Na początku grudnia ubiegłego roku zrobiliśmy, ciepło przyjęte, redakcyjne zestawienie najważniejszych polskich premier 2017. Nie zabrakło w nim gier, które w ostatnich miesiącach, rzeczywiście świetnie się spisały, jak chociażby Regalia, ale i nie obyło się bez wtop pokroju Husk. Każdy redaktor miał wtedy opisać najbardziej wyczekiwane przez siebie produkcje. No i ja napisałem o Ruiner –
(…)ta gra mieści się w pięciu najbardziej wyczekiwanych przeze mnie premierach tego roku.
Nie było w tym ani grama przesady. Ja bardzo się cieszę, że tytuł, na który czekałem od pierwszych zapowiedzi, na rynek trafił i przy okazji – pozamiatał.
Rengkok to niezbyt przyjazna cybermetropolia, rządzona przez pewną, złą korporację. Bohaterem Ruiner jest człowiek, który musi stawić się złemu systemowi, by ocalić swojego brata. W walce z gigantem pomaga nam pewna hakerka – z nią jest łatwiej, a także brutalniej – pojęcie miłosierdzia jest jej absolutnie obce. Historia podana nam w Ruiner jest może i oklepana, średnio wypadają dialogi, ale autorzy dobrze budują napięcie.
Twin-stick shooter powinien być przede wszystkim szybki, a taki Ruiner oczywiście jest, ale podobały mi się momenty, w których po ciężkich walkach, czy też na początku/końcu misji mogliśmy odpocząć od wrogów i zaczerpnąć tego ciężkiego klimatu. Nie jest to rzecz jasna żadna nowość w grach, ale Reikon Games zrobiło to akurat bardzo dobrze. Znalazł się czas na szukanie skrzynek z punktami karmy (o tym jeszcze wspomnę), eksplorację poziomów (hakerka często się odzywa), ale i po prostu podziwianie. Podziwianie zaprojektowanych lokacji, a zwłaszcza miasta Rengkok – cyberpunk pełną gębą. Można po prostu na chwilę stanąć i chłonąć. Trochę szkoda, że autorzy nie wyciągnęli z tego czegoś więcej.
Jako, że Ruiner to twin-stick shooter, nie zdziwi Was to, że akcję obserwujemy z góry, walka zwykle jest piekielnie dynamiczna, a wrogów na ekranie pojawia się mnóstwo. Ruiner wcale od tej konwencji nie odbiega, ma jednak swoje sposoby na wyróżnienie się w tłumie tego typu produkcji. Takim sposobem jest…jeszcze dynamiczniejsza walka. To co dzieje się na ekranie przekracza czasem wszelkie granice. Gra jest jednocześnie bardzo trudna, rzadko kiedy pozostawia nam margines błędu. Co wcale nie musi oznaczać, że jest źle. Wręcz przeciwnie – nasz bohater uzbrojony w broń białą i palną, nie jest na straconej pozycji. Za zdobywane punkty karmy jesteśmy w stanie stworzyć prawdziwą maszynkę do zabijania, odblokowując kolejne zdolności. Nie zabrakło poruszania się w zwolnionym tempie, zrywu (w celu szybkiego doskoku do przeciwnika lub uniku), użycia granatów ogłuszających, czy odłamkowych. Nasz bohater może również użyć bariery do blokowania pocisków, a także zwiększyć ilość zdrowia i energii, która potrzebna jest do używania zdolności. Skille da się łatwo zmieniać, w każdym dowolnym momencie jest możliwość innego przydzielenia punktów karmy – zatem można eksperymentować, jeśli za dużo razy giniemy w którymś momencie rozgrywki.
Walka bardzo mi się podobała – oprócz tego, że szybka i wciągająca, tak dawała mnóstwo satysfakcji z każdym ubitym przeciwnikiem. Wachlarz broni jest pokaźny, wachlarz zdolności również – jedyne co czasem rzeczywiście frustrowało to ten poziom trudności. Niektóre ze starć, nawet niekoniecznie te z bossami, były trochę zbyt wymagające. Zmiana poziomu trudności na… „Kazio” może i ułatwia sprawę, ale nie ukrywam, że nazwa też nie zachęca do jego aktywacji:)
Przy pojedynkach z bossem trzeba zwykle dashować (czyli wykonywać te zrywy), by przeżyć. Główna zasada brzmi, jak w tym kultowym skeczu Kabaretu Moralnego Niepokoju o bokserze – „doskocz, przypieprz, odskocz”. Nie ma w tym ani grama przesady – zróżnicowanie przeciwników powoduje, że liczy się każda kula, każda garść energii, by wykonać dany ruch lub wykorzystać zdolność. I to w Ruinerze polubiłem od razu. Broni, jak wspomniałem, jest dużo, ale amunicji nie zbieramy – nie warto więc jej poświęcać na płotki. Podobało mi się również to, że walki z bossami starano się trochę urozmaicić. I tak, raz musieliśmy uciekać przed wrogiem używając dashowania, innym razem do ukończenia walki przydawała się tarcza blokująca pociski.
Oprawa audiowizualna to, nie boję się tego napisać, majstersztyk. Gra hula na Unreal Engine 4 i wygląda obłędnie, przy czym jest też dobrze zoptymalizowana. Przyłożono się do modeli postaci, dbałości o szczegóły w otoczeniu, artystycznie też jest klasa. Animacje również zasługują na uznanie, chociaż największą zaletą Ruiner jest soundtrack. Już po zwiastunach wiedziałem, że jest nieźle, ale nie spodziewałem się, że każdy z utworów będzie tak dobrze tutaj brzmiał i pasował.
Jakieś błędy? Gra czasem wariuje przy alt+tab, przez co niekiedy musiałem restartować komputer. Czegoś brakuje? Ewidentnie trybu New Game +, który ułatwiałby decyzję o powrocie do Rengkok. Umówmy się – Ruiner da się ukończyć w 3-4 wieczory, może więcej, w zależności też od wybranego przez siebie poziomu trudności. Nie jest to wynik zły, ale brak takiej opcji rozgrywki powoduje, że dla zdecydowanej większości Ruiner jest grą na jeden raz. Szkoda.
Reasumując, Ruiner to produkcja, która w naszych rankingach podsumowujących polskie gry tego roku, będzie dosyć wysoko. Kto wie, czy nawet nie na samym szczycie. Ruiner ma wszystko, czego wymaga się od twin-stick shootera i dodaje wiele od siebie. Debiut Reikon Games wypadł wyśmienicie.
Gra do recenzji dostarczona przez GOG.com
Ruiner można zakupić tutaj