Recenzja Lust from Beyond. H.P. Porncraft

Recenzja Lust from Beyond

WAŻNE: Lust from Beyond zawiera liczne sceny gwałtu oraz nawiązania do nich, więc jeżeli jest to dla was trudny temat, stanowczo odradzam sięganie po tę produkcję.

Seks w grach nie jest już niczym zaskakującym. Od lat gracze mogą cieszyć się widokiem wirtualnych piersi tudzież, okazjonalnie, penisa. Niemniej, rzadko kiedy seks staje się centralnym elementem gry, a tak właśnie jest w przypadku Lust from Beyond autorstwa polskiego studia Movie Games Lunarium. Nie ma to jednak być zaledwie interaktywna pornografia, a tytuł zdecydowanie bardziej ambitny, próbujący przełamać pewne tabu i opowiedzieć historię mocno opartą właśnie o ludzką seksualność. Lust from Beyond sklasyfikować można byłoby więc jako psychologiczno-seksualny horror, a to już brzmi zdecydowanie bardziej intrygująco, nieprawdaż?

Kraina Rozkoszy

Lust from Beyond przyciąga przede wszystkim dość niecodziennym zamysłem fabularnym, zakładający, że poza światem materialnym istnieje również Lusst’ghaa – Kraina Rozkoszy, do której wybrańcy mogą wkroczyć, oddając się cielesnym uciechom.  Kwestią czasu było założenie kultu czczącego to dziwne miejsce oraz jego mieszkańców, którego członkowie ku uciesze swoich nowych bogów oddawali się wszelakiego rodzaju dewiacjom, praktykując przy tym rytualny seks. O wszystkim tym dowiadujemy się z perspektywy Victora Hollowaya – antykwariusza dręczonego przez niepokojące wizje, w których przemierza korytarze Lusst’ghaa. Poszukując rozwiązania swojego problemu u doktora Austerlitza z Bleakmoor, wplątuje się jednak w sam środek konfliktu pomiędzy dwoma odłamami Kultu Ekstazy.

Recenzja Lust From Beyond (2)
Wymiar Lusst’ghaa miejscamy wygląda oszałamiająco.

Należy w tym miejscu wspomnieć, że Lust from Beyond to bezpośrednia kontynuacja Lust for Darkness z 2018 roku, ale jej znajomość nie jest w najmniejszym stopniu wymagana do zrozumienia historii „dwójki”. W przeciwieństwie do pozostawiającego więcej pytań niż odpowiedzi oryginału, kontynuacja powinna w pełni zaspokoić waszą ciekawość, choć nie należy spodziewać się tutaj głębi chociażby Silent Hilla. Co ciekawe, w przeciwieństwie do większości „symulatorów chodzenia”, w Lust from Beyond jest zaskakująco mało czytania, a zdecydowana większość informacji prezentowana jest poprzez rozmowy, pozwalając graczowi niekiedy na dokonanie pomniejszego i, szczerze mówiąc, nic nie wnoszącego rozgrywki wyboru. Jakość gry aktorskiej wprawdzie nie powala, ale i tak stoi ona o klasę wyżej w porównaniu do diabelnie drewnianego Lust for Darkness.

Mechaniczna impotencja

Niestety, poza całkiem interesującą fabułą Lust from Beyond nie ma zbyt wiele do zaoferowania. U podstaw jest to dość toporny symulator chodzenia, którego rozgrywkę twórcy starali się urozmaicić jak tylko mogli. Poza szwendaniem się po, przyznam, całkiem nieźle prezentujących się lokacjach i rozwiązywaniem prostych zagadek, od czasu do czasu przyjdzie nam przekraść się pomiędzy patrolującymi teren entuzjastami BDSM oraz dominami tudzież w ostateczności chwycić za nożyk lub pistolet. W odrażająco pięknej krainie Lusst’ghaa, przypominającej swego rodzaju miks twórczości Beksińskiego, Lovecrafta i Gigera, z kolei będziemy mogli nieco poczarować, odbudowując tym samym zawalone konstrukcje czy też wabiąc tamtejsze żyjątka w celu nakarmienia nimi żyjącej tkanki, z której zbudowane jest to miejsce. Na papierze brzmi to naprawdę nieźle, ale efekt okazuje być niestety odwrotny do zamierzonego…

