South Park: Kijek Prawdy, to jedna z ostatnich znaczących produkcji, które w dniu premiery ukazała się w edycji na konsole siódmej generacji, jednocześnie omijając będące już od kilku miesięcy na rynku PlayStation 4 i Xbox One. Do gry mam więc ogromny sentyment, nie tylko dlatego, że była to świetna produkcja RPG osadzona w uniwersum, którego jestem fanem od dwudziestu lat, ale także dlatego, że było to moje ostatnie nowe pudełku z wydrukowanym na grzbiecie napisem PS3. Gdy na targach E3 2015, Ubisoft oraz twórcy serialu – Trey Parker i Matt Stone, ogłosili nadejście South Park: The Fractured But Whole, impreza mogła się już dla mnie zakończyć. Jednak na kontynuację przygód chłopców z malowniczego miasteczka South Park, ja i miliony fanów serialu musieliśmy czekać ponad dwa lata. Warto było.
Nie uważam się za wielkiego specjalistę od gier cRPG. Mam jednak ponad trzydzieści wiosen na karku, tak więc siłą rzeczy jest to gatunek, który nie może być mi obcy. Głównie tego typu produkcje zajmowały w latach 90. skromny objętościowo dysk twardy mojego PC. Obecnie z racji braku czasu na ponad 30-godzinną rozgrywkę, sięgam jedynie po pozycje obowiązkowe. Gra oparta na licencji kultowej kreskówki South Park byłaby nią niezależnie od gatunku, ale nie da się ukryć, że jako cRPG, The Stick of Truth, sprawdził się perfekcyjnie. Jeśli chodzi o South Park: The Fractured But Whole, to nie miałem dużych wymagań odnośnie rozgrywki. W zasadzie mogła ona wyglądać identycznie jak w poprzedniej odsłonie. Zaimplementowany tam systemu walki oraz model rozwoju postaci, sprawdzały się znakomicie. Po kolejnych zmianach terminu premiery zacząłem się jednak martwić, czy twórcy udźwigną tytuł fabularnie. Czy aby czasem produkcja nie jest robiona na siłę, przez co efekt końcowy będzie wyglądał jedynie jak zlepek niesmacznych żartów. Gra mnie jednak pozytywnie zaskoczyła i to biorąc pod uwagę każdy kluczowy element. Fabularnie trzyma poziom jak jasna cholera, a rozgrywka przeszła małą rewolucję, z której twórcy wyszli z tarczą.
Fabuła The Fractured But Whole ponownie kręci się wokół wspólnej zabawy dzieci z małego miasteczka w stanie Kolorado. Tym razem odchodzimy od klimatów tolkienowskich i zostajemy wciągnięci w historię superbohaterów i ich walkę ze złem. Nie obejdzie się także bez wewnętrzne konflikty dwóch koegzystujących ugrupowań. Myślicie o Marvel vs. DC? I słusznie. To, co znamienne, zabawa dzieciaków w dość irracjonalny sposób przeplata się z realnym życiem mieszkańców South Park. Teoretycznie fikcyjne moce bohaterów mają faktyczny wpływ na wydarzenia, a skutki toczonych walk trwale pływają na otoczenie.
Na początku, jak to w grach RPG zazwyczaj bywa, tworzymy naszego bohatera. Co ciekawe nawet podczas tak podstawowej dla gatunku czynności nie zabraknie małych kontrowersji. Warto dodać, że nie musimy przy kreowaniu protagonisty za bardzo się wczuwać, gdyż każdy element garderoby, makijażu czy też fryzurę, będziemy mogli zmienić w trakcie gry. Na początku rozgrywki wybieramy także jedną z trzech klas postaci – brutal, blaster, pędziwiatr. Jak nietrudno się domyślić, do każdej z nich przypisane są inne moce i ciosy. W trakcie gry, będziemy zobowiązani wybrać jeszcze dodatkową klasę, co pozwali nam dostosować repertuar zagrań do sytuacji oraz własnych preferencji.
Nasz protagonista ponownie jest bezimiennym, nowym uczniem szkoły podstawowej. Ma jednak ogromy potencjał, który pod sowimi skrzydłami pomaga mu rozwinąć Eric Cartman aka The Coon. Chłopka robi błyskawiczne postępy i z anonimowego dzieciaka w ciągu zaledwie jednego dnia staje się lokalnym symbolem walki z przestępczością. Warto zaznaczyć, że bez względu na wybraną wcześniej klasę postaci, jego zdolności bazują na dość nietypowej mocy, która czerpie swe źródło z okrężnicy.
Jeśli chodzi o fabułę, to napiszę tylko tyle, że początkowo naszym głównym zadaniem jest rozwikłać zagadkę zaginionych kotów. Jednak z biegiem czasu, główny wątek ewoluuje i wplątani zostajemy w wiele fascynujących intryg. Więcej wolałbym nie zdradzać, by nie zepsuć wam zabawy. Jednego fani South Park i czarnego humoru mogą być pewni – The Fractured But Whole, nie zawodzi.
