Recenzja Stray Gods. Nowa gra scenarzysty Dragon Age

Stray Gods Recenzja
Stray Gods Recenzja

Stray Gods to projekt, który pomimo naprawdę niszowej tematyki ma szansę na znalezienie jakiegoś rozgłosu. David Gaider, pracownik BioWare pamiętający czasy Baldur’s Gate 2 i osoba odpowiedzialna za scenariusz serii Dragon Age, postanowił pójść na małą emeryturę od wysokobudżetowych hitów i zająć się czymś, co mu w duszy gra. Dosłownie i w przenośni. Jego kolejnym projektem jest bowiem… musical.

To trochę sytuacja z rodzaju zmęczonego życiem pracownika korporacji, który po latach robienia dla kogoś postanawia w końcu stworzyć coś własnego, mniejszego i artystycznego. Co nie znaczy, że zupełnie nie na pokaz, bo korzystając ze swoich kontaktów, ściąga do nowo założonego studia innych cenionych twórców, w tym znanych na całą branżę aktorów głosowych, czyli Troy’a Bakera wraz Laurą Bailey. Dlatego więc, choć tematyka to niszowa, Stray Gods może uzyskać poklask i przyciągnąć do gatunku osoby, które dotychczas niezbyt się nim interesowały.

Jako Grace podczas przesłuchania na członków zespołu muzycznego, natrafiamy na kogoś nietypowego. Przychodzi do nas sama Kalliope, grecka muza odpowiedzialna niegdyś za poezję epicką. Sprawa komplikuje się, gdy owa bogini zostaje zabita, a z dogorywającego ciała ulatnia się dusza, która wchodzi w ciało Grace. Nie trzeba długo czekać, by stało się jeszcze dziwniej. O zabójstwie dowiadują się inni bogowie, którzy pragną zabić Grace jako jedyną podejrzaną w śledztwie.

Protagonistka dostaje jednak szansę, by udowodnić, że jest niewinna. Wysłana na miasto, ma za zadanie odszukać sprawcę lub ślady, które będą do niego prowadziły. Jednocześnie musi odnaleźć się w nowej rzeczywistości, gdzie prawdziwe bóstwa kroczą między śmiertelnikami. Mieszkańcy Olimpu, jak to bywa w realiach urban fantasy, przenieśli się do współczesnej metropolii i zamieszkując drapacze chmur, oddają się dekadenckiemu życiu.

Sprawę ma ułatwić fakt, że wraz z przejęciem duszy Kalliope, Grace sama stała się boginią i uzyskała dostęp do jej mocy, czyli głównej mechaniki gry. Bohaterka tego iście boskiego kryminału może zmusić innych do śpiewu, podczas którego ci otwierają swoje uczucia  i w zwrotkach przekazują własne myśli, bolączki i wszystko inne, co może nam pomóc w zmianie ich nastawienia lub przekonania do wyjawienia sekretów mogących mieć jakiś związek z zabójstwem muzy.

Jak widać, gra ładnie wplątuje musicalowy zamysł w realia świata przedstawionego i tu muszę z miejsca pochwalić i po cichu przeprosić autorów. Nie jestem wielkim miłośnikiem musicali. Jasne, znam i lubię najpopularniejsze filmy, ale nie jest to definitywnie mój sposób przedstawiania opowieści. Często piosenki mnie męczą i wydają się sztucznym wypełnieniem akcji. W Stray Gods twórcy wyszli z tego obronną ręką i musicalowe wstawki nie przeszkadzają, jak sądziłem, że będą.

To nie tak, że cała gra jest w formie śpiewanej. To tradycyjna opowieść, a musical zazwyczaj występuje w momentach kulminacyjnych jakichś wydarzeń, kiedy Grace używa swoich mocy i przymusza do katarktycznego śpiewu. Podczas tego typu scen mamy możliwość wpływać na pieśniarza, wybierając ton kolejnej zwrotki. Wybór ten ma formę czasową, bo musimy dołączyć do śpiewu, ale w gruncie rzeczy sprowadza się to do klasycznej formy wyboru dialogowego, a nie gry rytmicznej.

