Recenzja Tormented Souls. A miało być tak pięknie…

Tormented Souls

System ekwipunku, zapisu i mechanika – oto składniki, które wybrano do stworzenia idealnego horroru inspirowanego klasycznymi odsłonami Resident Evil. Ale profesorowie Dual Effect i Abstract Digital Works przypadkowo dodali do mieszanki jeszcze jeden składnik: Związek X, zwany także masą bugów i niedopracowaniem! I tak narodziło się Tormented Souls! Znikomej sławy gra, która obiecującymi zapowiedziami postanowiła dostać się na dyski konsol oraz komputerów wielu graczy, by odciągać ich od innych, dobrych tytułów!

A tak już trochę bardziej na poważnie – chilijskie studio Dual Effect wraz z Abstract Digital Works stworzyło horror, który, według zapowiedzi, miał być hołdem w stronę takich klasyków gatunku jak pierwsze odsłony Resident Evil, Alone in the Dark czy nawet Silent Hill. Faktycznie, inspiracje widać na pierwszy rzut oka… i niewiele więcej. Zacznijmy jednak od początku.

Tormented Souls
Jakość obrazu podczas cutscenek jest powalająca.

Fabuła w Tormented Souls, czyli gra potyka się o własne nogi od samego początku

Po odpaleniu gry naszym oczom ukazuje się scena, kiedy to główna bohaterka, Caroline Walker, otrzymuje tajemniczy list ze zdjęciem dwóch dziewczynek w środku. W tej samej chwili staje się niesamowity zwrot zdarzeń w postaci bólu głowy protagonistki. Migrena sprawia, że bohaterka postanawia wyruszyć do Wildberger Mansion – wielkiej, opuszczonej rezydencji, która została przemieniona w szpital. Tak, dokładnie w ten sposób trafiamy do miejsca, w którym rozegra się cała reszta gry. Twórcy najwyraźniej stwierdzili, że kilkuminutowa, zacinająca się cutscenka w pełni nam wystarczy, żeby zrozumieć motywy działań Caroline. Kobieta nie zostaje jednak mile przywitana w Wildberger, bowiem na wejściu zostaje ogłuszona, w konsekwencji budzi się po tygodniu w starej wannie, podpięta pod tajemniczą aparaturę. Caroline straciła w tym czasie wszystkie wspomnienia… i przy okazji oko. W tym miejscu rozpoczyna się nasza przygoda w przerażającej rezydencji, a naszym celem jest dowiedzenie się kim w ogóle jesteśmy, co tutaj robimy i jakie tajemnice kryją się w murach tego budynku.

Na papierze wygląda to nie tylko kiepsko, ale i niesamowicie sztampowo. W praktyce za to całość wypada… iście tragicznie. Początek gry to w istocie jedyny konkretny zarys fabuły całej produkcji – w dalszym etapie historia rozwijana jest poprzez nienajlepsze dialogi, które przez problemy techniczne gry często lubią się nie załadować lub zapętlić w nieskończoność. Całość niezbyt trzyma się kupy i podczas rozgrywki odnosiłem wrażenie, że twórcy do końca sami nie wiedzieli, czy chcą z tego zrobić porządny fabularnie horror, a’la właśnie pierwsze Resident Evil, czy bardziej zwykłego straszaka z wykorzystaniem lalek i wózków inwalidzkich, a’la Outlast. Finalnie… nie wyszło z tego nic.

Tormented Souls

Rozgrywka i znajome mechaniki w Tormented Souls

Tormented Souls od pierwszych chwil przypomina wspomniane wcześniej przeze mnie klasyki gatunku – zablokowana kamera, eksploracja, pomniejsze zagadki, zarządzanie ekwipunkiem. Brzmi znajomo, prawda? Większość tych systemów akurat działa całkiem dobrze. Zarządzanie ekwipunkiem jest dosyć przyjemne i po pewnym czasie staje się intuicyjne, sama eksploracja też najgorsza nie jest, chociaż gra często blokuje różne przejścia w zbyt banalny sposób. Zagadki natomiast bywają bardzo różne – po pełnym ciekawych i satysfakcjonujących łamigłówek akcie pierwszym, przychodzi akt drugi, który jest nimi zwyczajnie przesycony. Jako, że Tormented Souls nie jest zbyt skoro do dawania graczom podpowiedzi, całość dość szybko staje się irytująco męczące.