Początek rozgrywki nie jest łatwy i przez pewien moment miałem obawy, czy gra nie zostanie zgnieciona przez moje oczekiwania. Otóż po wstępie zostajemy pozostawieni sami sobie. Samotnie przemierzamy ulice South Parku, eksplorujemy pobliskie domy, wypełniamy proste misje i zdobywamy znajomych do Szopstagrama. Może się to wydawać zniechęcające, ale to czas na zebranie ekipy i wypróbowanie w akcji kolejnych sprzymierzeńców. Warto więc skopać kila tyłków siejących postrach w mieście szóstoklasistów i zapoznać się z nieco zmienionym systemem walki. O nim jednak wspomnę później. Po pierwszych dwóch godzinach, gra pokazuje pazur i raczy nas kwintesencją humoru w stylu South Park. Nawiązań do serialowych perypetii Kayla, Stana, Cartmana, Kennego i spółki, nie brakuje. Dokładna znajomość serialu nie jest co prawda konieczna, ale nie da się ukryć, że w wielu komicznych sytuacjach fani kreskówki lepiej się odnajdą.
W South Park: The Fractured But Whole, nie tak małą rewolucję przeszedł system walki oraz rozwój postaci. Oczywiście walki ponownie toczone są w systemie turowym, ale system zarządzania starciem nabrał bardziej taktycznego charakteru. Walka toczona jest na planszy podzielonej na kwadratowe pola, dzięki czemu podczas swojej kolejki bohater może poruszać się zarówno w poziomie jak i w pionie. Każda postać charakteryzuje się różną mobilnością, czyli innym zakresem pól, które może pokonać przed oddaniem ciosu. Również każdy cios obejmują inną przestrzeń działania. Jedne sieją spustoszenie tylko w poziomie, inne ranią przeciwników oddalonych o kilka pól, a jeszcze inne zadają obrażania wielu wrogom jednocześnie. Podczas początkowych strać, taktyka wydaje się być mało istotna, ale w zaawansowanym etapie gry, odpowiedni dobór towarzyszy oraz każdy kolejny ruch muszą być podejmowane z rozwagą.
W odróżnieniu od Kija Prady, w nowych przygodach ekipy z South Park, elementy stroju nie mają większego wpływu na statystki naszej postaci i służą one jedynie zabawie. Moc bohatera oraz jego towarzyszy, zwiększamy poprzez dodawanie kolejnych artefaktów, o różnych właściwościach. Nowe sloty na artefakty odblokowujemy wraz ze zdobyciem kolejnego poziomu. Niezbędne jest więc zaliczanie drobnych misji pobocznych, sprawne strzelenie kupy w każdej napotkanej toalecie oraz robienie sobie selfie z choćby przypadkowo napotkanymi mieszkańcami miasta. A skąd brać artefakty? Najlepiej kupić ich projekt, a następnie wytworzyć je z surowców zdobytych ze splądrowanych mieszkań i ukrytych w śniegu torbach i plecakach. Wiele skarbów znajduje się w skrzyniach ukrytych w trudno dostępnych miejscach. By do nich dotrzeć musimy jednak uzyskać dodatkowe moce drzemiące w tyłku bohatera.
Zmianom, które wprowadzili twórcy, trudno cokolwiek zarzucić. Początkowo byłem nieco rozczarowany systemem walki, ale z upływem czasu bardzo mi się spodobał. Deweloper odwalił kawał dobrej roboty gdyż naprawdę rzadko się zdarza, że w kolejnej odsłonie serii otrzymujemy więcej niż oczekiwaliśmy. Ubisoft nie zmierzał odcinać kuponów od świetnego South Park: The Stick of Truth, tylko stworzył kolejną świetną grę na licencji kultowego serialu.
O graficznej stronie należy wspomnieć z obowiązku. W zasadzie niczego innego nie mogliśmy się spodziewać. W skali 1:1 oddaje animacje i oprawę, którą możemy oglądać w najnowszych sezonach Miasteczka South Park. Czyli lepiej być nie może, gorzej być nie mogło.
Czy więc nowa produkcja Ubisoftu jest produktem idealnym? Prawie. Niektórzy pewnie będą narzekać na loadingi, podczas wchodzenia do nowych pomieszczeń lub przestrzeni miejskich. Trwają one jednak zaledwie kilka sekund i nie dają tak w kość jak w poprzedniej części ogrywanej na PlayStation 3. Występują również sporadyczne błędy techniczne, jak przenikanie przez postacie, z którymi nie ma możliwości wejścia w interakcję lub nakładanie się dwóch jednakowych postaci na siebie. Są to jednak drobiazgi, które zapewne zaraz po premierze zostaną usunięte.
South Park: The Fractured But Whole to niemal produkcja kompletna. Choć warto zaznaczyć, że nie jest gra dla każdego. Osoby, które odbiły się wcześniej od humoru, z którego słynie kreskówka, nie mają co tutaj szukać, nawet jeśli są miłośnikami gier cRPG. Zresztą twórcy z pewnością się z tym liczą, w przeciwnym razie nie stworzyliby gry naładowanej tak skoncentrowaną dawką czarnego humoru. The Fractured But Whole nie bierze jeńców. To produkcja obowiązkowa dla fanów serialu i graczy nie spinających pośladków pod wpływem obrazoburczej satyry. Świetna gra, świetna przygoda, świetny South Park. Czekam na więcej.