Cuda się zdarzają! Przynajmniej tak mi się wydaje po tym, gdy okazało się, że cykl Katamari powraca. Seria w ostatnich latach dostała dwa rimejki starszych gier, które chyba wykręciły zadowalający wynik. Dzięki temu Bandai Namco zdecydowało się na wydanie zupełnie nowej gry z te kolorowej i zakręconej serii. Czy Once Upon A Katamari okaże się sukcesem?
Once Upon A Katamari to najnowsza odsłon cyklu, który debiutował ponad 20 lat temu na drugim PlayStation. Jest to także pierwsza zupełnie nowa odsłona serii, jaka pojawiła się na rynku w przeciągu ostatnich kilkunastu lat. Przez ten czas fani serii mogli sięgać po klasyki, ich odświeżone wersje lub gry na telefony, które nie były najlepsze. Mamy więc spore wydarzenie dla maniaków Katamari. Zwłaszcza, ze gra dowozi i jest jedną z fajniejszych odsłon serii o toczeniu magicznej kulki. Nowy tytuł wylądował na PC, PS5, Nintendo Switch i Xbox Series. My graliśmy w wersję na konsolę Sony.
Ratujemy czas
Fabuła Once Upon A Katamari jest zakręcona i pasuje idealnie do ducha serii. Król kosmosu podczas grzebania w starych śmieciach znajduje zabawkę. Wymachuje nią tak, ze w końcu wypada ona mu z dłoni, leci sobie w kosmosie i rozwala Ziemie na drobny maczek. Nie wszystko jednak stracone. Jak Książę wybieramy się ze specjalną misją na statku kosmicznym. Naszym celem bezie znalezienie fragmentów katamari w różnych epokach, by odbudować Ziemię i przywrócić ją do dawnego stanu. Nikt zbytnio nie przejmuje się tragedią miliardów ludzi i kosmiczna rodzinka urządza sobie wycieczki do różnych czasów. Na nas oczywiście spada ciężka robota. Odwiedzamy epokę samurajów, Dziki Zachód, prehistorię, antyk i jeszcze kilka innych okresów. Wszędzie wprowadzamy chaos i wyczyniamy niestworzone rzeczy po to, by znajdować fragmenty katamari i zdobywać paliwo dla naszego statku kosmicznego, który podróżuje też w czasie.
Całość jest absurdalna i przekomiczna w najlepszym tego słowa znaczeniu. To taka mega pozytywnie zakręcona i kreatywna gra. Ratowanie świata polega tutaj bowiem na wykonywaniu absurdalnych zadań jak toczenie greckich filozofów, zbieranie drewna do budowy łodzi czy karmienie kogoś poprzez wpychane go na jedzenie. Wszystko to jest zabawne i buduje urok tej zwariowanej produkcji.
Kulki górą
Once Upon A Katamari trzyma się fundamentów serii i nie wnosi do rozgrywki żadnej wielkiej rewolucji. Gameplay bazuje na trywialnie prostym pomyśle toczenia magicznej kulki po mapie. Nasza postać, czyli Książę kosmosu popycha kulkę po planszy i zbiera rozsypane po mapie rzeczy. Przedmioty mniejsze od naszej kulki przyklejają się do niej podczas gdy większe są nie do ruszenia. Wraz z przyczepianiem się większej ilości rzeczy do naszej piłeczki, staje się ona większa i może przyczepiać do siebie większe rzeczy. Zabawą jest więc toczenie kuleczki po mapie, tak by stawała się coraz większa i tak, aby można było złapać coraz więcej rzeczy.
Once Upon a Katamari rozwija dotychczasową formułę w kilku ciekawych kierunkach. Do gry wprowadzono nowe patenty, które mają wpływ na przebieg rozgrywki. Pojawiają się specjalne zdolności, takie jak przyciąganie obiektów z większej odległości, spowolnienie czasu, a także narzędzia pomagające odnajdywać ukryte przedmioty. Są one porozsiewane po planszach i możemy na raz posiadać jedn a z tych rzeczy i aktywować ją w momencie, gdy wydaje się przydatna. To drobne, ale mile widziane urozmaicenia, które nie zaburzają prostoty oryginału, a jednocześnie pozwalają graczowi poczuć, że jego działania mają większy wpływ na przebieg zabawy.
Dla wielu nie zabrzmi to jakoś specjalnie porywająco ani przesadnie ciekawie. Jednak cała siła Katamari tkwi w tym jak to wszystko jest pomysłowe i zakręcone. Zaczynamy od zbierania pinezek i drobinek kurzu a kończymy na toczeniu wieżowców, wielorybów i wysp. Łapanie coraz to większych rzeczy sprawia olbrzymią frajdę i co chwilę jesteśmy zaskakiwani czymś nowym i szalonym. Podczas zabawy chce się zebrać tak dużo jak to możliwe i zobaczyć wszystkie rzeczy, jakie da się pochwycić. Całość jest też fajnie prowadzona, bo wraz z postępami w grze toczymy coraz większe i większe rzeczy, przez co wpada tutaj syndrom jeszcze jednego poziomu przed snem. Dla mnie to po prostu magia.
