Gdy dwa lata temu świat obiegła informacja o powstawaniu gry The Invincible, na podstawie powieści Stanisława Lema o tym samym tytule, gracze byli wniebowzięci. Nie, nie dlatego, że znaczna część z nich przeczytała wcześniej Niezwyciężonego i lubuje się w prozie polskiego pisarza, ale dlatego, że pierwsze załączone obrazki z gry, prezentowały się bardzo zachęcająco. Obca planeta z pięknymi widoczkami, retro futurystyczne maszyny i ogólny design, to coś, obok czego nie można było przejść obojętnie. I nie ukrywam, że ja sam złapałem haczyk i na dzieło Starward Industries czekałem jak na mało którą rodzimą produkcję.
Czy gra sprostała moim oczekiwaniom? Nietypowo zdradzę już we wstępie, że tak, ale warto byś przeczytał resztę recenzji, gdyż jest to produkcja, której nie poleciłbym każdemu.
Stanisław Lem słusznie cieszy się w naszym kraju wielką estymą nie tylko jako pisarz, ale także filozof i futurysta. Zresztą nie tylko w Polsce, gdyż, na całym świecie jest ceniony jako jeden z pierwszych i do dziś jeden z największych autorów gatunku hard science fiction, bo choć w swojej twórczości wybiegał daleko w przyszłość, tak jednak zawsze opierał się na aktualnym stanie wiedzy, odkryciach naukowych i najnowszych teoriach.
Pomimo że od śmierci Stanisława Lema minęło 17 lat, to jego dziedzictwo intelektualne nie jest anonimowe dla większości osób, niezależnie od tego czy są fanami fantastyki naukowej. Któż bowiem nie potrafi wymienić choćby kilku jego najbardziej rozpoznawalnych dzieł, jak Solaris, Dzienniki gwiazdowe, Bajki robotów czy Opowieści o pilocie Pirxie. Ale czy wszyscy słyszeli o Niezwyciężonym? Niekoniecznie gdy pomimo iż jest to lektura godna uwagi, to Lem, był niezwykle płodnym pisarzem. Książka Niezwyciężony i inne opowiadanie zadebiutowała w 1964 roku i choć nie jest szczytowym osiągnięciem talentu pisarza, to pewnie wielu znawców jego literatury zgodzi się ze mną, że jest to chyba najlepsza powieść, od której warto zacząć przygodę z twórczością Stanisława Lema. Czy więc teraz można ją zacząć do gry? No, nie do końca, bo według mnie gra Starward Industries nie jest dosłownie grową adaptacją literackiego odpowiednika, lecz jego prequelem. Ale do tego jeszcze wrócimy. Zacznijmy od fabuły.
Poznajmy losy członków niewielkiej naukowej ekspedycji Wspólnoty Międzyplanetarnej. Pod koniec misji, kierujący nią Astrogator Novik, decyduje się na odwiedzenie w drodze powrotnej niezamieszkałej planety Regis 3, na którą za kilka tygodni ma przybyć krążownik Niezwyciężony, należący do Sojuszu, czyli innej frakcji eksplorującej kosmos. Jak się można domyśleć, ta niewinna misja badawczo-zwiadowcza nie poszła po myśli astronautów.
Budzimy się na powierzchni pustynnej planety w ciele astrobiolożki o imieniu Yasna. Kobieta nie wie, co się stało zresztą załogi oraz z nią samą, a ostatni ślad jej pamięci urwał się na pokładzie Ważki. Naturalnym więc odruchem w takiej sytuacji, zdaje się być odnalezienie kompanów i nawiązanie łączności z obecnym na orbicie Atrogatorem. Tak zaczyna się przygoda, podczas której będziemy poznawać tajemnice zaginionej załogi oraz samej planety.
Nie chcę i nie mogę zdradzić więcej, ponieważ to właśnie odkrywanie historii jest najważniejszym elementem rozgrywki. The Invincible jest bowiem prostym pierwszoosobowym symulatorem chodzenia i w kwestiach mechaniki ma niewiele do zaoferowania. Chodzimy po powierzchni Regis 3 i korzystamy z takich urządzeń jak lokalizator, wykrywacz metali czy lornetka. Najbardziej zaawansowaną mechaniką jest poruszenie się pojazdem. I muszę przyznać, że przemieszczanie się łazikiem zostało przez twórców świetnie zaimplementowane do rozgrywki i sprawia sporo frajdy.
Sercem produkcji jest więc narracja. Ta głównie prowadzona jest poprzez niezliczone rozmowy Yasny i Novika, w których najczęściej mamy możliwość wyboru kwestii dialogowych. Część rozmów możemy pominąć, gdyż gra przez ograniczony czas komunikuje nam o możliwości poprowadzenia dialogu. Jest to całkiem ciekawe rozwiązanie, pobudzające gracza do aktywności. Podczas przygody nie brakuje też narracji środowiskowej, prowadzonej poprzez porozrzucane notatki, odnajdowane dzienniki i wydobywane z maszyn negatywy dokumentujące ich aktywność.
