Odnoszę wrażenie, że superbohaterowie zaczynają się już nieco przejadać części odbiorców. Nic w tym jednak dziwnego, skoro większość z filmów Marvela i DC wygląda niemalże bliźniaczo, a jedynie niektóre z ich produkcji zapadają na dłużej w pamięci. Dobrze więc, że istnieje taka marka jak One Punch Man, która bierze koncept superbohaterstwa i robi sobie z niego żarty. Anime na bazie internetowej mangi z miejsca stało się hitem i tylko kwestią czasu było pojawienie się growej adaptacji historii Saitamy. Czy jednak One Punch Man: A Hero Nobody Knows jest czymś więcej niż tylko prostą bijatyką żerującą na licencji popularnej serii?
Już na samym początku warto zaznaczyć, że A Hero Nobody Knows nie opowiada tej samej historii, co manga i anime. Nie miałoby to po prostu większego sensu, skoro głównemu bohaterowi wystarczy zaledwie jeden cios by pokonać każdego przeciwnika. Twórcy zdecydowali się zatem na uczynienie protagonistą ich opowieści dopiero zaczynającego swoją karierę bohatera, którego ścieżki będą od czasu do czasu krzyżować się ze ścieżkami Saitamy. Nie należy się jednak spodziewać zbyt wiele wartości dodanej do fabuły serialu. A Hero Nobody Knows to w gruncie rzeczy retelling historii Saitamy tyle tylko, że ukazany z innej perspektywy. Główny bohater gry pozbawiony jest jakiejkolwiek osobowości, a pojawiające się od czasu do czasu drzewka dialogowe nie mają absolutnie żadnego wpływu na cokolwiek.
Najlepszym z tego wszystkiego okazuje się natomiast fakt, że wybranie na głównego bohatera kompletnie nieznaną nikomu postać, umożliwia graczom stworzenie swojego wymarzonego herosa niemalże od podstaw. Kreator postaci w grze jest całkiem rozbudowany i pozwala na stworzenie absolutnie absurdalnie wyglądających bohaterów, jak chociażby człowiek-kaczka z szyszkami w miejscu sutków. Początkowo nie mamy co prawda zbyt dużej ilości akcesoriów, ale w raz z rozwojem fabuły sklepy w grze oferują coraz to więcej produktów. System ten współgra prześwietnie z faktem, że łącząc się z serwerami gry, ulice miasta zapełnią się innymi graczami, od których nie tylko zapożyczyć będziemy mogli pomysły na nasz wygląd, ale także wymienić uprzejmości. A Hero Nobody Knows nie jest jednak w żadnym wypadków grą MMO i kontakt z innymi graczami jest dość ograniczony, a samo Hero City służy głównie za miejsce kupowania nowych ubrań oraz sposób twórców na wydłużenie rozgrywki zmuszając gracza na bieganie z miejsca na miejsce.
Zdecydowanie lepiej wypada clou gry, czyli pojedynki z potworami odbywające się tutaj na przestronnej arenie zapewniającej graczom swobodę ruchu niczym w grach z serii Dragon Ball. Co więcej, spersonalizować możemy nie tylko wygląd naszego bohatera, ale także jego styl walki oraz ataki specjalne. Nowych stylów i umiejętności uczymy się od napotkanych w trakcie zadań bohaterów i choć domyślnie zaczynamy z gołymi pięściami, nic nie stoi na przeszkodzie by zmienić naszą taktykę i chwycić za miecz lub dziwaczny plecak z mechanicznymi odnóżami. Styl walki można zmienić w każdym momencie z poziomu menu gry, o ile akurat nie jesteśmy w trakcie walki, i nie kosztuje nas to zupełnie nic. Niestety w praktyce okazuje się, że zdecydowaną większość przeciwników można bezproblemowo pokonać naparzając w klawisz lekkiego ataku tak długo, aż biedak straci całe swoje życie. Toteż One Punch Man: A Hero Nobody Knows zamienia się w pewnym momencie w bezmózgiego clickera urozmaicanego od czasu do czasu po naładowaniu się specjalnego paska przez możliwość wykonania ataku specjalnego. Boli to o tyle, że dość przydługawy samouczek pokazuje nam krok po kroku jak łączyć lekkie i silne ataki w nieliczne dostępne w grze kombosy.