Recenzja Lust From Beyond 6
Spokojnie, on boi się bardziej niż ty…

Głównym problemem jest to, że żadna z tych mechanik nie sprawia jakiejkolwiek frajdy. Skradanie przez większość czasu jest banalnie proste i często zbędne, bo obok przeciwników można po prostu przebiec. I tak zapomną o nas po paru metrach, o ile twórcy nie uznają, że jeden z kultystów zawsze będzie znał naszą lokalizację, bo i tak się niestety zdarza. Konieczność sięgnięcia po broń witałem natomiast z irytacją, będąc świadomym, że przez najbliższych kilka minut będę musiał użerać się ze średnio intuicyjnym sterowaniem. O „czarowaniu” szkoda nawet wspominać, bo w całości sprowadza się do wciśnięcia prawego spustu/lewego przycisku myszy w odpowiednim momencie.

Wszystko to, zamiast bawić, zwyczajnie męczy, więc zaplanowana na prawie 9 godzin przygoda ciągnie się niemożebnie. Autentycznie wolałbym, by Movie Games Lunarium wycięło z gry większość mechanik i pozwoliło mi w spokoju przechadzać się po korytarzach kolejnych lokacji, rozkoszując się atmosferą i niepokojąco dziwacznymi wizualiami. Co z tego, że Lust from Beyond aspiruje do bycia prawdziwym survival horrorem, wymuszając na graczu konieczność dbania o zdrowie psychiczne bohatera, skoro jego ubytek wiąże się zaledwie z chwilowym chwianiem się ekranu, a przez całą grę otrzymujemy na tyle dużo psychotropów, że ani przez chwilę nie musimy zaprzątać sobie tym głowy. Podobnie ma się sprawa z potrzebną do czarowania esencją, którą tracimy w momencie zawalenia QTE. Jej źródło ZAWSZE znajduje się w pobliżu, więc zmarnowanie wszystkich punktów karane jest koniecznością cofnięcia się i ponownego jej pobrania.

Recenzja Lust From Beyond (3)
Goła baba na ołtarzu nigdy nie jest dobrym znakiem.

Jest to wszystko o tyle śmieszne, że w trakcie zwiedzania Lusst’ghaa, co jakiś czas natrafiamy na specjalne ołtarze, pozwalające nam na zdobycie konkretnych umiejętności pasywnych związanych z każdym z atrybutów, jak choćby zwiększenie ilości punktów zdrowia. Rozwój w bohatera w kierunku innym niż witalność jest absolutnym marnotrawstwem, bo tylko i wyłącznie powiększenie paska życia ma w tej grze jakikolwiek sens, bo to właśnie one niejednokrotnie uratują nam tyłek w trakcie obowiązkowych potyczek z bossami i pomniejszymi przeciwnikami, kiedy to niejednokrotnie dostaniemy w papę dzięki okropnie koślawej mechanice walki.

Przedwczesny wytrysk

Przyznam jednak, że lwią część rozgrywki uprzykrzyłem sobie na własne życzenie, sięgając po kontroler zamiast po klawiaturę i myszkę. I nie chodzi tu wcale o brak precyzji w celowaniu czy też prędkość obracania się, bo w graniu padem posiadam dość duże doświadczenie i jestem w tym w miarę kompetentny, a poza tym w przypadku tego typu gry ma to tak naprawdę marginalne znaczenie. Początkowo byłem święcie przekonany, że Lust from Beyond jest po prostu fundamentalnie zepsutą grą – notorycznie niezaskakujące QTE pomimo wciśnięcia przycisku w odpowiednim momencie, a także niechęć protagonisty do wyprowadzania ataków to jedne z wielu upierdliwości Lust from Beyond, z którymi musiałem się mierzyć. W pewnym momencie coś mnie jednak tknęło, by spróbować pograć chwilę przy pomocy klawiatury i myszy. I wiecie co? Jak ręką odjął. Nagle Victor zaczął wymachiwać kozikiem niczym doświadczony zakapior, a każde QTE zaliczałem bez jakiegokolwiek problemu.