Reszta rozgrywki jest zwyczajnie… drewniana. Naprawdę ciężko się solidnie wystraszyć, kiedy nasza bohaterka zwyczajnie człapie jak kaczka zamiast uciekać, gdy potwór goni nas na wózku inwalidzkim, uderzając co chwilę wielkimi łapami o podłogę. Nie ma tutaj absolutnie żadnej dynamiki, a w żadnym wypadku nie pomagają animacje, bowiem te są niesamowicie sztywne. To samo tyczy się walki – trudno brać sytuację na poważnie, kiedy Caroline podczas celowania zamienia się w bączka dla dzieci i kręci się wokół własnej osi, animacje przy oddaniu każdego strzału wyglądają identycznie, a potwór po postrzale każdorazowo odskakuje komicznie do tyłu. Jest to jednak element jeszcze bardziej przybliżający Tormented Souls do pierwszych części Resident Evil, bo podczas rozgrywki faktycznie czuję się, jakbym grał w grę z 1996 roku z podkręconą grafiką. Szkoda tylko, że mamy 2021 rok. 

https://www.youtube.com/watch?v=LhUrfTRpj10&ab_channel=Tr%C3%B3jKast
Krótka kompilacja rzeczy, o których wspominałem w tekście.

System zapisu, czyli źródło wielu problemów

W Tormented Souls, aby zapisać grę, musimy znaleźć i skorzystać ze starego magnetofonu, wcześniej oczywiście znajdując taśmę do nagrywania. Podczas tego procesu Caroline podsumowuje wszystkie najważniejsze informacje, jakie udało nam się zdobyć od ostatniego save’a, co jest akurat naprawdę ciekawym pomysłem. System ten sprawia jednak, że nie możemy ani zapisywać, ani wczytywać naszego postępu w dowolnym momencie. A szkoda, bo wielokrotnie gra zacięła mi się podczas oglądania jakiegoś przedmiotu – zwyczajnie nie mogłem “wyjść” z podglądu danej rzeczy, co kończyło się przymusowym restartem gry i cofnięciem do poczynań z ostatniej taśmy. Tormented Souls na PlayStation 5 lubiło się też często crashować samo z siebie, co było jednym z głównych źródeł mojej frustracji podczas rozgrywki.

Oprawa audiowizualna, czyli jednak Tormented Souls się czymś broni

Oprawa audiowizualna to jedyny większy atut Tormented Souls. Grafika nie robi wielkiego szału, ale w żadnym wypadku nie jest brzydka. Uważam nawet, że obecny styl graficzny idealnie komponuje się z założeniami gameplayowymi, a dynamiczne cienie i całkiem udana zabawa światłem potęguje mroczny klimat niektórych lokacji. Pozytywne wrażenie sprawia również muzyka – to właściwie jedyny element Tormented Souls, który potrafi wywołać gęsią skórkę i poczucie niepokoju podczas rozgrywki. Pod tym względem twórcy dostarczyli.

Tormented Souls

Kopalnia świetnych pomysłów, które zostały średnio zrealizowane

Tormented Souls garściami czerpie inspiracje z gigantów gatunku. Ta gra zawiera masę dobrych i sprawdzonych już pomysłów oraz mechanik. Sęk w tym, że deweloperzy nie byli w stanie tego wykorzystać. Odkładając na chwilę prześmiewczy ton tej recenzji na bok, granie w Tormented Souls nie przynosi żadnej frajdy. Poczucie nostalgii, jakie może towarzyszyć podczas rozgrywki, nie jest w stanie przykryć niedopowiedzeń fabularnych, masy błędów czy kiepskich animacji, a w późniejszym etapie także niesamowicie frustrujących zagadek. Produkcja wyraźnie próbowała oddać hołd tuzom horrorów z lat 90., ale zwyczajnie nie mam za co. Niefortunnie dla dzieła Dual Effect i Abstract Digital Works złożyło się też, że w podobnym czasie grałem w The Medium od polskiego Bloober Team, które kompletnie deklasuje Tormented Souls.

Czy warto kupić Tormented Souls?

Jeśli jesteście wielkimi fanami klasycznych horrorów, to jest to pozycja którą można sprawdzić, tym bardziej że jej cena nie przekracza 70 PLN. Jeśli jednak nie jesteście stęsknieni za pierwszymi Residentami, lepiej odpuśćcie sobie tę przygodę i poświęćcie ten czas na chociażby The Medium właśnie. Tormented Souls w ogólnym rozrachunku mocno rozczarowuje, a to, jak gra działa, zdecydowanie nie pomaga w odbiorze całokształtu. Dobre pomysły, trafne inspiracje, solidna oprawa audiowizualna, lecz nic więcej. Pod każdym innym względem Tormented Souls zwyczajnie nie dostarcza. A szkoda.

Plusy
  • Oprawa audiowizualna
  • Inspiracje wielkimi markami
  • Eksploracja umie być przyjemna
Minusy
  • Kiepska fabuła
  • Beznadziejna narracja
  • Masa bugów
  • System zapisów, chociaż pomysłowy, tak przez notoryczne crashe gry niesamowicie irytuje
  • Zagadki od drugiego aktu są frustrujące
  • Brzydkie animacje
  • Przez aspekty techniczne Tormented Souls nie potrafi solidnie wystraszyć
  • Niewykorzystany potencjał
  • Tragiczna jakość obrazu podczas cutscenek
3.5
Ocenił Kacper Cembrowski

Recenzja powstała na podstawie rozgrywki z konsoli PlayStation 5

Recenzje gier OpenCritic