Dziś cofniemy się do czasów, gdy za sprawą jednego człowieka cały kraj oszalał, a na naszych komputerach zawitał najpopularniejszy na świecie symulator skoków narciarskich Deluxe Ski Jump.
Autorem gry jest programista, Jussi Koskela, który z pewnością nie spodziewał się, że produkcja w przyszłości będzie cieszyć się taką sławą. Pierwsza odsłona DSJ-a pojawiła się już w 1999 roku. My skupimy się jednak na najpopularniejszej i bliższej mi drugiej części.
DSJ 2 pojawił się w 2001 roku, a budżet, który pochłonęła produkcja był oszałamiający. Nieoficjalny koszt przedsięwzięcia wynosił 10mln dolarów, dodatkowe 5 milionów pochłonęły akcje promocyjne. Wszystkie wydatki zwróciły się jednak dość szybko, gdyż pudełka ze sklepowych półek znikały w zastraszającym tempie, a edycja kolekcjonerska, która zawierała koszulkę z podpisami reprezentacji skoczków polskich i figurkę lecącego Roberta Mateji, była niemalże nie do zdobycia. Plotki głoszą, że Blizzard do dziś nie może odżałować tego, że nie chciał zostać wydawcą, próbował nawet wykupić prawa do trzeciej odsłony serii. Mediamond niesiony jednak sukcesem nie zwracał uwagi na hojne propozycje, bo przecież wszyscy dobrze wiemy, że pieniądze nie mają aż tak wielkiego znaczenia. Cóż zatem dostaliśmy od fińskiego wydawcy?
Zacznijmy od porywającego i trzymającego w napięciu filmiku wprowadzającego, obok którego nie sposób przejść obojętnie. Krótka historia o pięknie sportu, przezwyciężeniu własnych słabości i miłości, która może zdziałać cuda. Po otarciu oczu z łez dojrzymy główne menu. Jasne, przejrzyste, bez udziwnień, wypisz wymaluj – idealne! Do wyboru mamy trzy tryby gry:
Puchar świata, inaczej tryb kariery, w którym mkniemy po świecie zdobywając sławę, pieniądze, piękne kobiety i rekordy skoczni.
Puchar drużynowy – dzięki tej opcji możemy zebrać paczkę znajomych, (4) by wspólnie cieszyć się rozgrywką w trybie kooperacji. Właśnie tutaj pierwszy raz wykorzystany został system „four mouse”, by każdy z graczy mógł cieszyć się „własną myszką” podczas rozgrywki.
Tryb treningu w którym możemy bez ograniczeń doskonalić swoje umiejętności na dowolnie wybranej skoczni.
A jest z czego wybierać, gdyż twórcy w nasze ręce oddali 32 doskonale odwzorowane obiekty. Na szczególne wyróżnienie zasługuje obiekt w Australii, który odwzorowany jest z chirurgiczną precyzją. Wspólne skakanie z kangurami z pewnością przypadnie do gustu miłośnikom przyrody. Zanim przejdziemy do sedna sprawy jakim jest sam skok zwróćmy uwagę na szczegółowość (oczywiście jak na owe czasy) krajobrazu lokacji. Siedząc na belce w oczekiwaniu na oddanie skoku dojrzeć możemy przepiękne widoki. Szwajcarskie jeziora czy miejskie aglomeracje Salt Lake City nieraz zaparły mi dech w piersiach, a zrobione screeny lądowały na tapecie pulpitu.
Sam skok podzielić możemy na trzy fazy: Odbicia, lotu i lądowania.
Odbicie – Pierwsza a zarazem najważniejsza faza. By oddać doskonały skok potrzeba ogromnego wyczucia chwili i pewności. Odbicie musi być mocne i trafione w przeciwnym wypadku nie pomoże nam nawet sprzyjający wiatr. Jak mawiał klasyk: Dupa na buty, garbik i fajeczka.
Lot – udany start to połowa sukcesu. Teraz skupić się trzeba na ułożeniu naszego skoczka w odpowiedniej pozycji. Kąt nachylenia musi być odpowiednio dobrany do warunków panujących na skoczni. Zawsze trzeba brać poprawkę na prędkość i kierunek wiatru, grubość i intensywność opadów, a także na ilość i gęstość skupisk owadów. Długość lotu w zależności od skoczni może trwać od kilku do nawet kilkudziesięciu sekund. Bijąc rekord skoczni na mamucie będziemy się czuć niczym przemierzający przestworza dreamliner.
Lądowanie – o nim nie można nam zapomnieć. Twórcy przewidzieli dwie opcje w tym wypadku. Bezpieczne lądowanie, które najczęściej stosuje się przy dłuższych skokach, kiedy lądujemy już niemal na płaskiej powierzchni i lądowanie tzw. telemarkiem, które gwarantuje nam wysokie oceny za styl.
Za każdy skok otrzymujemy punkty za styl od pięciu sędziów. Grono sędziowskie generowane jest losowo, jednak każdy sędzia cechuje się indywidualnymi cechami charakteru. Czasem spotkamy się z niesprawiedliwą oceną, gdyż wprowadzony system „sztucznej korupcji” robi wszystko co w jego mocy byśmy nie odnieśli tryumfu. Sam system pucharowy wygląda identycznie jak w prawdziwych skokach (w tamtych czasach), a prowadzący w rankingu uhonorowany jest słynną żółtą koszulką lidera. Strój skoczka wygląda naprawdę świetnie! Zmienić możemy wszystko od kasku po narty, sprzęt dostępny jest w 12 kolorach, co tworzy niesamowitą ilość kombinacji. Pioniersko został wprowadzony również system pełnego kreatora nazw postaci i właśnie dzięki niemu możemy dowolnie nazwać postać aż do 16 znaków!
Oprawa audio to prawdziwy majstersztyk. Większość odgłosów nagrywana była podczas prawdziwych skoków, a system „double wind” sprawuje się fantastycznie, gwarantując jeszcze więcej frajdy z lotu. Za ścieżkę dźwiękową odpowiada… cholera zapomniałem, ale jest naprawdę świetna, a założę się, że wielu z was ma ją jeszcze do dziś na swoich discmanach.
Aż się łezka w oku zakręciła, oczywiście jeśli mógłbym wystawić ocenę wtedy byłoby to 10/10. Śmiem jednak uważać, że gra do tej pory jest równie wartościowa.
P.S Oczywiście prawie wszystko to stek bzdur. Wolę to powiedzieć otwarcie, zanim ktoś mnie pozwie, bo jak wiadomo media kłamią. Chciałem jednak ukazać, że pomimo całej prostoty jest to epicka gra, przy której z pewnością wiele osób spędziło całe dnie. Jak widać niewiele potrzeba do dobrej zabawy. Jeśli oprócz wspomnień udało mi się wywołać uśmiech na czyjejś twarzy, tym lepiej.