Parę miesięcy temu, gdy debiutujące studio Jutsu Games opublikowało Rustler we wczesnym dostępie, opinie były średnio przychylne dla Polaków. Nie brakowało krytycznych uwag dotyczących sterowania, błędów technicznych, nie wszystkim przypadł do gustu specyficzny humor w dialogach i zadaniach. Mimo wszystko, Jutsu Games dosyć sprawnie wzięło się do roboty i pod koniec sierpnia przedstawiło pełną wersję swojej produkcji. Czy warto zagrać w Rustler, które zostało ochrzczone jako GTA w średniowieczu? Rzecz jasna, mówimy tu o GTA z czasów studia DMA Design, które rozpoczęło ten kultowy cykl gier. Czasów z ubiegłego wieku, gdy złodziej samochodów był obserwowany przez nas z lotu ptaka (top-down).
Rustler mieliśmy okazję ogrywać wcześniej – Konrad wersję kickstarterową, a ja tą z Early Access. Decyzja o poczekaniu do premiery była dobra, Rustler jest grą, której wczesny dostęp zdecydowanie pomógł.
Rustler skupia się na historii Guya, takiego protoplasty dzisiejszego gangstera. Jest to chłopak z biednej wioski, który musi mierzyć się z ciężkimi czasami feudalnej (nie)sprawiedliwości i inkwizycji oraz z innymi przymiotami średniowiecza. Guy wraz ze swoim kolegą Buddym spędza czas na kradzieżach koni, piciu alkoholu i okazyjnym dawaniem w mordę łebkom z okolicznych wiosek. Nagle otwiera się przed nimi okazja na zdobycie sławy – udział w tzw. Wielkim Turnieju. Jednak zanim do tego dojdzie, Guy będzie musiał wykonać szereg wymyślnych zadań i zgromadzić dużo pieniędzy, aby się tam dostać.
Rustler, jak widać, już w samym zamierzaniu, skupia się na tym, żeby przypominać GTA nawet w najdrobniejszych szczegółach. Polski projekt wyróżnia się jednak specyficznym humorem i wieloma odniesieniami do popkultury. Znalazło się tutaj miejsce dla kilku świetnych gagów, dla kilku niezłych i niektórych po prostu głupich. Poziom humoru w Rustler można określić na tej zasadzie, jakby każdy z programistów maczających palce przy Rustler, chciał dodać coś od siebie, przez to, nie wszystkie gagi będą to dla każdego śmieszne. Jest kilka nawiązań do legendarnego Monty Pythona (screen poniżej), jest świetna misja przy akompaniamencie zespołu Queen, ale również zaimplementowano do gry możliwość pierdzenia i bekania. Mi najbardziej do gustu przypadły smaczki związane ze strażą, która nas goni na koniach – ma wtedy na sobie niebiesko-czerwone światła. Absurdalny, ale prosty i śmieszny gag.
Rustler to gra dziejąca się w otwartym świecie. Sposób prowadzenia gry jest również kropka w kropkę jak ten znany z GTA. Mamy więc główną oś fabularną oraz wiele zadań pobocznych, podczas których wykonamy misje dla grabarza, księdza, rapera (nie pytajcie skąd się wziął), czy hiszpańskiej inkwizycji. Nie jest to duży obszar, ale znalazło się miejsce dla kilku wiosek, dwóch miasteczek, gdzie odbywają się walki MMA, czy wyścigi konne. Względem pierwszego mojego spotkania z grą, dodano chociażby możliwość kupowania posiadłości (a te przysłużą się nam do pasywnego dochodu i zapisu stanu gry). Rzecz mała, a cieszy i również przywołuje nam wspomnienia z serią Rockstara. A w jaki sposób do gry dodano radio? Guy musi podejść do barda i go uderzyć, wtedy bard chodzi za nami i gra na swoim instrumencie. Fenomenalne, a niektórzy z bardów potrafią nawet beatboxować!
Mimo wszystko brakuje trochę więcej aktywności w grze. To produkcja na 8-10 godzin, niby nieźle jak na indyka, ale po prostu zaczyna wiać nudą w drugiej połowie gry. Grze nie pomaga z pewnością słabe sterowanie konno. Gdy dysponuje się bardzo szybkim koniem, ciężko jest nim manewrować. Często zdarza się tak, że lądujemy na pierwszej lepszej przeszkodzie lub, co gorsza, rozjeżdżamy kogoś i goni nas policja. To utrudnia skończenie misji, a w ich trakcie nie ma checkpointów. Bywa tak, że misja jest rozciągnięta na kilkanaście minut, podczas której przemierzamy mapę wzdłuż i wszerz. Na szczęście policję da się zgubić – jeśli uda nam się uciec, ale możemy też skorzystać z przefarbowania naszego wozu, wróć, konia lub podrzeć plakaty z naszą podobizną, które są rozwieszone po całej mapie.
Mam też problem z oprawą audiowizualną, bo o ile bardów, czy dźwięków słucha się świetnie, tak „blablanie” postaci zamiast normalnych dialogów jest po prostu słabe. Grafika jest również przeciętna, Rustler nie ma podejścia do wielu top-downów z tego roku, nie mówię tu tylko o jakimś The Ascent, ale w ogóle.
Rustler to przykład ciekawej gry, która z jednej strony ma na siebie pomysł, a z drugiej – widać przerost formy (tego pomysłu) nad treścią. Interesująca próba stworzenia GTA w średniowieczu, która jednak nie ma startu do kultowych gier DMA Design. Humor, czasem lepszy, czasem gorszy nie zastąpi treści, czy dobrego sterowania. Jutsu Games pomysłów miało sporo, wiele z nich okazało się udanych, ale ciągle czegoś tutaj brakuje.
To może być w przyszłości kandydat do Game Passa. W sumie gdyby polskie studio miało trochę więcej środków, potrafiłoby coś więcej z Rustlera wycisnąć. To, co dostaliśmy, nie jest wcale najgorsze, ale poczekajcie może z zakupem do pierwszych promocji, sprawdźcie demo – kupując w ciemno możecie się srodze zawieść. Poniżej zostawiam Was z opinią Tomka, który również do Rustler podchodził dwukrotnie.
Jakiś czas temu miałem okazję pograć w Rustler we Wczesnym Dostępie na Steam. Wtedy tytuł zdecydowanie nie powalił mnie na kolana i odchodziłem zniechęcony do dalszej gry. Słabe sterowanie, nuda i uboga oprawa audiowizualna to poprzeczki, których nie byłem w stanie przeskoczyć. Po około pół roku chyba niezbyt wiele się zmieniło i gra pozostaje raczej żartem o GTA w średniowieczu, niż pełnoprawnym tytułem. Nie udało się poprawić największych problemów. Nie dodano do gry także nic specjalnie urozmaicającego rozgrywkę. Niestety nie wykorzystano uwag graczy testujących grę w Early Access. Szkoda, bo nadal uważam, że ten patent ma potencjał i Rustler jest dobrym szkieletem dla przyjemnej gry. Niestety sam szkielet to zdecydowanie za mało by zagwarantować komuś dobrą zabawę. No, chyba że mówimy o nekrofilach.
Tomek Piotrowski