Czasem w walce wspomóc nas może jeden z naszych kolegów po fachu, o czym informowani jesteśmy tuż przed pojedynkiem. Wówczas na ekranie pojawia się dodatkowy licznik, po którego wyzerowaniu na arenę wpada nowy grywalny bohater mający za zadanie pomóc nam w starciu. To samo tyczy się potworów, aczkolwiek ich pomocnik zazwyczaj nie dobiegał na czas, bo cała zabawa kończyła się zamieceniem przeciwnikiem podłogi w kilkanaście sekund. Od czasu do czasu na polu walki pojawią się też dronki zrzucające specjalne boosty, a także wydarzenia specjalne, jak chociażby wpadający na chwilę bohater, który akurat walczył gdzieś obok. Rozbija to trochę znużenie, ale niestety nie zmienia faktu, że A Hero Nobody Knows to okropnie powtarzalna gra.
Wszystkie misje fabularne spokojnie można by było przejść w niecałą godzinkę, bo są to w przeważającej ilości pojedyncze walki znane fanom anime z ekranów ich telewizorów. Twórcy, poniekąd słusznie, zdecydowali, że to raczej nie przejdzie i w celu wydłużenia rozgrywki co kilka zadań wymagają od gracza osiągnięcia odpowiedniej ilości punktów zdobywanych za wykonywanie zadań. Fabularnie ma to sens – w końcu w pniemy się po szczeblach kariery bohatera i najzwyczajniej w świecie musimy dać światu o sobie znać. Niestety zamienia to też grę w jeden wielki grindfest wymuszający na nas powtarzanie przez następną godzinę identycznie wyglądających pojedynków zlecanych przez agencję bohaterów, na których spędzamy tyle samo czasu, co na ekranach ładowania między nimi.
Za źródło punktów posłużyć nam też mogą rozsiane po mapie miasta questy zlecane przez jego mieszkańców, bo poza walkami oferują one nieco więcej mięska w postaci malutkich historyjek. Problem w tym, że nie tylko ich jakość jest różna i przy większości można spokojnie przysnąć, ale w dodatku stosunek ilości punktów do czasu potrzebnego na ukończenie takowego questa wypada zdecydowanie mniej korzystnie niż gdybyśmy mieli łupać walkę za walką, a w dodatku zyskujemy możliwość odmóżdżenia się i wykorzystania tego czasu na skończenie posłuchanie podcastu bądź audiobooka.
Nie można też nie wspomnieć o dramatycznym stanie technicznym tego tytułu. Powiedzieć w tym przypadku, że gra gubi klatki to jak nie powiedzieć nic. Na całe szczęście w trakcie walk nie ma z tym absolutnie żadnych problemów, ale już poza nimi, kiedy biegamy po uliczkach miasta momentami można odnieść wrażenie, że niska liczba FPS-ów to efekt zamierzony mający przypominać animację poklatkową. Chciałbym móc powiedzieć, że A Hero Nobody Knows nadrabia ten stan rzeczy piękną oprawą graficzną, wyciskając z konsoli ostatnie poty, ale nie dość, że wygląda on po prostu nieźle to wiele do życzenia pozostawia również rozdzielczość sprawiająca, że wszystko nieco bardziej od nas oddalone, włączając w to twarze bohaterów, zamienia się w obrzydliwy zbitek pikseli. Gdyby tego było mało, granie w A Hero Nobody Knows uczy cierpliwości, bo czekać musimy na dosłownie wszystko, włączając w to pojawiających się na naszych oczach NPC-ów, a nawet menu gry.
One Punch Man: A Hero Nobody Knows to idealny przykład “guilty pleasure”, bo choć narzekam na niego okropnie, grając bawiłem się zaskakująco dobrze. To nadal produkt pod wieloma względami okropnie zaniedbany – rozpikselowany, tnący i nieziemsko powtarzalny, ale ma w sobie to coś, co może przyciągać. Po ciężkim dniu w pracy wykonanie kilku niewymagających myślenia questów i sklepanie dziobów paru kaczkom wielkości konia było dokładnie tym, czego potrzebowałem, a nieco głupawy momentami humor dorzucał swoje trzy grosze do poprawienia mi nastroju. Zatem jeżeli potrzebujecie dokładnie czegoś takiego, A Hero Nobody Knows jest całkiem niezłą opcją, choć niestety musicie pamiętać, że tytuł ten pod wieloma względami pozostawia wiele do życzenia.