Skoro o dialogach mowa, to właśnie w nich najbardziej widać dziedzictwo Davida Gaidera i dorobku projektu narracyjnego serii Dragon Age. Dostajemy charakterystyczne kółko znane z części drugiej i Inkwizycji, na którym jasno zaznaczone zostały emocje wypowiedzi, która linia jest tylko pytaniem, która prowadzi do rozwoju romansu itd. Dobrze wpasowuje się to w charakter gry, choć znajdą się osoby, dla których, podobnie jak w wymienionej serii RPG, będzie to znaczne uproszczenie.

No ale dobrze, czym w ogóle jest Stray Gods, oprócz tego, że ma elementy musicalu? Podtytuł tego dzieła dumnie głosi The Roleplaying Musical, więc możemy się spodziewać, że będzie to pełnoprawna gra RPG. Niestety tak nie jest. Produkcja Summerfall Studios to tak naprawdę visual novela, przy graniu w którą należy zapomnieć o elementach RPG. Pewnie, wybieramy tu kwestie dialogowe, a postać może kreować swój charakter, ale to właściwie wszystko.

Chętnie zapoznałbym się z całością w postaci komiksu lub filmu animowanego, bo w formie interaktywnej sprawdza się tak sobie. Elementy gry nie są tu wystarczająco znaczące, przez co całość sprowadza się do przeklikania przez dialogi od jednej sceny muzycznej do drugiej. Oczywiście gra oferuje rozgałęzienia fabularne, ale nie jest to typ rozgrywki, który sprzyjałby zaangażowaniu podczas leżenia z padem w ręku przy konsoli. Na Switchu lub na komórce sprawdziłby się jednak całkiem dobrze.

Poza tym, że ma nieintuicyjny interfejs, w którym czasem ciężko odczytać, kiedy przycisk ma stan do kliknięcia, a kiedy nie, nie sposób się tu do niczego przyczepić. Oczywiście wtedy, gdy zaakceptujemy fakt, że wbrew podytułowi, żadna to gra roleplay, a zwyczajna visual novelka, tyle że zrobiona z dużym budżetem i większym rozgłosem, niż statystyczny przedstawiciel gatunku.

Stray Gods potrafi zaciekawić. To dobra opowieść dająca namiastkę The Wolf Among Us, co podkreśla charakterystyczna komiksowa stylistyka gry. Może umilić fanom Telltale czekanie na przedłużający się debiut przyszłorocznej drugiej odsłony przygód Wielkiego Złego Wilka. Śledztwo prowadzone przez Grace jest interesujące, a postacie bóstw zostały naprawdę dobrze napisane. Tak, o tobie mowa Apollo, ty cosplayerze Złego Wilka. Nie boi się poruszać nietypowych kwestii, np. stresu pourazowego, który skutkuje tym, że pewna bogini co jakiś czas popełnia samobójstwo i przenosi swoją duszę do innych ciał, bo nie może znieść bólu psychicznego.

Stray Gods to dobra gra, ale z ogromnym zastrzeżeniem. Jeśli nie spodoba wam się fabuła, tak naprawdę nic już ona wam nie zaoferuje. Choć śledztwo prowadzone przez Grace śledziło się z zainteresowaniem, a elementy musicalu fajnie to urozmaicały, zawiodłem się na ilości gry w grze. Gdyby ktoś prosto z mostu powiedziałby mi, czym owy tytuł będzie, pewnie podchodziłbym z innym nastawieniem. A tak, no cóż… Dostałem po prostu visual novel. Znakomitą w swoim gatunku, to prawda, ale tylko visual novel. Dlatego też polecam ją konkretnej grupie osób, które wiedzą, z czym się je ten gatunek i czego po nim oczekiwać. Jak ktoś zgodnie z zapowiedziami nastawiał się na muzycznego RPG-a, srogo się zawiedzie.

Plusy
  • Bardzo dobra opowieść i sylwetki postaci
  • Musicalowe wstawki mają sens
  • Stylistyka przypominająca The Wolf Among Us
Minusy
  • To visual novel, a nie RPG
  • Niezbyt responsywny interfejs
8
Ocenił Robert Chełstowski
Xbox One

Recenzja powstała w oparciu o rozgrywkę z konsoli Xbox One

Recenzje gier OpenCritic