Jest fajnie
Do tego ten schemat ma trochę różnych urozmaiceń i plansze oferują nam różne wyzwania. Wszystko kręci się wokół tego samego założenia, ale jest modyfikowane w pomysłowe sposoby. Mamy standardowe plansze, gdzie nasza kulka musi osiągnąć odpowiedni rozmiar w limicie czasu. Są też plansze, gdzie należy zbierać przedmioty odpowiedniego typu i zdobyć ich najwięcej. Pojawiają się zadania, gdzie musimy unikać zebrania rzeczy danego typu. Ciekawymi wzywaniami są te, gdzie możemy przykleić do siebie tylko określoną ilość rzeczy. Wtedy należy kombinować, co nam może najbardziej się opłacać. Wyzwaniem może być zebranie najcenniejszych przedmiotów lub na przykład największych rzeczy na planszy. Obok tego mamy też zakręcone levele jak wyścig, gdzie pędzimy po trasie wyprzedzając rywali powoli stając się większą kulką, by wszystko pochłonąć.
Wszystko to daje solidną różnorodność i srprawia, że Once Upon A Katamari szybko się nie nudzi. Na dokładkę żywotnosć tytułu wzrasta przez kilka dodatkowych rzeczy. Po pierwsze na mapach mamy ukryte korony, specjalny prezent i kuzynów Księcia. Mamy wiec motywacje do ponownego dowiedzania plansz i zaliczania ich na sto procent. Po drugie w grze j
est też tryb multiplayer, gdzie rywalizujemy z innymi w toczeniu kulki. KatamariBall pozwala grać online w 4 osoby lub zmierzyć się samemu z komputerem. Jest to fajny dodatek do super gry.
Grafika i muzyka
Nie sposób mówić o Once Upon a Katamari bez wspomnienia o charakterystycznej oprawie wizualnej. Mamy klasykę w nowej jakości dzięki przeniesieniu wszystkiego do współczesnych rozdzielczości. Świat kolorów, kształtów i dziwacznych kombinacji, który można kochać lub nie rozumieć, ale nie da się przejść obok niego obojętnie. Grafika utrzymana jest w stylu charakterystycznym dla serii – pastelowe barwy, lekko kanciaste modele postaci i przedmiotów oraz absurdalne proporcje świata, który wydaje się być w połowie zabawką, w połowie snem. Nie ma tu realizmu, ale jest za to mnóstwo stylu i oryginalności. Wszystko tętni życiem i humorem, a każda scena przypomina ruchomy kolaż pełen chaosu, który mimo wszystko układa się w spójną całość. Grafika bardzo basuje do fabuły i rytmu rozgrywki. Całość jest po prostu sympatyczna i lekko komiczna. Do tego ten styl jeszcze potęguje niektóre gagi, na jakie natrafimy na planszach.
Równie ważnym elementem doświadczenia jest dźwięk. Muzyka w Once Upon a Katamari to mieszanka jazzu, popu, elektroniki i japońskiego szaleństwa. Każdy utwór został stworzony tak, by idealnie pasować do rytmu gry – energicznego, lekko absurdalnego i nieprzewidywalnego. Dźwięki przyklejających się obiektów, reakcje Króla Kosmosu i dźwięki otoczenia tworzą wrażenie symfonii chaosu, która doskonale współgra z tym, co dzieje się na ekranie. Dla fanów serii to także powrót do charakterystycznych motywów muzycznych, które od razu przywołują wspomnienia dawnych części. Wydano także DLC ze starymi kawałkami, które można odpalić w trakcie naszej przygody.
Radocha na sto dwa!
Frajda i czysta radocha to chyba najbardziej pasujące hasła na moje odczucia co do najnowszej odsłony cyklu Katamari. Once Upon A Katamari jest po prostu cudne i to świetny powrót genialnej serii. To jeden z tych zaskakująco prostych, ale niezwykle pomysłowych tytułów, które skrywają w sobie nieograniczone pokłady radochy. Trudno mi to inaczej opisać, ale ten tytuł ma w sobie po prostu coś magicznego. Niby mamy tutaj prostotę, która powinna się nudzić. Jednak tak nie jest. Wszystko od fabuły poprzez oprawę graficzną aż do rozgrywki sprawia, że człowiek musi się uśmiechać.
Katamari ma moc!
Once Upon A Katamari to raczej bezpieczny sequel. Tytuł nie wywraca formuły do góry nogami. To bardziej dopracowanie całości i rozwiniecie różnych elementów. Dla mnie to w zupełności wystarczy, bo Katamari to jeden z tych super pomysłów, które sprawdzają się świetnie. Miałem tonę radochy z pokonywania każdej planszy i powtarzania misji w poszukiwaniu koron. Jeszcze pewnie wrócę do tej gry, by zaliczyć wszystko na 100%. To prawdziwa perełka i jako fan jestem mega zadowolony, że Once Upon A Katamari wyszło tak dobrze. Teraz trzymam kciuki, by za jakiś czas pojawiły się kolejne nowe gry z tej magicznej serii, bo zasługuje ona na sukces.