Fabuła, sposób jej prezentacji oraz wzbogacające rozgrywkę narzędzia i mechaniki, tworzą spójną całość, od której przez około 5-6 godzin trudno się oderwać. Twórcom świetnie udało się oddać klimat powieści Lema i to na wielu płaszczyznach. Jeśli chodzi o historię, to doskonale komponuje się ona z książkowym oryginałem, zdradzając tajemnicę Regis 3, ale oczyma nowych bohaterów, a sam tytuł Niezwyciężony nabiera znaczenia głównie metaforycznego. Dla osób, które mają za sobą lekturę książkowego pierwowzoru, wiele tajemnic gry, będzie znanych od samego początku, ale jednocześnie produkcja ta wciąż będzie miała tym graczom całkiem sporo do zaoferowania. Wydarzenia bowiem ukazane są z nieco inne perspektywy, przez co twórcy mogli sobie pozwolić na kilka alternatywnych zakończeń. Te, co prawdą nie różnią się od siebie w jakiś bardzo istotny sposób i o większości z nich decydują wybory podejmowane w ciągu pięciu ostatnich minut gry, ale mimo wszystko, sprawia to, że podejmowanie decyzji obarczone jest pewnego rodzaju przyjemnym ciężarem, wynikającym z obawy przed konsekwencjami.
Sam świat gry zaprojektowany został bezbłędnie i nierzadko potrafi zachwycić pięknymi widokami. Choć akcja rozgrywa się w odległej przyszłości, to twórcy nie unowocześnili technologicznego aspektu wypraw kosmicznych i utrzymali je w konwencji retro futuryzmu, zupełnie odcinając się od technologii cyfrowej. Tworzy to niepowtarzalny klimat i wiernie trzyma się książkowej inspiracji.
Choć The Invincible nie ma otwartej struktury, to jednak wiele lokacji pozornie może sprawiać wrażenie dość rozległych i przywodzić na myśl, chociażby doskonałe Firewatch. Jest to jednak złudne wrażenie, gdyż The Invincible jest grą do bólu ograniczającą nasze działania. W związku z tym, że Yasna poza chodzeniem i bieganiem, nie dysponuje żadną motoryczną zdolnością jak kucanie czy podskok, w zasadzie wszystko stanowi dla niej przeszkodę. Niekiedy zatrzymujemy się przed kilkucentymetrowym wzniesieniem, by po chwili ze sprawnością atlety wdrapywać się metrową skałę…tylko najpierw musimy tę skałę znaleźć, bo każda taka czynność jest oskryptowana. Choć jestem miłośnikiem gatunku i gram w praktycznie w każdą chodzoną przygodówkę, tak nie przypominam sobie tytułu, w którym ograniczenia w eksploracji i pokonywaniu przeszkód były tak niewdzięczne jak Niezwyciężonym. Świat gry jest piękny i aż zachęca do odkrywania, zwiedzania, zaglądania w każdy kąt, a gra na każdym kroku krzyczy…możesz popatrzeć, ale z daleka! Nie tutaj kolego! To nie ta skałka, ta wyższa, obok! Szkoda, bo można było to zrobić dużo lepiej i to chyba niewielkim kosztem. Tym bardziej, jest to zastanawiające, bo chociażby podczas jazdy łazikiem odczuwamy więcej swobody, niż podczas pieszych wędrówek.
Jak widzicie i co zresztą już podkreślałem, oprawa graficzna potrafi zachwycić nieziemskimi widokami, ale nie tylko. Projekty maszyn, elementy wyposażenia, wnętrze łazika czy dynamiczne warunki pogodowe nie pozostawiają wiele do życzenia. Oprawa jednak miewa swoje problemy techniczne, jak dziwnie iskrzące się artefakty, czy znikające tekstury. Nie ma tego zbyt wiele, ale taż w ciągu kilku godzin zabawy, ciężko glitche wizualne przeoczyć.
Wraz z piękną oprawą wizualną, współgra dokonała, nienachalna, ale bezbłędnie oddająca ducha oryginały, oprawa muzyczna. Także aktorstwo głosowe stoi na światowym poziomie, dzięki czemu liczne dysputy Yasny i Novika, śledzi się z zainteresowaniem. Ale i w warstwie dźwiękowej zdarzają się błędy techniczne, i audio potrafi płatać figle…zresztą sami posłuchajcie.
Narracja, obraz i dźwięk, to ostatecznie najmocniejsze aspekty dzieła Starward Industries, które składają się na ambitną, artystyczną ucztę. Twórcom należą się brawa za dojrzałe i przemyślane podejście do twórczości Lema, ale też nie ustrzegli się błędów, z których część mogą jeszcze wyeliminować.
The Invincible nie jest jednak grą dla każdego i nie dlatego, że jest to produkcja zbyt ambitna, ale dlatego, że nie ma wystarczająco dużo argumentów, by przekonać do siebie graczy stroniących od Walking sim’ów. A i fani gatunku, mogą niekiedy kręcić nosem, bo gra uwodzi nas i nieustanie kusi nieosiągalnym. Z czasem się do tego przyzwyczajamy, ale nie każdemu do tego czasu wystarczy cierpliwości.
Z pewnością Niezwyciężonego zapamiętam jako dobrą a być może i nawet bardzo dobrą grę, która mogła być czymś więcej, niż symulatorem chodzenia.