera. Z czasem jednak cała sprawa zostaje spowita aurą demonicznej tajemniczości, co oczywiście podkręca klimat i sprawia, że po zakończonej sesji trudno nam się powstrzymać, by nie rozpocząć kolejnej. Nie chcę zdradzać zbyt wielu szczegółów fabularnych, tak więc napiszę krótko. Historia zaprezentowana w The Infectious Madness of Doctor Dekker jest naprawdę angażująca i intrygująca.
Wielkim atutem produkcji jest gra aktorska. Oczywiście w obsadzie trudno doszukać się znanych nazwisk, ale zestaw brytyjskich aktorów, których poza filmami niezależnymi, możemy oglądać na deskach niszowych teatrów, spisał się znakomicie. Twórcy zafundowali graczom pakiet autentycznych i naturalnych postaci, których szaleństwa, bądź też dziwactwa, przyswajamy bez problemu.
Mechanika gry jest dość banalna. Wybieramy pacjenta, z którym chcemy rozmawiać, a następnie z listy pytań, wybieramy te, które chcemy zadać pacjentowi. Większość z nich jest konieczna, ale zdarzają się również pytania, których zadanie nie ułatwia nam śledztwa lub też otwiera nową ścieżkę dialogu. Często też pacjent zadaje nam pytania, wówczas wybór konkretnej odpowiedzi ma spory wpływ na budowaną z nim relację. Po wyborze odpowiedzi nie ma odwrotu i musimy się liczyć z jej konsekwencjami. Co ciekawe, twórcy dają też możliwość zadania własnego pytania, które należy wpisać ręcznie. Jest to ciekawy element, choć raczej niewiele wnosi do samej historii i na konsoli jest dość niewygodny w użyciu. Sam system zadawania pytań ma również dość rażące błędy. Otóż w kwestiach do wyboru pojawiają niekiedy pytanie dotyczące kwestii, o których istnieniu nie mieliśmy jeszcze pojęcia. Wyprzedają one bieg zdarzeń i serwują nam drobny spojler. Takie sytuacje jednak nie zdarzały się często.
Sama rozgrywka, jak na produkcję tego typu, nie jest krótka. Ukończenie zabawy zajmie nam jakieś 4-5 godzin, w zależności jak bardzo będziemy się zastanawiali nad zadaniem odpowiedniego pytania i dokładnie analizowali każdy zdobyty dowód. Twórcy zapewniają, że The Infectious Madness of Doctor Dekker nie jest grą na jeden raz. Każdy z pośród szóstki podejrzanych, może ostatecznie okazać się winnym, ale to wcale nie oznacza, że będziemy mieli ochotę przejść grę kilka razy. Po drugim ukończeniu produkcji nie miałem już ponownie ochoty wejść w buty psychiatry i znów przebijać się przez setki tych samych pytań. Sprawy nie ułatwia również fakt, że gra losuje winnego w momencie rozpoczęcia rozgrywki, tak więc po każdym jej zakończeniu pozostaje nam rozpocząć nową grę. Podobnie jak w recenzowanym przeze mnie w zeszłym roku Late Shift, po zakończeniu gry nie mamy możliwości cofnięcia się do jednego z pośród pięciu dostępnych rozdziałów.
The Infectious Madness of Doctor Dekker to udany eksperyment obok którego gracze nie powinni przejść obojętnie. Dla wszystkich, którzy mieli wcześniej kontakt z produkcjami typu Full Motion Video i bawili się przy nich całkiem nieźle, historia szaleństw doktora Dekkera powinna być tytułem obowiązkowym. Reszta graczy, a szczególnie miłośnicy klimatów w stylu Lovecrafta, też powinna dać szansę produkcji D’Avekki Studios Ltd. Na zachętę dodam, że jest to tytuł, w którym jest zdecydowanie więcej gry niż w innych produkcjach tego typu. No i ta fotorealistyczna oprawa.