Recenzja Lust From Beyond (5)
Ufoporno!

Techniczna strona gry to zresztą miejscami mała katastrofa. Graficznie jest okrutnie nierówno, bo na przykład wspomniana Lusst’ghaa, posiadłość kultystów czy też skąpane w ciemności uliczki Bleakmoor prezentują się naprawdę nieźle, ale już krótka sekwencja przejażdżki lasem tudzież modele postaci wołają o pomstę do nieba. Ponadto absolutnie wszyscy mieszkańcy tego świata cierpią na permanentny wytrzeszcz, objawiający się zanikiem zdolności mrugania. Widocznie zamienili je na inne, bardziej zaskakujące umiejętności, bo część z nich okazała się być kapitalnymi brzuchomówcami. Victor z kolei potrafi dosłownie wyjść z siebie i stanąć obok, by zajrzeć wewnątrz swoich portek. Fajna sztuczka, ale najwidoczniej okupiona częściową głuchotą, czego dowodem jest fakt, że używany przez niego rewolwer w większości przypadków nie wydaje nawet najcichszego szmeru przy wystrzale. A i z klatkażem trzeba się użerać, bo gra działa na Unity, więc na nieco słabszych konfiguracjach potrafi on być mocno nieprzewidywalny i wahać się od płynnych 60FPS do ledwo grywalnych 15FPS.

R U C H…

Na koniec chciałbym poruszyć kwestię seksu i nagości w grze, bo, nie oszukujmy się, ich obecność jest jednym z najważniejszych punktów marketingowych. I faktycznie, tytuł ten jest pod tym względem niezwykle odważny, prezentując w dość obrazowy sposób orgie czy też pozwalając graczowi na odbycie interaktywnego stosunku opartego na prościutkim QTE. Problem w tym, że w większości przypadków pozbawiony jest on absolutnie jakiegokolwiek znaczenia dla historii, stając się wyłącznie wizualną nagrodą dla konkretnego grona odbiorców. Jeżeli już twórcy tak bardzo chcieli, by ich gra zawierała liczne sceny seksu z najrozmaitszymi partnerami (włączając w to mężczyzn, kosmitów, a nawet, o zgrozo, kamień), mogli obudować to w jakąś ciekawszą mechanikę, choćby związaną z zatracaniem się w rozkoszy. Dodałoby to grze nieco charakteru, a sam seks nie byłby po prostu spełnieniem fantazji co bardziej zboczonych graczy.

Recenzja Lust From Beyond (4)
Celem tej i wielu innych scen nie jest rozwój fabuły czy nawet sprawdzenie zręczności gracza, a jedynie czysta gratyfikacja.

Czy warto kupić Lust from Beyond?

Lust from Beyond niepomiernie mnie zawiodło. Wypuszczone przed premierą autonomiczne prologi pozwoliły mi sądzić, że twórcy z Movie Games Lunarium wyciągnęli odpowiednie wnioski po premierze Lust for Darkness i ich kolejna gra okaże się przynajmniej niezłym produktem, zgłębiającym całkiem ciekawą i zdecydowanie niecodzienną tematykę. Finalnie dostałem natomiast niepotrzebnie rozciągniętego potworka, straszącego brzydotą i koślawym gameplayem, który niestety zaprzepaścił szansę na dorosłe potraktowanie tematu, stając się koniec końców interaktywną pornografią z zaskakująco interesującą fabułą.

Plusy
  • Wymiar Lusst'ghaa
  • Interesująca, niecodzienna fabuła
  • Miejscami wygląda naprawdę nieźle
Minusy
  • Zmarnowany potencjał większości mechanik
  • Modele postaci i niektórych lokacji to nieśmieszny żart
  • Niepotrzebnie rozciągnięty czas gry
  • Liczne niedoróbki techniczne i błędy
5
Ocenił Konrad Noga
Recenzja PC

Recenzja powstała w oparciu o rozgrywkę z PC

Recenzje gier OpenCritic